piątek, 11 sierpnia 2017

Od Lelou do Karo

Słysząc twierdzącą odpowiedź wadery, nie wiedzieć kiedy, na mój pyszczek wpełzł szeroki uśmiech, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło - nie te fala gorąca sprzed chwili, która tak utrudniała ruchy i zaburzała rytm oddychania. Teraz raczej przypomniały mi się spokojne czasy dzieciństwa, kiedy wieczorami z Nami siadaliśmy przy rodzicach po ciężkim, męczącym dniu wypełnionym zabawami, Lulu drzemał gdzieś w cieniu, a mama opowiadała nam bajki i różne opowiastki, a to o patronach, a to o wilkach z watahy. Na pamięć znałem już historię o tym, jak poznali się rodzice, jak powstała ta wataha, a także sporo anegdotek o różnych wilkach.
Tymczasem dalej leciałem jednostajnym tempem, łapiąc skrzydłami coraz to nowe prądy powietrza. Przyjemne, chłodne podmuchy wiatru mierzwiły co chwilę moją sierść, jakby chciały wyprzeć wspomnienia o upale na dole. Westchnąłem, spoglądając na ziemię: przelatywaliśmy właśnie nad Tysiącletnią Puszczą. Czubki strzelistych, wysokich drzew falowały w rytm wiatru, a ptaki wesoło ćwierkały, siedząc wygodnie w uwitych przez siebie gniazdkach między gęstymi gałęziami. Liści było tak wiele, że nie można było dostrzec ani jednego skrawka ziemi, zapewne zacienionej o każdej porze dnia i nocy. Lubiłem spędzać tam czas, szczególnie w upały - jeśli nie w przestworzach, własnie tam mogłem odnaleźć nieco chłodu.
- Jesteś może głodna? - zapytałem, znowu przerywając milczenie. - Jesteśmy właśnie nad Puszczą, mogę coś upolować.
- Chciałeś powiedzieć - usłyszałem w odpowiedzi cierpki głos wadery - że razem coś upolujemy, mam rację?
- Yhym - wymruczałem tylko, niezbyt zadowolony. Najchętniej wsadziłbym partnerkę do sejfu, gdzie byłaby zawsze bezpieczna, ale doskonale wiedziałem, że nawet jeśli straciła wzrok, to zapędy kamikadze pozostały w jak najlepszym stanie. Cóż, wilczyca goniła za przygodą, więc wiedziałem doskonale, że i tak nic jej nie powstrzyma przed ruchem. Tym bardziej teraz, gdy zdobyła nowy żywioł - cóż, z pewnością będzie pomocny. - Zatem lądujemy.
Ostrożnie, by nie stracić równowagi, zacząłem pikować w stronę ziemi, to przyśpieszając, to znowu zwalniając: w końcu jednak wolno opadliśmy na mały skrawek ziemi, gdzie akurat nie rosły żadne drzewa.
Zadarłem łeb w górę. Jak już zauważyłem na górze, słońce prawie że nie przeświecało się przez rozłożyste korony drzew, przez co w całej puszczy panował półmrok i przyjemny chłód. Po niedawnych opadach deszczu, ziemia była nieco wilgotna, a zapach tchnął świeżością. Idealne warunki na polowanie.
Szliśmy cicho, nasłuchując czegoś, co mogłoby zdradzić bliską obecność dziewczyny. Badałem nosem powietrze, usiłując przebić się przez intensywną woń żywicy.
- Na prawo - szepnęła w pewnym momencie wilczyca. Bez zbędnych pytań, podążyłem we wskazanym przez nią kierunku. Po kilku minutach jednak, zamiast obiecującej grupki saren, dostrzegłem... jakąś istotę, rzeczywiście. Ale z tej odległości za nic nie mogłem przypasować jej do żadnego znanego mi stworzenia... 

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT