sobota, 12 sierpnia 2017

Od Karo cd Lelou

Nie do końca byłam w stanie “dostrzec” stworzenie. Dźwięki istoty odbijały się z dalsza, nadając nierówny sygnał. Byliśmy zbyt oddaleni, a ona zdawała się tkwić w bezruchu. Może to po prostu kamień o nieregularnym kształcie? Cichaczem ruszyłam w kierunku stworzenia, aby zdobyć więcej informacji.
— Karo! — syknął ostrzegawczo Lelou, podchodząc do mnie — nawet się nie zgrywaj, nic o nim nie wiemy.
Odwróciłam łeb w stronę partnera.
— Próbuję coś ustalić — bąknęłam — to intruz. Nie możemy tak po prostu go zignorować.
Ruszyłam dalej przed siebie. My z Lelou, to chyba nigdy się nie najemy. Zawsze ktoś, zawsze coś. Tyle szczęścia, że żadne z nas nie jest łowcą, bo wataha wymarłaby z głodu przy naszym szczęściu. I pomyśleć, że pozbyłam się pecha…
Rysy istoty zaostrzały się raz za razem. Kształtem nie wydawała się niezwykła. No, prawie. Od ogonka do głowy można by łapę oddać, że był to królik. Uszy jednak przypominały coś w rodzaju skrzydeł, zresztą zwierzę było o wiele masywniejsze od innych przedstawicieli gatunku. Byłam pewna, że nie chodziło tu wcale o niezdrową dietę.

— Fascynujące… — powiedziałam cicho, wciąż nasłuchując.
— Jego uszy… — słuch mnie nie mylił. Lelou również dostrzegł coś w rodzaju skrzydeł na uszach królika. Uśmiechnęłam się lekko.
— Nie powiem, mamy farta do znajdowania dziwnych stworzeń — stwierdziłam beztrosko.
— Których nie powinno tutaj być — zauważył czujnie Lelou — to las, a nie siedziba mutantów.
— My też jesteśmy swego rodzaju mutantami — przypomniałam — poza tym, to jedynie zwierzę, jakie widzimy. Lepszy rydz, niż nic.
~ Chcesz jeść skrzydlatego kicajca? — zdumiła się Molly.
~ O ile on nie zje mnie — zauważyłam. Molly dość często zapominała, że jesteśmy drapieżnikami. No, dobra, nie wiem, czy nasz specjalny okaz królika również nim był.
— Wydaje się być… Porośnięty trawą — mruknął Lelou. Zaczęło mnie zastanawiać, czy jakby posadzić na nim rzodkiewkę, to mogłaby urosnąć. Już chciałam coś powiedzieć, może wykonać kolejny krok w stronę stworzenia, gdy te nagle uniosło uszy, a następnie ruszyło się gwałtownie, wylatując odrobinę nad ziemię.
Prychnęłam pod nosem.
— O, nie — mruknęłam, ruszając w ślad za nim. Lelou westchnął głęboko, również zrywając się do biegu.
— Dlaczego w ogóle go gonimy? — burknął.
— Bo ma fajne uszy — skwitowałam z uśmiechem, obserwując ruch stworzenia. Gonitwa trwała dłuższą chwilę, nim zwierz… Po prostu znikł. Ja natomiast poczułam, jak przednia część mojego ciała zapada się. Tylko jednak na chwilę, gdyż basior wciągnął mnie do góry.
— Wiedziałem, że masz talent do pakowania się w tarapaty, ale nie miałem pojęcia, że potrafisz wykrywać dziury w ziemi — stwierdził sceptycznie partner.
— Zazdrościsz mi? — zapytałam. Delikatnie przytuliłam się głową do jego szyi. Miał przyjemne, miękkie futro. — W każdym razie, tyle było z króliczego kaszalo… — urwałam. “Sygnał” zmienił się nagle, a z dziury na krótką chwilę wyłoniły się skrzydlate uszy, aby ponownie zniknąć. — Co to miało być, zaproszenie? — zdziwiłam się.
~ Wiesz, nie każdy chce być nazywany kaszalotem. Może zamierzał pokazać, że słucha. — Molly zaśmiała się.

< Lelou? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT