niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Szedłem możliwie cicho, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok jak najbliżej ściany. Wolno pokonywałem następne i następne, niekończące się korytarze, ostrożnie obserwując każdy załom w poszukiwaniu ewentualnych strażników czy też Karo, która mogła być przecież wszędzie. Co chwila łapałem się na spoglądaniu w bok, szukając wzrokiem kroczącej tuż przy mnie drobnej wilczycy. Czułem się nieswojo za każdym razem, gdy znowu natrafiałem na pustkę i wlepiałem wzrok w pustą przestrzeń przed siebie. Coraz bardziej zdenerwowany, wręcz wyczekiwałem jakiejś walki, akcji, spotkania. Czegokolwiek. Ta bezczynność, jakby zwykły spacer pustym korytarzem, mnie dobijał. Miałem wrażenie, że po prostu krążę i krążę dookoła, nie czyniąc żadnych postępów. To dobijające, tym bardziej, że doskonale wiedziałem, że gdyby była tu teraz Karo, starałbym się dumać nad wszelkimi możliwymi sposobami, by unikać bezpośredniej konfrontacji z wrogiem tak długo, jak tylko to byłoby możliwe. Uśmiechnąłem się krzywo na tę myśl - czyżby nastawienie partnerki wpłynęło na mnie tak bardzo, że podczas nawet podczas jej nieobecności podejmuję takie decyzje, jak w wypadku, gdy bylibyśmy razem? Znając ją - tym bardziej z jej obecnymi zdolnościami dźwięku - już wdalibyśmy się w jakąś bitkę albo wyciągali informacje o staruszka, podczas gdy teraz Karo jest zdana tylko na siebie, a ja krążę i krążę, szukając... czegokolwiek. Posępnie spojrzałem na fragment białego fartucha, który wcześniej oderwałem przypadkiem, gdy skoczyłem na mężczyznę.
Chwila.
Ja już mijałem to miejsce.
Po stwierdzeniu tej oczywistości, stanąłem jak wryty, wpatrując się tępo w niewinny strzępek białego materiału, przez który miałem ochotę rozszarpać na strzępy twórców tego świata. No tak, mieliśmy już żyjący własnym życiem, wirujący korytarz, przez który właśnie usiłowałem przejść. Czemu by do tej radosnej mieszanki nie dodać zbudowania tego wszystkiego w ten sposób, by krążyło się w kółko? Zakląłem pod nosem. Straciłem masę czasu, a nie miałem w dalszym ciągu pojęcia, co dzieje się z Karo ano gdzie przebywa Asriel.
- Znajdę cię - warknąłem, przyśpieszając kroku.
Przyśpieszyłem kroku, tym razem pewnie pokonując kolejne, łudząco podobne do siebie korytarze. Tym razem nie polegałem na własnej pamięci, wybierając całkowicie przypadkowo drogę. Nie martwiłem się, że kogoś mogę spotkać - wręcz przeciwnie, wręcz wypatrywałem takowej sposobności. Nie tylko dlatego, że dobijała mnie bezczynność - jeśli uda mi się kogoś przycisnąć, zdobędę cenne informacje. Może nawet, gdzie przebywa Asriel. Albo, co ważniejsze, Karo. Jeszcze tylko trochę i cała ta farsa się skończy. Znajdziemy wyjście, wrócimy do watahy cali i zdrowi, a przy okazji pokonamy Asriela i każdego... każdego. Damy przecież radę, prawda?
Prawda?
Ziarno niepewności, kiełkujące powoli w mojej duszy, boleśnie mnie ukuło, podsuwając kolejne pesymistyczne scenariusze. Gdybym tylko wtedy nie dał się zaskoczyć, nieco wcześniej wyskoczył. Ach, gdybyśmy w ogóle nie zwrócili uwagi na tamtego cholernego królika, wszystko byłoby dobrze i pewnie już dawno upolowalibyśmy jakieś sarny czy jakiekolwiek inne, normalne stworzenie, jakich w Tysiącletniej Puszczy też przecież nie brakowało, szczególnie, że nie ukrywały się tak bardzo, jak istoty obdarzone magiczną mocą. Oj tak, Karo i ja z całą pewnością mieliśmy w sobie coś, co szczególnie przykuwało uwagę radarów wszelkich dziwności z okolicy. Stawiam na te nasze wszystkie przygody i doświadczenia z całą masą "dziwności", bo z czasem to wszystko, zamiast się uspokajać, zdawało się raczej przybierać na sile.
W końcu, nie wiedzieć kiedy, stanąłem przed dziwnie znajomymi drzwiami. Zatrzymałem się, nagle sparaliżowany, niezdolny do wykonania kolejnego kroku. Asriel tu musi być.
Ogarnęła mnie niesamowita ochota, by rozerwać gardło tej beksie. Jak tylko dowiem się, gdzie jest Karo. I czy jest bezpieczna.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT