poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Sceptycznie obserwowałem w dziurę w ziemi, z której przed chwilą na moment wychyliły się uszy stworzenia - chociaż, na dobrą sprawę, równie dobrzy mogłyby robić mu za skrzydła, biorąc pod uwagę, że budową bardzo przypominały ptasie kończyny porośnięte piórami.
- Co to miało być, zaproszenie? - zapytała Karo, prychając cicho.
- Nawet jeśli, to z niego nie skorzystamy - stwierdziłem, trącając szyję wadery nosem. - Mięso mięsem, on by nas bez powodu nie sprowadzał do siebie. Lepiej będzie, jak poszukamy saren, z naszym szczęściem się okaże, że to kolejny Asriel.
- Ciekawe, jak sobie radzi - zastanowiła się na głos. - Daj spokój, jaką mamy gwarancję, że zaraz natkniemy się na coś do zjedzenia? Tym bardziej, że potencjalne jedzenie samo nas zaprasza do siebie?
- To już zdecydowanie nie jest dobry znak - zaprzeczyłem. - Po tej całej awanturze z Karo, chcę po prostu normalnie zapolować.
- Takie marzenia to raczej nie dla nas, Lelou - zauważyła z uśmiechem partnerka. - Daj spokój, najwyżej zaraz stąd wyjdziemy, nie?
- Znając życie, przejście się nad nami zamknie - protestowałem dalej, choć z coraz mniejszym przekonaniem. Tak, Karo miała rację: nasza dwójka chyba przyciągała wszystkie dziwactwa z okolicy.
- Dopiero co wykopana dziura raczej nie ma żadnego czujnika ruchu ani nic - odparła, a zbłąkany promień słońca padł na jej porcelanowe oczy, wypełniając je przyjemnym, mlecznobiałym światłem. Przez myśl przeszło mi, że gdyby nie okoliczności, w jakich wilczyca dorobiła się takich oczu i wynikające z tego konsekwencje, mógłbym się wpatrywać w nie godzinami. Teraz początkowy zachwyt zagłuszyło poczucie winy palące równie mocno, jak tuż po odkryciu, że być może wadera już nigdy nie zobaczy zieleni lasu.
- Kto ci tam wie - burknąłem. - Z takimi uszami nigdy nic nie wiadomo.
- Twierdzisz, że uszaci są niegodni zaufania? - zapytała wesoło. - Lelou, skąd wiesz, czy on nie ma przyjacielskich zamiarów.
- Karo, skąd wiesz, czy on nie ma wrogich zamiarów? - odparowałem.
- No właśnie to chcę sprawdzić, chodź!
Nim zdążyłem zareagować, wskoczyła do dziury. Nie mając innego wyboru, ruszyłem za towarzyszką, w ostatniej sekundzie rozglądając się po okolicy. Saren nadal brak...
Spadałem w zastraszająco szybkim tempie, co rusz obijając się o twardą ziemię. Zaskakująco równo wykopany tunel zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a mi pozostało jedynie czekać. Reszta ciała i ograniczony dostęp słońca zdecydowanie utrudniał mi podziwianie widoków: ziemia, ziemia, kamień, ziemia, ale uspokajała mnie świadomość, że Karo leci tuż obok... miałem tylko nadzieję, że podłoże zostało jakoś zabezpieczone.
Zdrętwiałem na samą myśl o możliwych konsekwencjach upadku na twarde podłoże z naszą obecną prędkością, tunel zaś był zbyt mały, bym mógł rozłożyć skrzydła... ale jakoś przecież musiałem, nawet jeśli tylko minimalnie zwiększę nasz pęd. Zaciskając mocno szczękę, przywołałem moc Ao i najpierw przywołałem szpony, chwytając drobne ciało partnerki: wadera pisnęła i w pierwszym odruchu zaczęła wić się, by wyswobodzić ciało z uścisku, zaraz jednak zaprzestała walki. Ja natomiast w miarę możliwości rozwinąłem skrzydła, chociaż te  co chwilę boleśnie ocierały się o ściany tunelu. Miałem wrażenie, że zostaną z nich same ogryzki - gdy jednak już na poważnie rozważałem zwinięcie ich, tunel gwałtownie się rozszerzył, ukazując dużą, znakomicie oświetloną przestrzeń... Gwałtownie rozpostarłem skrzydła na pełną szerokość, walcząc z usiłującym mnie rozproszyć potwornym pieczeniem, po czym wolno opadłem, uprzednio odstawiając Karo. Sam po chwili wylądowałem i wróciłem do wilczej postaci.
- To gdzie ten nasz zając? - mruknąłem.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT