Pogoda była idealna na spacer. Serio, aż podejrzanie idealna. Słońce
świeciło, ptaki śpiewały..wybrałem się na łąkę należącą do stada. W
sumie był to bardziej ogród, ale kto by się przejmował takimi
szczegółami? Wielobarwne kwiatki doprowadzały nozdrza do szaleństwa i
delektowały oczy. A bynajmniej delektowałyby oczy każdego, kto lubi
takowy zbiór kolorów. Mnie jednak przeważnie nadmiar barw najzwyczajniej
w świecie w oczy bolał. Było jednak coś, co sprawiało, że widok ten
napawał mnie pewnego rodzaju radością. Owe kolory bardzo kojarzyły mi
się z moją przyjaciółką, radosną w taką właśnie pogodę. Renes... Wcześniej powiedziałem, że nie byłem pewny, czym ją darzę. Teraz jednak
nie miałem już wątpliwości. Postanowiłem stworzyć skromny bukiet.
Zebrałem kilka stokrotek z tych, które posiadają różowe zakończenia
płatków, bukiecik jednak wydawał się nie kompletny. Był zbyt..jednolity.
I wtedy właśnie mój wzrok przykuł krzak. Wyrastały na nim jeszcze
młode, soczyście, a wręcz-mimo, że nie przepadałem za tym
określeniem-Krwisto czerwone różyczki. Nie miałem jednak przy sobie
żadnego noża. Ale moment, mam przecież moc. Ból jeszcze nikomu nie
zaszkodził. Chwyciłem łodygę róży, czując łaskotanie kolców. No, dalej!
Ścisnąłem ją, sycząc przy tym, kiedy kolce przekuły moją skórę. Z ręki
obficie zaczęła cieknąć szkarłatna ciecz, kolorem rzeczywiście podobna
do owych róż. Puściłem kwiat gwałtownie.
-Brawo, idioto.-Westchnąłem, po czym, świadom, że ból będzie tylko
gorszy po raz kolejny chwyciłem kwiatem i szybko go wyrwałem. Włożyłem
różę na środek bukieciku po czym, nie patrząc na rękę, zregenerowałem
ją. Na moim rękawie pozostał jednak krwawy ślad, którego nie mogłem się
pozbyć. Trudno. Przyjrzałem się swojemu dziełu krytycznie. Mogłoby być
lepsze, ale żaden ze mnie artysta. Dobre to, co własne, prawda? Wróciłem
do domku, gdzie zastałem Renes.
-Piękny bukiet.-Powiedziała, przyglądając mi się badawczo. Długo mnie nie było.
-Wpasowuje się do przyszłej właścicielki.-Stwierdziłem z uśmiechem, na co Res skrzywiła się.
-Co to za szczęściara?-Zapytała, udając urażoną.
-Cóż. Jest mniej więcej tego wzrostu-wskazałem ręką wysokość-Posiada
brązowe oczy oraz włosy w tym samym kolorze, na których znajdują się
jeszcze urocze kołtunki, jest strategiem, no i stoi przede
mną.-Przyjaciółka uśmiechnęła się, kiedy podałem jej bukiecik.
-Jestem ci wdzięczna za miłe słowa, zdradzisz mi jednak z jakiej to
okazji?-Spytała, przyglądając się oczarowana mojemu amatorskiemu dziełu.
Cieszyło mnie jednak, że Reniś się on podobał.
-Chciałem ci podziękować.-Odpowiedziałem.
-Podziękować?-Renesmee spojrzała na mnie zaciekawiona, lekko mrużąc
oczy. Przypominała teraz kotka czekającego na smakołyk. Urocze.
-Podziękować.-Przytaknąłem.
-Za co?-Zapytała zbita z tropu.
-Gdyby już szukać konkretnych powodów, praktycznie pewien by się
znalazł; Byłaś pierwszą osobą, zaraz, po medykach, jaka postanowiła ze
mną porozmawiać. Wątpię, czy zaaklimatyzowałbym się tak łatwo bez
ciebie.-Reniś spojrzała na mnie, szeroko się uśmiechając. Wstawiła
kwiatek do wazonu, po czym poczochrała mnie po włosach.
-To urocze-Zaśmiała się lekko. Teraz byłem pewnie jeszcze bardziej
potargany i nieogarnięty, niż rano. Nie przeszkadzało mi to jednak.
Obdarzyłem przyjaciółkę promiennym uśmiechem.-Dzisiaj rano...-Renes
wydawała się trochę zmieszana.
-Tak?-Zapytałem, przyglądając się jej.
-Nie wiem..może mi się wydawało, ale myślę..chciałeś..-W jednej chwili
zrobiła się czerwona. Wiedziałem, co chciała powiedzieć i zastanawiałem
się czy poczekać, czy może jej pomóc.
-Chciałem cię pocałować.-Przytaknąłem, wybierając tą drugą opcję.
Przyjaciółka uśmiechnęła się, zupełnie, jakby czując ulgę.-Renes..?
-Tak?-Odwaga pękła niczym bańka mydlana. Spuściłem wzrok.
-Zresztą..to szaleństwo. Nie znamy się wystarczająco długo żebym...-Zająkałem się lekko.
-Daj spokój! Może i nie jest to jakiś długi czas, ale przez ten czas
dużo przeszliśmy! Mów, co chciałeś!-Zawołała, lekko zniecierpliwiona.
Zaśmiałem się.
-Kocham cię.-Powiedziałem, nie do końca przekonany co do jej reakcji.
(Renesmee? *tryb nieśmiałka* xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz