piątek, 27 maja 2016

Od Victora cd Renesmee

Kiedy tylko moje oczy ujrzały potomków, cały strach wyparował w jednej chwili. Radość mieszała się z ulgą. Trójka malutkich waderek leżała przy mamie, pogrążone we śnie. Przypatrywał bym się owemu widokowi dłużej, gdyby nie podejrzany dźwięk przed jaskinią. Wyszedłem na zewnątrz by sprawdzić, o co chodzi. Widok praktycznie w ogóle mnie nie zdziwił.
-To znowu Ty!-Zwróciłem się gniewnie do mechanicznego wilka, spoglądającego na mnie badawczym wzrokiem.
-Przestań.-Powiedział aż nadto spokojnie-Przychodzę w pokoju.-Prychnąłem donośnie. Pokoju, co? Czuję ten pokój. Nie, nie-widzę go. Jest ładnie umeblowany. A wiecie, z czego zrobione są te meble? Ze zdrady, śmierci, bólu. Tak. Piękny pokój..
-Czego chcesz?-Wycedziłem zdenerwowany. Stworzenie przewróciło mechanicznymi oczami.
-Pięknie Ci się w życiu ułożyło.-Zaczął, a ja od razu miałem ochotę, by rzucić mu się do gardła. Postanowiłem jednak wysłuchać, co takiego miał mi do powiedzenia.-Wspaniała partnerka. Wierna towarzyszka. Trzy małe szkraby..
-Masz rację cudownie-Przyznałem-Streszczaj się więc, bo chcę wrócić do mojej WSPANIAŁEJ rodziny.-Nie miałem zamiaru łatwo mu podlec. Co to to nie.
-Ale kogoś brakuje, prawda?-Pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl była Maril. Ale nie. Nie mogło chodzić o nią. Nie mógł wiedzieć. Pokręciłem głową z irytacją-A więc jednak..
-Kim Ty w ogóle jesteś?-Zapytałem z wyrzutem.
-Dzielimy jedno imię. Tyle Ci powinno wystarczyć.-Victor? A pff…-Wracając. Przecież możesz sprawić, by powróciła do żywych, prawda? Wystarczyłoby, żebyś użył swoich mocy. Przemyśl to.-Miałem dosyć jego gadania. Chciałem rzucić się na Victora*na Razmę! Dlaczego on musi mieć tak samo na imię?* jednak kiedy tylko wykonalem skok basior zniknął, a Ja uderzyłem o ziemię. Prychnąłem, podnosząc się i wróciłem do jaskini. Mamusia wraz z nowym potomstwem nadal spała. Co jej się dziwić? W końcu ten stres związany z porodem, jeszcze w takich okolicznościach! Przeklęty Victor! Znaczy, tamten Victor. Eldorado i Arshia wlecieli do jaskini. Uśmiechnąłem się na ich widok.
-Poznajcie nowych członków rodziny.-Zwróciłem się do nich cicho, wskazując łepkiem szczenięta. Podeszli powoli. Spojrzałem na Karo. Gdyby nie malutkie uszka i żółte pręgi wyglądałaby zupełnie jak Maril. Maril...co mi szkodzi? Ona pewnie zrobiłaby dla mnie to samo. Spojrzałem na kłaczki, które zawsze trzymam przy sobie, po czym skupiłem się na nich.
Nie zdążyłem się nawet obejrzeć, kiedy byłem na zewnątrz. Zdala od watahy.Udało się! Znaczy, jeszcze się nie udało. Jak narazie tylko się cofnąłem.
-Maril!-Zawołałem. Towarzyszka wbiegła do nory.
-Tak?-Zapytała unosząc te ogromne, królicze uszka. Uśmiechnąłem się na ich widok.
-Zostań w domu, dobrze?-Zapytałem, podchodząc do niej.
-Dlaczego?-Zdziwiła się. Deliakatnie trąciłem ją noskiem.
-W okolicy grasuje duży jastrząb. Mógłby zrobić Ci krzywdę.-Przytaknęła, kładąc się.
-Ale jutro się pobawimy?-Zapytała ochoczo.
-Oczywiście.-Odparłem, śmiejąc się.
Puff. Nagle powróciłem na lokalną linię czasową. Ale nie byłem, jak przewidywałem, wraz z Renes i szczeniakami w grocie. Nie. Byłem w tym samym miejscu, w którym mieszkałem wcześniej z Maril. Czarna wadera weszła do środka. W futro miała wplecione kilka róż. Oczy były koloru żółtego. Po długich uszach, teraz już mniej przypominających królicze, oraz gęstym futrze rozpoznałem w niej Maril.
-O, już wstałeś.-Powiedziała z uśmiechem, podchodząc do mnie.
-Ehe. Tak. Chodź, muszę Ci kogoś przedstawić.-Wyszczerzyłem się do niej, ta jednak zdziwiła się.
-Przedstawić? Praktycznie nie wychodzisz z tej rudery.-Przewróciłem na to oczami, po czym wyprzedziłem ją.
-No chodź! Ścigamy się!-Wybiegłem do przodu. Usłyszałem za sobą śmiech.
-Nie myśl sobie, że tak łatwo Ci odpuszczę!-Maril pobiegła moim śladem. Nie minęło dużo czasu, kiedy byliśmy na terenie watahy.-Jesteś pewien?-Głos towarzyszki był lekko zagubiony-Chyba nie powinno nas tutaj być. To nie nasze tereny.
-Nie brzedź głupot.-Powiedziałem, prowadząc ją wprost do mojej jaskini. Tak jak się spodziewałem zobaczyłem już Renes i..nie możliwe! Tak szybko utraciła kilogramy po ciąży? Podbiegłem do niej.
-Hej, Res, nigdy mi nie uwierzysz!-Delikatnie przytuliłem zdziwioną waderę.
-Co?! Kim Ty jesteś?!-Zwróciła się do mnie zdenerwowana, cofając się. Spojrzałem na nią, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
-Kochanie?-Z jaskini wydobył się basiorzy głos. Moment. Jak ją nazwał?-Czy ten basior ci przezzkadza?-Nieznany mi wilk o niebieskim futrze wynurzył się z jaskini.
-Victor.-Powiedziała cicho Maril.-Naprawdę nie powinno nas tu być.-W tym momencie wszystko zrozumiałem. Uratowałem Maril, fakt, ale przez to też nigdy nie poznałem Renes.
(Renesmee? Victor idiota namieszał)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT