wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Toshiro do Kymery

Dzień raczej nie zaliczał się do szczególnie udanych. Tak szczerze mówiąc, to dzisiaj nie zamierzałem nawet wyściubiać nosa poza chłodne, tonące w półmroku wnętrze mojej jaskini. Klair wybyła gdzieś jednak dłuższy czas temu, a ja zaczynałem się martwić - zatem po kilku dokładnych obliczeniach i ustalaniu trasy możliwe najmniej wystawionej na działanie prażących promieni, ruszyłem szybkim krokiem, w kilku długich susach pokonując otwartą przestrzeń, która dzieliła mnie od drzew z rozłożystymi koronami.
Po chwili jednak zwolniłem - teoretycznie, wcale nie było tak źle, jak przypuszczałem. Ciężkie, szare chmury przysłoniły niebo, a wiatr dął co chwila w pnie drzew, machając bardziej wiotkimi sztukami. Tylko powietrze było suche i ciężkie: zapewne szła burza, ale dopiero za kilka godzin miała do nas dotrzeć, żeby oczyścić nieco powietrze. Póki co jednak, gdy większość wilków mogła stwierdzić, że mamy dość chłodny dzień, ja odczytywałem go raczej jako gorąc. Musiałem jednak odnaleźć wilczycę. A później coś zjeść, skoro już jestem na zewnątrz. Zwierzyna nie była na tyle miła, by sama wejść do przytulnej jaskini, tylko wolała kryć się po lasach.
Klair znalazłem po zaledwie - o dziwo - kilku minutach. Wadera leżała sobie przy Wodospadzie Mizu, a gdy mnie zobaczyła, na jej pyszczek wpełzła urocza minka wyrażająca głębokie zdumienie - doskonale wiedziała, że nie znoszę upałów.
- Długo cię nie było - mruknąłem pod nosem, gdy już się przywitaliśmy: jej sierść ociekała nieco wodą, a nos miała wyjątkowo wilgotny. Bardzo przyjemnie wilgotny, jak zauważyłem zresztą.
- Mam trochę do zrobienia - odparła wesoło. - Wrócę jakoś pod wieczór.
- Yhym - potaknąłem, po czym wziąłem łyk orzeźwiająco chłodnej wody. - To ja pójdę coś zjeść.
- Z tego, co słyszałam, sporo królików jest teraz przy wschodnim skraju Shinrin.
- Dzięki. Idę już.
- W miarę szybko postaraj się coś złapać, bo zbiera się na deszcz - spojrzała w górę.
- Mogłoby popadać - westchnąłem z rezygnacją. - Skwar, skwar, skwar...
- Staruszku Tosh, wyjdź kiedyś, gdy będzie słońce,w tedy dopiero zobaczysz - zaśmiała się.
- Chcesz usmażyć swojego kochanego basiora? Klair, tego się po tobie nie spodziewałem!
- No widzisz. Dobra, ja lecę, muszę sprawdzić, jak sobie radzą obrońcy - po chwili wahania liznęła mnie lekko w policzek.
- Pozdrów tam ich. I powiedz Zuko, że pomogło, on już będzie wiedział.
- Jasne, do wieczora! - zniknęła w kępie drzew.
Ponownie westchnąłem z rezygnacją i powlokłem się w stronę Shinrin. Pełen energii czy nie, coraz bardziej odczuwałem skutki głodu. Może uda się nawet złapać dwa? Wtedy Klair miałaby co zjeść, gdy wróci.
***
To był zły pomysł. Zły i cały utytłany w błocie, wlokłem się w stronę jaskini, czując narastającą suchość w pysku. Kiszki grały już nie tyle, co marsza, ale prawdziwą orkiestrę z pełną obsadą. Gdyby nie to, że ledwo człapałem łapami, chętnie poszedłbym odreagować złość w Amfiteatrze: tam zazwyczaj można było wyzwać kogoś na pojedynek lub poszukać jakiegoś stwora...
I wtedy na kogoś wpadłem. Prychając z niezadowoleniem, spojrzałem na owego osobnika - konkretniej rzecz ujmując, nieznajomą waderę. Nieco wyższa ode mnie, acz całkiem nieźle zbudowana, jak na wilczycę. Jej ogon stanowił ogromną część ciała, był długi i puchaty. Pewnie całkiem przydatny w zimę.
Burknąłem coś w jej stronę i chciałem wyminąć, ale, koniec końców, wdaliśmy się w jakąś bezsensowną potyczkę słowną.
~ Toshiro, rozmawiasz z waderą. Bądź milszy! ~ napomniała mnie w końcu zirytowana Shiro, a jej głos odbił się echem w mojej głowie.
- Może chociaż przeprosisz?! - warknęła znowu nieznajoma, mierząc mnie morderczym wzrokiem.
Gdyby nie to, że nie miałem ochoty na kilkugodzinny wykład Shiro na temat zachowania w stosunku do samic, zapewne odpowiedziałbym wilczycy w podobnym, złośliwym tonie, ale powoli się uspokajałem. Czasem takie warczenie na kogoś rzeczywiście pomaga, chociaż najlepszą metodą też nie było.
~ No raczej...
- Tak, tak, przepraszam - mruknąłem zrezygnowany, a wilczyca uniosła łapę w górę i cofnęła się nieco, najwyraźniej zaskoczona. - W ogóle, co ty tu robisz? Nie widziałem cię do tej pory. Jesteś członkiem tej watahy?
- Nie twoja sprawa - wycedziła wolno i dobitnie.
- Moja - nie ustąpiłem, hardo patrząc w jej oczy. - Jesteś na terenie watahy, do której należę, więc chcę dbać o innych, zatem i pilnować, czy nie dostanie się tu jakiś obcy ze złymi zamiarami. Pytam jeszcze raz, kim jesteś? Należysz do tej watahy czy nie?

< Kymera? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT