- Czy mogłabyś powtórzyć?
- Pytałam, gdzie chcesz teraz iść.
- A tak... Muszę znaleźć sobie jaskinię albo chociaż jakąś norę.
- Nie radzę wychodzić. Znów zaczęło padać.
- I co z tego? - uśmiechnąłem się do niej serdecznie - Może jeszcze tego nie zauważyłaś, ale nie jestem z cukru.
Wilczyca
nic nie odpowiedziała, a ja wszedłem w mrok lasu. W zasadzie lubię
deszcz. Kiedy pada, moje kroki są jeszcze mniej słyszalne, a ziemia
śliska dzięki czemu zwierzyna zaczyna panikować podczas szaleńczej
ucieczki. Miód dla mych oczu.
Ruszyłem za delikatnym zapachem
kopytnego. Lekki odór gnijących racic i stęchła woń sierści wskazywały
na starego osobnika. Nie, ja potrzebowałem czegoś co nie tylko zaspokoi
mój głód, ale również skrywany przez większość czasu instynkt i niemałą
chęć wyżycia się. To jeden z tych dni kiedy czuję, że nikt nie wejdzie
mi w drogę, a jeśli już się to przytrafi to... no cóż.
W końcu
natrafiłem na silnie przebijający się przez krople deszczu zapach
dorosłego, silnego jelenia. Idealnie. Zacząłem biec miękkim truchtem, a
po chwili poruszałem się najszybciej jak mogłem, ciągnięty cudowną
wonią. Moje oczy rozbłysły nienaturalną żółcią na wpół zmieszaną z
czerwienią.
Z poślizgiem zatrzymałem się za stertą
przewalonych gałezi. Z kącika pyska zwisała mi strużka śliny. Byłem
skupiony na wypatrywaniu swojej ofiary. Przestałem myśleć nad wszystkimi
innymi rzeczami. Zapomniałem o otaczającym mnie świecie. Moje ciało
przejął ślepy instynkt, instynkt prostego zabójcy jaki wypracowałem
przez lata po to, by już nikt nie stanął mi na drodze.
Skoczyłem
w stronę jelenia, który spłoszony odskoczył, unikając moich szponów
niczym porażony prądem. Zaczął uciekać w podskokach. Widziałem jego
przekrwione, przepełnione przerażeniem i chęcią przeżycia głupie oczy
napawające mnie zachwytem. Jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Samiec biegł
tak szybko, że na zakrętach zniżał się do połowy swojej wysokości.
Zebrałem się i skoczyłem przed siebie. Udało mi się go drasnąć w udo.
Jeleń nawet po tak lekkim urazie zaczął słaniać się w szaleńczym cwale.
Cóż za delikatne stworzenie.
Widząc przed sobą skarpę,
zmusiłem go do skrętu. Spadł do niewielkiego wąwozu, łamiąc przy tym
dwie nogi. Legł w korycie płytkiego strumienia kreślonego przez padający
deszcz. Poprzez mrok mogłem dostrzec że zwierze wciąż oddycha.
Stanąłem
nad nim przepełniony rządzą mordu. Zamachnąłem się i rozerwałem mu
gardło, tak by się udusił. Rozgryzłem skórę i oderwałem kawałek mięsa.
Nic niewarte. Ale było przynajmniej trochę rozrywki. Usłyszałem, że w
pobliżu chodzą inne drapieżniki. Wyrwałem ze zdobyczy jeszcze jeden
okazały płat i zawróciłem do miejsca gdzie mieszka Renesmee. Nawet nie
po to by znów uraczyć ją swym towarzystwem, ale dlatego że był to mój
punkt orientacyjny na tych terenach. Cały mokry i we krwi, taszcząc
wielki kawał jelenia kroczyłem przez deszcz kiedy przed sobą zobaczyłem
znajomą sylwetkę wadery. Patrzyła na mnie pytająco.
- No co? -
zmierzyłem ją dawno nie używanym spojrzeniem pełnym niesmaku i
chamstwa, którego tak bardzo chciałem uniknąć przy innych wilkach, a
którego nie mogłem już dłużej ukrywać. Po chwili zdałem sobie sprawę, że
moje oczy wciąż są całe przekrwione i błyszczą nienaturalnym blaskiem.
Efekt uboczny moich uciech.
< Renesmee? Lucuś pokazał pazurki >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz