Zamyśliłem się chwilę. Czy bym chciał? Cóż, żałoba po Maril nie może
blokować mnie w tej kwestii. Przeciwnie, nie chciałaby tego. Ja sam
bardzo tego chcę. Więc, co stoi na przeszkodzie. No właśnie-Nic.
Spojrzałem na partnerkę. Jej pyszczek był lekko czerwonawy, jeszcze po
konsumpcji jelenia. Wiedziałem, że muszę się przełamywać, jednak widok
krwi jakoś tak sprawiał, że ciężko było mi czysto myśleć. Pfff! Alem
hipokryta, mój pyszczek zakrwawiony był tak samo. Zresztą, oboje byliśmy
cali w błocie! Wypadałoby się umyć.
-Vic..-Głos Reniś wyrwał mnie z zamyśleń. Uśmiechnąłem się do niej serdecznie.
-Byłbym w niebo wzięty.-Powiedziałem szczerze. Wadera obdarzyła mnie promiennym uśmiechem.-Dlaczego pytasz?
-Ostatnio dość często o tym myślę.-Wytłumaczyła spokojnie.-Uważasz, że bylibyśmy dobrymi rodzicami?-Dopytała po chwili.
-Czas pokaże-Uśmiechnąłem się-Powinniśmy się umyć, nie sądzisz?
-Pewnie!-Zawołała-Chodź, znam świetne miejsce!-Pośpiesznie wstała, ciągnąc mnie za ogon.-Rusz się leniu!
-Okej, zrozumiałem-Podniosłem się-Knujesz coś?-Zapytałem.
-Nigdy w życiu!-Powiedziała trochę zbyt entuzjastycznie, wybiegając do
przodu. Po krótkiej chwili byliśmy przy zbiorniku cieczy. Brązowej
cieczy.
-Nie mieliśmy przypadkiem się wy..-Nie zdążyłem dokończyć, gdyż
partnerka gwałtownie popchnęła mnie w stronę błota, dusząc się przy tym
ze śmiechu. Wypłynąłem na powierzchnie, cały brązowy.
-Kto powiedział, że to nie będzie kąpiel błotna?-Zaśmiała się. Nie byłem
jej dłużny. Ochlapałem ją.-Hej!-Uskoczyła przede mnie, brudząc swoje
łapki i mój pyszczek.
-Nie, nie!-Zaśmiałem się, wycierając się w jej jeszcze czyste futro. Na
powrót mnie popchnęła. Brudzilibyśmy się dalej, gdyby nie zaczęło wiać. I
nie był to delikatny wiaterek, tylko porządne wietrzysko.
-Wracajmy.-Powiedziałem-Jeszcze się przeziębisz.-Przytaknęła. Skierowaliśmy się do domu.
(Reniś? To jak z naszymi szkrabami? <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz