niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Ruch nogi mężczyzny zauważyłem o ułamek sekundy za późno - zbyt skupiony na jego twarzy, uważając, by nie zaczął głośno wzywać posiłków, przegapiłem moment, gdy unosił stopę, kopiąc z całej siły, na jaką pozwalała mu ta niewygodna pozycja, w ścianę. Cały korytarz momentalnie zatrząsł się, a ja odskoczyłem od faceta, stając tuż obok Karo, która rozstawiła szeroko łapy, usiłując jakoś zachować równowagę. Sam czyniłem rozpaczliwe wysiłki, by jakoś utrzymać się w pozycji stojącej, cały korytarz zaczął jednak żyć własnym życiem, jakby odłączony od reszty budynku, trzęsąc się jak osika, podskakując co sekunda i przechylając się to w prawo, to w lewo. Przez chwilę próbowałem odgadnąć rytm tego wszystkiego, obijając jednak porządnie bok o ścianę, dotarło do mnie, że nie ma w tym żadnego porządku - wszystko to odbywało się zupełnie chaotycznie, a ja skupiłem całą uwagę na to, by jakoś ochronić waderę, której było przecież jeszcze gorzej uniknąć poobijania. Dopiero to chwili zorientowałem się, że byłem na tyle zafrasowany dziwacznymi ruchami korytarza i bezpieczeństwem wilczycy, że umknęło mi dziwne zachowanie staruszka - ten podpełzł jakoś do ściany i kurczowo trzymał się klamki od drzwi, panicznie dotykając kolejnych rys w ścianie, aż w końcu triumfalnie zakwilił. Dopiero po paru sekundach dotarł do mnie sens tego, co robił.
- Karo, biegiem! - huknąłem, ślizgając się po posadzce, a partnerka ruszyła jakoś za mną - cały czas starałem się utrzymywać z nią kontakt. - Ucieka nam!
- A niech tylko spróbuje - warknęła, zaskakująco dobrze odnajdując się w poruszaniu.
- Cholera, nie zdążymy - zakląłem, gdy staruszek zaczął przeciskać się przez ścianę - górna połowa ciała zniknęła już w kolejnym tajemniczym mroku.
- Prędzej - ponagliła mnie jednak wilczyca, kiedy straciliśmy kolejną cenną sekundę: korytarz podskoczył zaskakująco mocno w górę, a my rozpłaszczyliśmy się na podłodze jak naleśniki, podczas gdy starzec zdążył przeleźć przez dziurę, która powoli się zamykała.
- Skaczemy! - postanowiła wilczyca.
- Uważaj! - zdążyłem tylko krzyknąć, kiedy mocno odbiła się łapami od podłoża, celnie przemykając się na drugą stronę -ledwo już zdążyła się zmieścić. Dla mnie za chwilę będzie za późno. Napiąłem mięśnie, chcąc już prostować łapy, by pokonać przeszkodę, gdy korytarzem zatrzęsło na prawo, w stronę, w którą kompletnie się nie spodziewałem. Straciwszy równowagę, przyłożyłem łbem o ścianę tuż pod dziurą. Podskoczyłem możliwie szybko, opierając łapy na coraz mniejszym przejściu - teraz jednak było przez nie ledwo widać białe, połyskujące w ostatnim błysku światła z korytarza. Nie zdążyłem.
- Znajdę cię! - zdążyłem tylko krzyknąć, gdy ściana na powrót stała się... sobą. Ślizgając się i klnąc na wszystko, co możliwe, spróbowałem nacisnąć na te same płytki, co wcześniej starzec - bez rezultatu.
Dopiero teraz dotarło do mnie, co tak właściwie miało miejsce. Rozdzieliliśmy się z Karo, a ona znalazła się sam na sam z tamtym szaleństwem, Ramza jedna wie, gdzie konkretnie i czy nie ma tam jeszcze innych. Po moim grzbiecie przebiegł lodowaty dreszcz strachu. Uświadomiłem sobie, że podczas naszych przygód, prawie zawsze byliśmy razem - teraz, kiedy partnerki zabrakło u mojego boku, czułem się... źle. Nie wiedziałem kompletnie, co mam robić, w którą stronę iść. Nie przyznałbym tego głośno, ale w tym właśnie momencie szczególnie zabrakło mi tego, dzięki czemu zacząłem ją nazywać "panią kamikadze". Sam nie umiałem podjąć ryzyka. Jeśli ruszę w prawo, być może będzie to kompletnie przeciwny kierunek i stracę mnóstwo czasu, podczas kiedy Karo będzie zdana tylko dla siebie... tak samo z wszystkimi innymi możliwościami. Może zatem warto się wrócić i szturmem wziąć salę Asriela, by wydobyć z tej beksy jakieś informacje? Nie, ma za dużo straży. Równocześnie, nie widziałem zbyt innej możliwości, a wybranie na ślepo jednego kierunku mogło skończyć się tragicznie. Westchnąłem cicho - dopiero teraz dotarło też do mnie, że korytarz zachowywał się tak, jak przystało na dobry korytarz - jego ściany nie poruszały się nawet ociupinkę. Ruszyłem zatem z powrotem do sali tronowej, próbując przypomnieć sobie trasę, którą pokonałem wcześniej w kloszu. To przecież nie może być takie trudne!

< Karo? Gdzie Ty...? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT