czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Karo cd Illyi

Wiecie co? Czuję się zaskoczona. Spodziewałam się… No nie wiem, krasnoludów, na przykład? Nie, nie, to by było za proste. Wynajmijmy armię trupków, będzie zabawnie. Roztrzaskałam kolejnego truposza, uderzając w niego vectorami. Cóż, jakiś czas temu mogłabym powiedzieć, że nie będzie ich nieskończoność… Ale, he, niestety Kyria nauczyła mnie, że jest taka możliwość. Jeden z kościotrupów usadowił swoje kościste palce w moim grzbiecie. Poczułam nieprzyjemne mrowienie, gdy wbił je w skórę, ukrytą pod gęstym futrem. Mocnym ruchem ogona oderwałam mu czaszkę, powodując tym samym jego rozpad. Okropnie kruche były te istoty. Do prawdy, czyżby za czasów świetności brakowało im białka, przez co kości stały się łamliwe?
Okej, fakt, nie byli to godni przeciwnicy, acz ich ilość mogła zaważyć nad zwycięstwem. Wystarczyło przecież tylko, aby nas unieruchomili i pach, tyle by z nas było. Średnio wykwintny koniec. Musieliśmy zastosować coś innego. Coś, co chociaż minimalnie ułatwiłoby sytuację. Tylko co taka niewielka wadera, oraz basior z rasy tankowanych, mogliby poczynić?
Rozesłałam długą falę po pomieszczeniu, chcąc się upewnić w jego rozkładzie. Nie mogłam pominąć żadnej opcji zwycięstwa.
Kiedy dojrzałam stalagmity, wystające z sufitu, coś przeszło mi przez myśl. Coś cho.lernie ryzykownego i głupiego… Czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
— Ej, Illya! — zawołałam do basiora — uderz w ścianę!
Odpowiedź dobiegła do mnie po chwili, acz nie była satysfakcjonująca.
— Co?! — odkrzyknął, rozgramiając kilka potworów. Westchnęłam ciężko.
— Uderz tym swoim spasionym cielskiem w ścianę! Czego tu można nie zrozumieć?! — zawołałam. Jeśli wszystko ładnie poprowadzimy, czmychniemy bocznym korytarzem. Ewentualnie będzie z nas krwawa paoka, wolałam jednak nie dopuszczać do siebie tej opcji. No hej, to tylko waląca się jaskinia!
— Niby po co?! — żachnął się, wyraźnie zirytowany poleceniem. Westchnęłam ciężko.
— Zrób to, jełopie! — Ruszyłam w jego kierunku, przebijając się przez sypiące trupki. — A potem biegnij. Najszybciej, jak potrafisz!
Illya daleko do korytarza nie miał. Wystarczyłyby trzy mocne skoki, aby się wydostał z obleganej części. Mnie dzieliło ich troszkę więcej, ale anusz mogłabym się osłonić vectorami. No dobra, to nadal nie był mądry plan, ale wciąż do wykonania. Basior mruknął coś pod nosem, poddenerwowany, ale faktycznie, przy najbliższej okazji uderzył mocno w ścianę kilkukrotnie. Sufit zadrżał gwałtownie.
— Leć! — warknęłam, przyspieszając kroku. (Nie)umarłych przed sobą odganiałam vectorami, zdzielając jednego za drugim. Nie zmieniało to jednak faktu, że co poniektórzy delikwenci łapali mnie z sogon, lub łapy. Gdzieś w oddali usłyszałam pierwszy trzask. Drugi już wcale nie był tak daleko ode mnie. Straciłam rachubę już przy trzecim, niedługo po nim coś uderzyło jednak zaraz przede mną. Wyminęłam stalagmit, w panicznej próbie dotarcia gdziekolwiek. Kroki dzielące mnie od korytarza wydawały się teraz kilometrami. Wyskoczyłam, uprzedził by mnie jednak kolejny lecący kamień. Nagle potężna łapa wciągnęła mnie w głąb korytarza, oddzielając od walącego się terenu.
— Jesteś nienormalna! — wydyszał basior, jego głos nie wyrażał jednak oburzenia, a dziwną ekscytację.
— Nie odmówisz mi jednak zaradności — zauważyłam, dźwigając się na łapy. Raczej nigdy nie powiem tego głośno, ale Illya w gruncie rzeczy był NAWET przydatny.
Drgnęłam nagle, zaalarmowana. Pojedynczy kamyczek spadł nagle z ogromnego wysypu skał. Zaraz po nim pojawił się jednak następny, większy, który już po chwili miał w nas uderzyć. Kamień zatrzymał się jednak w powietrzu, podtrzymany przez mój vector.
— Lepiej się stąd wynośmy — mruknął basior. Kiwnęłam głową, a następnie już oboje wybiegliśmy wzdłuż korytarza, kiedy to puściłam kamień vectorem. Mogliśmy odetchnąć dopiero, gdy kolejne przejście okazało się być mniejsze od goniącego nas kamienia.
— Jak wrócimy? — zapytał Illya.
— Labirynt ma wiele wyjść. Skupmy się na zadaniu. — Wzruszyłam ogonem, jakby to nie miało większego znaczenia.
Fakt, labirynt miał wiele wyjść. Żadne jednak nie było nam znane.
~ To zabawne — odparła Molly.
~ Co konkretnie? — dopytałam, chociaż ze średnim zainteresowaniem.
~ Jakim cudem ktokolwiek przydzielił do jednej drużyny ryzykantkę, oraz kogoś, kto nawet nie zwróci uwagi, że przed chwilą mógł przypłacić życiem? — zapytała. Ponownie machnęłam ogonem.
~ Jest tu nowy. Może nie wszyscy widzieli, jak mało nie przepłaca życiem.
Tulpa westchnęła.
~ Jeśli wasza dwójka wyjdzie z tego cało, w jakimś twoim śnie wyszczekam alfabet po starogrecku — powiedziała, dość niepewnym tonem głosu. I gdzie ten jej optymizm, ja się pytam?
~ Stoi — zgodziłam się stanowczo ~ chętnie to zobaczę.

<Illya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT