niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Karo cd Nikolaja

— Hej! — zawołał za nami Oath — nie możesz tak po prostu wyjść! Trenujemy!
Odwróciłam się do oburzonego basiora, odpowiadając najbardziej pogodnym i wesołym głosem, na jaki było mnie stać.
— Ale cóż ja poradzę? W końcu to urocze zajączki, siła wyższa — odparłam, idąc za basiorkiem. W ten sposób przynajmniej nie rozwalę żadnej kukły — Do potem — rzuciłam jeszcze, już normalnym, suchym tonem głosu. Nie rozumiem, co Niko w ogóle myślał. Przecież nie możemy ot co zabrać sobie zająca z nory. A co dopiero kilku! Zresztą, skoro siedział tam z nimi, pewnie przesiąkły jego zapachem. To oczywiste, że rodzice nie wracają.
— Niko — zwróciłam się do szczeniaka, chyba po raz pierwszy mówiąc krótszą wersją jego imienia — wiesz, jak bardzo zawaliłeś sprawę?
Basior zatrzymał się nagle, zdziwiony, po czym przechylił gwałtownie głowę w moim kierunku.
— Ale o co Ci chodzi? Idę pomóc małym zajączkom! — zaprotestował z przekonaniem. Westchnęłam.
— Nie wolno dotykać cudzych młodych — pouczyłam go.
— Dlaczego? — zdziwił się — zresztą, wcale ich nie dotknąłem!
— Chodzi o zapach — powiedziałam cierpliwie — w przyrodzie często jest tak, że jeśli od młodego czuć zapach wilka, człowieka, lub innego zwierzęcia, które go dotknęło, rodzice przestają je poznawać — wytłumaczyłam. Malec prychnął.
— Ale ja ich nie dotykałem. Mówię Ci, że ich rodzice albo ich porzucili, albo nie żyją, bo nie było ich bardzo, bardzo długo… — upierał się.
— Ile trwa to twoje bardzo, bardzo długo? — zapytałam. Basior nadął policzki.
— Dużo — oznajmił. Usiadłam na miejscu, czując łaskoczącą trawę pod futerkiem — co Ty znowu wyprawiasz? — żachnął się towarzysz. Uśmiechnęłam się pod nosem.
— Odpoczywam — stwierdziłam — jest ciepło, a ja mam ciemne futro, chcę na chwilę usiąść.
Basior przechylił głowę, zdziwiony.
— Co? Nie! Wstawaj! — położyłam się, pozwalając trawie podrapać mnie lekko po nosie, w efekcie czego wydałam z siebie psiknięcie. Basiorek ze zdenerwowaniem wbił pazurki w ziemię, aby następnie rzucić się w moim kierunku, krzycząc “ruuusz sięę!”. Zatrzymałam go vectorem, lekko chwytając jego pochylony łebek. Napierał przez chwilę na nadprogramową rękę, próbując się przebić, po czym uniósł na mnie głowę, poddenerwowany. Nic sobie z tego nie robiąc, położyłam pyszczek na łapach, licząc w myślach.
Jeden, dwa, trzy, cztery…
Skwar doskwierał okropnie, jednak nocne opady sprawiły, że trawa była całkiem przyjemna, nie wysuszona, jak to często latem bywa. Nikołaj chodził w kółko, raz za razem rzucając jakąś uwagę w moją stronę.
Osiemdziesiąt cztery, osiemdziesiąt pięć, osiemdziesiąt sześć…
— Karo! Daj spokój! Siedzisz tutaj już bardzo długo, a te zajączki są pozostawione same sobie! — basior wybuchł w końcu.
— Jak bardzo długo? — dopytałam niewinnie, przewracając się na plecy. Nikolaj tupnął łapą.
— Bardzo, bardzo długo! — Poderwałam się nagle, zadowolona.
— I tutaj Cię mam! — brzmiało to conajmniej, jak “eureka!”. — Według moich skromnych obliczeń, siedziałeś tam około półtorej minuty — odparłam z uśmiechem. Jakoś tak lubiłam pokazywać temu dzieciakowi swoją chytrą stronę. Jego reakcje były zabawne, ot co.
— Gadasz głupoty! Cień się wtedy poruszył, jestem pewien! — Basior wciąż był przekonany. Trzeba przyznać, uporu by mu niejeden pozazdrościł. Jestem ciekawa, czy jakaś wadera z nim wytrzyma, w przyszłości.
— Jasne… — mruknęłam, powracając do chodu. Przez kilka minut podążałam za naburmuszonym szczenięciem w ciszy, aż wreszcie zawołał — to tam! Sama zobacz!
Rozesłałam promień gps’a wokół. Faktycznie, coś tam było, popiskiwało zresztą. Trzy, małe zwierzątka bawiły się ze sobą nawzajem, uderzając uszkami. Było to dość rozkoszne.
— Nie wyglądają na jakieś zaniedbane — zauważyłam.

<Nikolaj?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT