poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Karo cd Lelou

Niedowierzenie mieszało się z jednoznaczną chęcią rozerwania mężczyzny na strzępy za pomocą vectorów. Jasny gwint, jak? Jak on mógł robić tym stworzeniom coś takiego. I pomyśleć… Pomyśleć, że nie chciałam go zostawić na pewną śmierć w otchłani nicości. Że przez tyle czasu wraz z Lelou staraliśmy się pomóc Asrielowi, aby tylko mógł tutaj wrócić. Oni… Co za potwory!
— Och, to? — zapytał, jakby nigdy nic, a w jego głosie słychać było pełną niewinność. Jakby w ogóle nie ruszał do fakt, że krzywdzi dziesiątki, a może nawet setki stworzeń! — To tylko moja mała kolekcja — zadrżałam, słysząc te słowa. Więc to się kryło za kolorową, cukrową krainą?
— Mała? Ty draniu! — żachnęłam się, czując dreszcze w całym moim ciele — a gdyby ciebie ktoś trzymał w takich warunkach, obezwładniając, co? Gdybyś Ty był elementem jakiejś “małej” kolekcji? — Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zdenerwowana. Miałam ochotę kląć, krzyczeć i ciąć ze złości. Najgorsza była jednak świadomość, że wraz z Lelou przyłożyliśmy do tego łapy, pomagając tej beksie, Asrielowi. I tak się kończy dobroczynność, hę? W tym momencie okropnie żałowałam, że basiora tutaj nie ma. Nie byłam w stanie kontrolować złości, jaka we mnie buzowała.
— Przepraszam Cię bardzo, lisiczko, ale moje ruchy są skrępowane — wycwanił się, też coś. Zacisnęłam mocniej vectory, na jego kończynach, aż krzyknął.
— Jestem wilkiem, do cho.lery! — Obnażyłam kły — a dla ciebie lepiej, żebyś natychmiast wypuścił te istotki. Potrzebują pomocy medycznej!
— Możesz mi zrobić tyle, co lisek — rzucił spokojnie — sam widziałem, że jesteś za słaba, aby mnie zabić. Będziesz krzyczeć na mnie i traktować mnie tymi swoimi mocami, ale nie odbierzesz mi życia, ani mnie nie okaleczysz. J e s t e ś z a s ł a b a — w każdym słowie słyszałam charakterystyczną satysfakcję. No proszę, jaki znawca. Pokręciłam głową, słysząc te słowa.
— Oj, staruszku, nie potrafisz poznać się na innych ssakach — stwierdziłam, wbijając pazury w ziemię — ja Ci po prostu dałam szansę, którą zgrabnie zaprzepaściłeś. Tym razem nie będzie żadnej taryfy ulgowej.
~ Pyskujesz wrogowi na jego terenie, bardzo mądrze — upomniała mnie Molly.
~ Mam go w garści — zaprzeczyłam — nie
pozwolę mu dłużej krzywdzić tych istot.
— W takim wypadku masz problem — rzucił, a ja zadrżałam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie mógł przecież czytać w moich myślach, a jego odpowiedź idealnie pasuje do tego, co powiedziałam wcześniej — nie zamierzam się słuchać jakiegoś trzęsącego się pieska.
Więcej nie czekałam. Rzuciłam się na niego, powalając na stół, znajdujący się na środku pokoju. Ten załamał się pod wpływem gwałtownego ciężaru naszej dwójki.
— Świetnie, tym razem więc pogadamy na poważnie — rzuciłam, wyswobadzając go z objęć vectorów. Wychodzi na to, że nie umiem wytrzymać nawet chwili bez pakowania się w walkę. Lelou by tego nie pochwalił. Miałam nadzieję, że szybko wywiążę się z całej tej sytuacji i ponownie zbratam się z partnerem. Czułam się źle ze świadomością, że błąka się gdzieś po tej chorej krainie, sam sobie. Facet nie czekał ani chwili, chwytając jeden z przedmiotów, które akurat nie miały bezpośredniej konfrontacji z jego ciałem. Nie byłam pewna, co to takiego, widząc ostrze uchyliłam się jednak. Zwierzęta w klatkach poruszyły się gwałtownie.
— Masz rację — odparł wesoło — pobawmy się na poważnie! — Pokiwałam głową, ponownie skacząc na faceta, aby podjąć się próby wlepienia pazurów w jego oczy. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej.

<Lelou? Czyżby to były te drzwi? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT