czwartek, 10 sierpnia 2017

O Lelou do Karo

Kiedy doszliśmy do jaskini wadery, nerwowo spojrzałem na przyjaciółkę. Nie uśmiechało mi się zostawiać jej samej - znając ją, zaraz wpadnie w jakieś tarapaty, a do tego bardzo, ale to bardzo nie chciałem dopuścić. Najchętniej byłbym przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale doskonale wiedziałem, co myśli o "niańczeniu", jak to kiedyś określiła.
- Lelou - zaczęła niepewnie Karo, grzebiąc łapą w ziemi. - to tylko taki, wiesz, bonus. Dam sobie radę, naprawdę. Nie martw się.
Przewróciłem oczami, chociaż wilczyca i tak przecież nie mogła tego zobaczyć.
- Wiem, że dasz sobie doskonale radę - potwierdziłem cierpko. - Szczególnie ze znalezieniem jakichś nowych kłopotów.
- Umiem o siebie zadbać! - zaprzeczyła gwałtownie, marszcząc pyszczek.
- Dlaczego z kimś nie zamieszkasz? - zapytałem. - Na przykład...
Wziąłem głęboki wdech, gryząc się równocześnie w język. 
- Mówiłam, że sobie poradzę.
- Zajrzę wieczorem. Idę do siostry - rzuciłem, cofając się.
- Do zobaczenia - Karo ruszyła wgłąb swojej jaskini.
Ruszyłem w przeciwnym kierunku, idąc dużo szybciej, niż bym chciał. Nie wiedziałem nawet, na co tak naprawdę się zdenerwowałem, ale miałem paskudne przeczucie, że gdybym został choć chwilę dłużej, powiedziałbym o kilka słów za dużo. Może tak podburzyło mnie to, że tak naprawdę nie wiedziałem, jak mogę pomóc przyjaciółce? Byłem właściwie bezsilny i mogłem dbać tylko o to, by bezpiecznie siedziała u siebie w jaskini. Nie miałem zielonego pojęcia o medycynie ani magii leczniczej, skoro nawet Victor, jednej z najlepszych medyków, jakich znałem, nie znalazł żadnego sposobu, ja nie miałem na to żadnych szans. Byłem bezsilny. Znowu.
- Leloś! - odwróciłem się w stronę wesołego głosu siostry. - Ty nie z Karo?
- Właśnie ją odprowadziłem - mruknąłem niemrawo, gdy już mnie dogoniła, nieco zdyszana, ale wyraźnie zadowolona.
- Jakiś taki nie w sosie jesteś. Kłótnia partnerska? - zażartowała, uważnie na mnie spoglądając ze zmartwionym wyrazem pyszczka.
- A skąd - żachnąłem się, czując zalewającą mnie falę gorąca pomimo panujących i tak upałów. - Po prostu... jakoś tak wyszło. Niedługo znowu do niej wpadnę.
- Leloś, zachowujesz się jak jakiś wstydliwy szczeniak - zarzuciła mi.
- Kto to mówi - parsknąłem, ale uśmiechnąłem się lekko. - Dobra, najwyżej zrobię z siebie wariata. Wrócę jakoś za niedługo, uważaj na siebie!
***
Czując się jak balon naładowany kamieniami, człapałem z powrotem do jaskini przyjaciółki. Huh, dość dziwnie może do właściwie wyglądać - zawsze dziwiło mnie, z jaką łatwością Nami umie mnie przejrzeć. Czasem miałem wrażenie, że to bardziej ona pomaga mi, niż ja jej...
- Karo? - rzuciłem, gdy wreszcie dotarłem do celu. Przez moment ogarnęła mnie ochota, by uciec, ale stwierdziłem, że przecież raz kozie śmierć.
- Tak? - usłyszałem po chwili. Z cienia wolno wyszła wadera.
- Masz ochotę... no wiesz, znowu polatać? - zapytałem niemrawo.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
- Czemu nie - uznała wilczyca, kierując się na zewnątrz. Po raz kolejny zdziwiło mnie, jak dobrze zdążyła już się przystosować. Ja w międzyczasie natomiast rozłożyłem skrzydła i wzniosłem się w górę, chwytając pazurami drobne ciało Karo.
Lecieliśmy w milczeniu. Wzniosłem się dość wysoko, tam, gdzie wiatr był już nieco chłodniejszy i można było zapomnieć o upale z dołu. Wziąłem głęboki wdech. Pytanie tak prosto z mostu będzie odpowiednie? Chyba jednak powinienem jakoś to przygotować. Jeszcze trochę zaczekać.
- Wszystko... - zaczęła w końcu wilczyca.
- Zostaniesz moją partnerką? - wypaliłem, nim zdążyłem się powstrzymać. Nieznacznie obniżyłem tor lotu, próbując machać skrzydłami ciągle w tym samym rytmie.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT