wtorek, 15 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

- Asriel, cholero jedna!
Przeklinałem swoje małe ciało, w którym nie szło odnaleźć ani grama siły z mojej właściwej formy. Kiedy założyli na mnie ten klosz, oddzielając mnie od Karo, zaparłem się łapami o szklaną pokrywę, która jednak za nic nie chciała ustąpić - nie pomagało ani szuranie po niej zębami, ani dziobanie, ani próby wgryzienia się w nią.
Nagle przypomniałem sobie o kolejnej swojej mocy. Mocy, której nie używałem od dnia jej odkrycia, kiedy to omal nie skrzywdziłem Nami. Teraz jednak z każdą chwilą czułem coraz bardziej naglące mrowienie. Pokonane dusze potworów, które niegdyś "kolekcjonowałem", teraz poruszyły się niespokojnie, jakby przeczuwając zbliżającą się wielką chwilę. Chęć spróbowania liźnięcia umiejętności wzrastała z każdą sekundą. Hej, dorosłem przez te kilkanaście miesięcy, nie? Będę w stanie wszystko kontrolować, zacznę spokojnie.
Przymknąłem oczy, uwalniając na początek tylko część ciała jednego ze stworów - potężną łapę ogra, która, wbrew moim pesymistycznym oczekiwaniom, nie skurczyła się wraz ze mną. Przeciwnie, z każdą chwilą rosła, aż nagle, kiedy miała już-już roztrzaskać klosz, na którym pojawiały się rysy, szkło zadźwięczało przyjemnie, a wokół linii przypominających nieco linie papilarne człowieka, zaczęły pojawiać się promienie szkarłatnego światła. Łapa ogra zadrgała, jakby w konwulsjach, a impuls bólu po chwili dotarł i do mnie. Drgnąłem, opanowując w sobie przemożną chęć, by wyć na cały głos. Nim jednak zdążyłem choć otworzyć pysk, kończyna stwora skurczyła się i sczerniała, a potem rozpadła w proch, który wsiąkł w szklaną pokrywkę. Asriel wyszczerzył się, co bardzo wyraźnie zobaczyłem ze swojego więzienia. Klosz skutecznie izolował wszystkie dźwięki, bez problemu odczytałem jednak to, co chciał mi przekazać:
- Nie uciekniecie.
Warknąłem i zjeżyłem sierść, ale powstrzymałem się od ataku. Biorąc pod uwagę moje możliwości w tej formie, a także dziwną, tutejszą magię, próby ucieczki mogłoby zakończyć się ze szkodą dla mnie, na czym mi zdecydowanie nie zależało. Musiałem poczekać na okazję i uratować Karo, to teraz priorytet. W takim środowisku wadera może mieć naprawdę duże problemy z odnalezieniem się - miałem tylko nadzieję, że nie będzie próbowała użyć vectorów, by się wydostać. Biorąc pod uwagę, co stało się z łapą ogra, jej atak mógłby zakończyć się dużo gorzej.
Obnażyłem krwi, gdy dwaj podwładni Asriela zaczęli zbliżać się w naszą stronę - bliźniaczo podobne strusie z łbem aligatora i małpimi łapami zamiast skrzydeł. Każda z istot pewnie chwyciła jeden klosz i ukłoniła się władcy. Drzwi do sali tronowej zamknęły się powoli, a stworzenia odwróciły się i ruszyły długim korytarzem, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Przez moment zdawało mi się, że za ogromnym oknem z bogatą zdobioną ramą przeleciał nasz skrzydlaty zając - nie zdziwiłbym się jednak, gdyby był to po prostu jakiś kolejny mutant.
Spróbowałem się uspokoić i zebrać myśli. Czego oni mogą od nas chcieć? Wątpię, czy chcieliby nas sobie złapać ot tak, dla kaprysu, bo wtedy zapewne po prostu wygoniliby nas z królestwa. Kara za to całe przekroczenie prędkości? Hej, nie przesadzajmy, aż tak surowo nie może być w kraju rządzonym przez beksę, jakiego zapamiętałem.
Ale jak dobrze znałem Asriela? Płaczliwa i tchórzliwa postać callumpa spotkanego ongiś przeze mnie i Karo na terenie watahy mocno kontrastowała z obrazem, jaki zostawił po sobie teraz - podstępnego i dostojnego władcy, który bez żadnego wyjaśnienia postanowił uwięzić gości z innego świata. Nie żebym oczekiwał jakiegoś hucznego przyjęcia, ale spodziewałem się nieco cieplejszego powitania.
A może miało to jakiś związek z naszymi mocami? Jeśli cały ten świat był pod wpływem jakiejś złej magii i oni dzięki nam chcieli się jakoś od nas uwolnić? Albo planowali poznać sekrety naszych ciał oraz mocy? Lelouch, scenariusz żywcem wzięty z przedstawień granych w Amfiteatrze, pogratulować. Trzeźwe myślenie. Czego oni mogą chcieć? Coś w tym wszystkim musi być.
Problem w tym, że nic nie przychodziło mi na myśl.
Poczułem, jak powoli opanowuje mnie panika. Nami, rodzice, wszyscy z watahy - co, jeśli ich już nie zobaczę? Przerażała mnie świadomość, że mogę z tego nie wyjść. Tym bardziej, że mój koniec mógł nastąpić w jakiejś lukrowej krainie, gdzie zamiast porządnego, błękitnego nieba, dali jakąś watę cukrową, jakby istoty budujące to wszystko spojrzały na samą koniec w górę: "Hej, a czym załatać tą dziurę? Taka spora jest..." - "A wsadź tam resztę waty, akurat się nada!".
W tym samym jednak momencie mój wzrok spoczął na partnerce, która, zadziwiająco spokojnie, siedziała w miejscu. Ponownie wypełniła mnie determinacja, przeganiająca resztki strachu. Nie mogę się poddać - jeszcze nie teraz. Muszę nas uwolnić. Musze wymyślić coś, by Karo była bezpieczna. Przypomniałem sobie obietnicę daną jej ojcu, gdy odchodził. Co ze mnie za partner, za obrońca, jeśli nawet nie będę mógł zapewnić bezpieczeństwa waderze, którą kocham?
Wziąłem głęboki wdech akurat wtedy, gdy zatrzymaliśmy się przed salą z dużymi, oszklonymi drzwiami. Muszę być czujny. Okazja może nadarzyć się w każdej chwili...

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT