Jak na zawołanie zaczęłam się trząść. Od zawsze bałam się niedźwiedzi.
Są moim koszmarem. Mam traumę z dzieciństwa, która odcisnęła dosyć duże
piętno w moim charakterze. Dzięki nim mam silną psychikę... Ale przy
nich tracę pewność siebie. Ona wtedy tajemniczo wyparowuje z mojego
biednego ciałka. Znika. Tak puff. I nie ma. Własnie tak było teraz.
- Tchórzysz czy walczysz? - spytałam, zerkając kątem oka na basiora.
- Walczę! - warknął w stronę niedźwiedzia.
- No to pa! - pożegnałam się z nim i ile sił w łapach uciekałam jak
najdalej od tego wielkiego, brunatnego bydlaka. Czuję się teraz jak
tchórz, którym jestem.
Gwałtownie zatrzymałam się przed jednym z drzew. Była to brzoza. Brzozy
są ładne. Chwała brzozom. Są cuuudowne! Dobra Yuko, nie gadaj tylko rób
to, co do ciebie należy. Szybko zmieniłam kierunek i zaczęłam biec w
stronę miejsca, z którego zwiałam. Wiem, jestem tchórzem jakich dużo.
Nie jestem odważna! Co zrobisz, nic nie zrobisz... Możesz się utopić w
jeziorku.
To co przed chwilą napisałam, było bez sensu.
Gdy wróciłam na miejsce, zobaczyłam basiora stojącego nad zwłokami
puszystego, wielkiego stworzenia. Nie zaprzeczam, zrobiło mi się
strasznie wstyd.
Podeszłam do niego i odezwałam się cicho:
- Wybacz za to, ze zwiałam. Nie wytrzymałam - powiedziałam, prawie łkając.
< Viiiiiiiiincentttttttttt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz