czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Zerknąłem uważnie na wilczycę, która, wyraźnie speszona, rysowała na łapą na podłodze jakieś linie. Eter natomiast wciąż się poszerzał - lada chwila miał połknąć mężczyznę.
Jeśli mam być szczery, osobiście nie czułem ani grama litości względem niego. Chciał skrzywdzić nas. Skrzywdzić Karo. Nie umiałbym mu tego wybaczyć. Sam zgotował sobie taki los, niech go nicość pochłonie!
- Zostawimy go tak? - bąknęła partnerka, spuszczając pyszczek.
- Karo - przemówiłem najłagodniej jak mogłem, wymawiając na początku jej imię - on na to zasłużył, nie zasłużył na twoją litość. Gdybyśmy tylko dali nam okazję, sam z radością wepchnąłby nas do tej dziury. Albo przeprowadził jakieś chore eksperymenty. Całe to miejsce, wszystkie te istoty, zaczynając od Asriela i tamtego doktorka, są wrogo nastawieni względem nas. Jeśli damy im choć cień szansy, skorzystają z niej i zaatakują.
- Tu nie chodzi o litość - odparła cicho, jakby z rezygnacją. - Lelou... on nam może jakoś pomóc. Wróciliśmy do swoich rozmiarów, jest dobrze. Jeśli go przyciśniemy, powinien udzielić nam informacji.
- Dlatego chcesz go uratować? - zapytałem, wciąż sceptycznie nastawiony.
- Zepchnięty w eter, raczej nie powie nam wiele - odparła już nieco pogodniej.
- Mówisz, że mógłby nam mieć to za złe? Dobra, a nuż się rzeczywiście przyda - westchnąłem, spoglądając na dopiero co opuszczony pokój, niemal w całości już pochłonięty. - Zaraz wrócę.
Nie ufając do końca we własny zmysł równowagi i zwinność, wzleciałem na skrzydłach, zaciskając szpony na starczym ciele na chwilę przed tym, gdy ostatnia podtrzymująca go deska z łoskotem poleciała w dół, niknąc w ciemnościach. Usłyszawszy cichy jęk dobywający się z gardła mężczyzny, tylko się uśmiechnąłem i minimalnie wzmocniłem uścisk.
- Nawet nie próbuj się wyrywać - syknąłem, niemal rzucając go z powrotem na bezpieczną podłogę w korytarzu. Czujnie rozejrzałem się dookoła, czy nie ma tu jakiejś straży czy czegokolwiek, oprócz nas, w pobliżu nie było jednak żywej duszy.
Facet zakasłał głośno i z trudem podniósł się, szukając po omacku laski, która zapewne już dawno zdążyła odlecieć do eteru. Zdołał jednak wstać o własnych siłach, dysząc ciężko i opierając dłonie o kolana. Ja w międzyczasie natomiast wróciłem do wilczej formy, stając przy Karo, na tyle blisko wadery, by nasze boki się lekko stykały. Pomagała mi świadomość, że wadera jest tuż obok mnie - ciepło jej ciała przyjemnie odczuwałem i na swoim.
- No i masz swojego jeńca - mruknąłem, patrząc na nieudolne próby wyprostowania się staruszka. W końcu wyciągnął drżącą, pomarszczoną dłoń i ciężko oparł się o pozłacaną klamkę do zamkniętych już drzwi. Wątpiłem, by ktokolwiek miał tam znów postawić nogę.
- Straa... - zaczął krzyczeć w pewnym momencie mężczyzna, najwyraźniej chcąc przywołać posiłki. Skoczyłem jednak na niego i przewróciłem, przyciskając przednie łapy do jego klatki piersiowej. Pazurem przejechałem w okolicach jego krtani, a krzyk natychmiast zamarł mu w ustach.
- Tylko spróbujesz wezwać pomoc - wysyczałem - a przegryzę ci tętnicę, obiecuję.
- Czego chcecie? - zmarszczył brwi, próbując jakoś się wyswobodzić.
- Informacji - stwierdziła Karo, podchodząc nieco bliżej ,pewnie stawiając kolejne kroki.
- Czego od nas chcecie, co nam planowaliście zrobić, kim konkretniej jest Asriel, skąd wziął się tamten eter... - uściśliłem szybko, po czym spojrzałem na partnerkę. - Zapomniałem jeszcze o czymś?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT