czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Skryty razem z Karo w krzakach, na spokojnie obserwowałem niczego nie podejrzewającego dzika, który właśnie grzebał długim ryjem w ziemi w poszukiwaniu pożywienia. Dość sporych rozmiarów jak na swój gatunek, a gdy spojrzałem nań nieco z boku - dostrzegłem, że kły miał również imponujące, długie i ostre, które to, choć upaprane glebą, budziły respekt. Z całą pewnością był wystarczającą wielką masą mięsa, by nasycić zielarzy, uzdrowicieli i medyków - nawet nie jeden raz.
Nadal nierozwiązana pozostała jednak kwestia przeniesienia tego giganta, gdy już go upolujemy. Jeśli nam się to w  ogóle uda - do pomysłu podchodziłem raczej sceptycznie, na niego potrzeba było zdecydowanie więcej wilków, by polowanie zakończyło się sukcesem.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł - stwierdziłem zatem, choć dzicza woń była naprawdę obiecująca. - Jak niby zamierzasz go przenieść?
- Użyję vectorów - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz w świecie. - Idziesz?
Przez chwilę miałem ochotę wytknąć jej, że sama, nawet z pomocą dodatkowych łap, nie da rady unieść aż tylu kilogramów, postanowiłem ugryźć się jednak w język. Sam przecież zaproponowałem to polowanie, a nie wiadomo kiedy znaleźlibyśmy kolejną zwierzynę. No i przecież zawsze mogę pomóc, prawda?
- Idę - przytaknąłem, mrużąc nieco oczy i oceniając odległość dzielącą nas od dzika. Niecałe dziesięć metrów w linii prostej, ale na drodze stoi nam trochę krzaków, po starannym ominięciu ich, wyjdzie pewnie jakieś dziesięć.
Chciałem też zastanowić się nad taktyką - czy atakujemy równocześnie z jednej strony, od tyłu, czy też jedno z nas rusza okrężną drogą i czeka, aż drugie zwabi dzika nieco bliżej? A może lepiej, gdybym zaatakował zwierzę z powietrza? Albo gdyby tak...
Karo jednak nie dała jednak mi nawet możliwości zakończenia dumania nad strategią - zamiast tego, poruszyła leciutko ogonem i wystrzeliła jak z procy, zgrabnie omijając przeszkody w postaci krzewów.
Na ułamek sekundy zamarłem, niepewny, co właściwie powinienem zrobić. Dopiero kiedy moja partnerka wybiegła na polanę, długim susem pokonałem znaczną odległość i zacząłem biec za waderą, która z kolei zmierzała w stronę dzika.
Zwierz, zaalarmowany nagłym hałasem, gwałtownie wyjął ryj z ziemi i odwrócił łeb - a kiedy dojrzał dwa wilki biegnące prosto na niego, zakwilił przeraźliwie i wciągnął jedzone właśnie dżdżownice, by czym zaczął przebierać raciczkami w błocie, rozbryzgując dookoła breję. Zaraz zaczął też uciekać w stronę Shinrin, cały czas wydając z siebie piskliwe odgłosy przerażenia.
Zakląłem - niekoniecznie pod nosem - przyspieszając, by nie stracić dzika z oczu. Pomimo swojej wagi i stosunkowo krótkich nóżek, poruszał się zaskakująco szybko, lawirując między drzewami. W chwili, gdy myślałem, że już go nie dogonimy, w sukurs przybył nam wystający, sękaty korzeń, o który to dzik w szaleńczej ucieczce zaczepił racicą, padając jak długi na mokrej trawie i opadłych liściach, ślizgając się po mokrej powierzchni. Spróbował jeszcze wstać, rozpaczliwie machając kończynami na wszystkie strony i próbując nas odstraszyć swoimi zębami, utrata równowagi zrobiła jednak swoje - doskoczyłem do jego szyi, kłapnięciem szczęk przegryzając tętnicę stworzenia. Z rany strumieniem trysnęła jasnoczerwona ciecz, plamiąc sierść na moim torsie, zanim nie odskoczyłem - dzik natomiast zakwilił rozpaczliwie po raz ostatni, przez jego ciało przebiegł konwulsyjny dreszcz i... znieruchomiał.
Westchnąłem głęboko, patrząc na upolowane stworzenie. Każdego innego dnia byłbym z nas dumny, że zdołaliśmy upolować dzika, teraz jednak, patrząc na martwe ciało, poczułem coś na kształt wyrzutów sumienia - przypomniał mi się widok ofiar Asriela.
Karo podeszła do mnie, biorąc głęboki wdech. Chwilę jeszcze odpoczywaliśmy, regenerując utraconą podczas gonitwy energię. W końcu jednak przeciągnąłem się, patrząc na rozciągnięte na ziemi, ciężkie truchło, do którego zaczynały już zlatywać się muchy i inne owady.
- Jesteś gotowa? - zwróciłem się do partnerki.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT