niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Karo cd Lelou

Odbiłam się od podłoża, prawie nie mieszcząc się w szczelinie, wdzięcznego lądowania również nie dostąpiłem, zataczając się i uderzając boleśnie w twardą ścianę. Ma się ten zmysł pilota, oto, czemu bogowie nie obdarzyli mnie skrzydłami. Bardziej przerażający okazał się jednak dźwięk zacierającej się już ściany. Stworzona z niewyraźnych fal dźwiękowych sylwetka Lelou zaczęła zanikać za trzeszczącą ścianą.
— Znajdę Cię! — usłyszałam głos basiora. Chciałam coś odkrzyknąć, jednak nie zdążyłam, ściana zamknęła się na amen. W pierwszym odruchu miałam ochotę podbiec tam i zacząć w nią walić, zdałam sobie jednak sprawę, że jestem w jednym pomieszczeniu ze starszym delikwentem, który może narobić nam kłopotów. Niemalże od razu wyczułam jego ruch, aby następnie wystrzelić w jego kierunku vectory, uniemożliwiając dalsze poruszanie się.
— Nigdzie nie idziesz — warknęłam gniewnie, przykuwając go do ściany — lepiej dla ciebie, abyś nas nie lekceważył — odparłam pewnie, zadzierając łeb w górę. Delikwent nie wiedział, że jestem ślepa i niech tak zostanie.
— Was? — zaśmiał się drwiąco — Widzę tutaj jedynie jedną, nachalną istotkę — dopiero, gdy powiedział to głośno, uświadomił mi suchy fakt. Zostaliśmy rozdzieleni. Zdając z tego sobie sprawę poczułam dziwne ukłucie. Zupełnie tak, jak parę godzin wcześniej nie miałam pojęcia, co się dzieje z partnerem, co wcale mi się nie podobało. Poza tym, czułam się dość… Niepewnie. Nasz dwuosobowy zespół był dość dobrany, trzeba przyznać. Ja tworzyłam inicjatywę różnych działań, napędzając do nich Lelou, on zaś przygaszał je, gdy było to potrzebne. Przeszło mnie dziwne wrażenie, że bez basiora u boku nie będę umiała się zahamować. Dopiero teraz doszło do mnie, jak bardzo nasze charaktery się równoważyły. Nie mogłam jednak okazać, że czuję się chwiejnie z powodu owego obrotu spraw. Staruszek mógł to wykorzystać.
— O jedną za dużo — syknęłam, obnażając kły — jak stąd wyjść, dziadygo? — zapytałam, jakby nigdy nic. Facet roześmiał się.
— Niczego się ode mnie nie dowiesz, malizno — głos jego obrazował wielkie zadowolenie z siebie — te usta milczą jak grób.
Świetnie, poradzę sobie sama.
— Niewiele brakowało, aby faktycznie zamilczały na wieki, uszanuj to i nie rób problemów — rzuciłam, ciągnąc mężczyznę za sobą w wielką niewiadomą tajemniczego pomieszczenia. Zastanawiałam się, czy nie użyć gps’u, aby lepiej zorientować się w sytuacji i rozmieszczeniu pomieszczenia, postanowiłam jednak chwilowo zaoszczędzić tę zdolność. I tak niedawno jej użyłam, więc mogłaby być mniej skuteczna. Miejsce, w którym się znajdowałam różniło się znacznie od innych pomieszczeń, co nawet ja byłam w stanie wyczuć. Podłoga była drewniana, prócz tego jej szorstość różniła się od gładkich, kamiennych płytek, charakteryzujących korytarz i pomieszczenie, w którym byliśmy wcześniej. Powierzchnia nie była wielka, a za nią znajdowały się drzwi, wysokości faceta. Naparłam na nie, jednak nie ustąpiły. Przeniosłam głowę w stronę mężczyzny, po czym powiedziałam, spokojnie.
— Otworzysz mi, prawda? — zapytałam grzecznie.
— Nie ma takiej opcji — odparł, wyraźnie zadowolony.
— Otworzysz, albo ja otworzę tobą — uśmiechnęłam się szeroko — to jak? — dopytałam. Mężczyzna westchnął.
— Nie zamierzam ulegać groźbom jakieś… — wzięłam głęboki wdech, szykując się do krzyku, którego osobiście nienawidziłam. Ból zadawany przeciwnikowi za każdym razem odczuwałam z tą samą siłą, jednakowoż nadal się nie przyzwyczaiłam. Był okropnie palący. Wydawało mi się, że zaraz ogłuchnę, mimo, że to nie możliwe. Na szczęście facet zakumał aluzję i nim w ogóle wydałam z siebie dźwięk, zaczął wystukiwać sekwencję puknięć w drewniane drzwi, które po chwili otworzyły się głośno skrzypiąc. Zadrżałam, słysząc popiskiwania i krzyki, jakie usłyszałam za progiem. Wbiegłam do środka, analizując pomieszczenie za pomocą gps’a. Nagle poczułam, jak całe moje ciało drętwieje, jakby było zrobione z kamienia. Ściany pomieszczenia okalane były kratami z przykutymi kajdanami zwierzętami. Każda kończyna miała swoje własne kajdany, uniemożliwiając skutecznie poruszanie się. Z jednej strony wyglądało znajomo, a z drugiej… było o wiele bardziej przerażające, niż u tego karła w kitelku. Zwierzęta nie były zmutowane. To były zwyczajne, leśne stworzenia. Co po niektóre miały wewnętrzne, silne rany kute, przez których fale poczulam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Brak wzroku miał kilka zalet. Nie musiałam oglądać okropnych obrażeń, jakie miały te stworzenia, mimo, że fale gps’u były bardzo szczegółowe, to nie było to samo. Na szczęście.
— Ty… Ty… — odwróciłam łeb w stronę faceta — co to w ogóle jest, do cho.lery?!

< Lelou? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT