niedziela, 15 maja 2016

Od Toshiro do Klair

- No bo... Mavis kazała mi nie zapomnieć o szczeniakach- powiedziała cicho Klair, odwracając wzrok.
Spojrzałem na waderę, jakby właśnie obwieściła, że od teraz będziemy chodzić na ogonach, odwiedzać regularnie lodowate Słońce i jeść tylko żelki. Chociaż nie... Znając ją, nie zdziwiłbym się bardzo, gdyby postanowiła coś takiego. Pod tym względem zachowywaliśmy się dość podobnie.
Jednak teraz chodziło jej o coś innego. Znacznie bardziej realnego, nawiązującego do zwykłego biegu zdarzeń. A jednak wydawało mi się to równie odległe, jak prawdopodobieństwo uderzenia meteorytu prosto w dziurkę igły.
- Eee... O jakich szczeniakach?- zapytałem na wszelki wypadek.
Wadera spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym zadał pytanie z serii ''Ile waży kilogram piór?" albo zaczął śpiewać o bigosie. W każdym razie, jej pyszczek miał wyraz, jakby chciała pokroić mnie na tysiąc plasterków i ugotować w kociołku.
- Naszych, Tosiek, jak przypuszczam. W końcu, wiesz... Nie chciałbyś?
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Zawsze byłem typem lekkoducha- nie przejmujący się niczym, wiecznie goniący za przygodą. Z całego serca pragnąłem założyć rodzinę, ale bałem się, że kiedyś coś mi się stanie, nie będę mógł wrócić. Albo coś się stanie moim bliskim. Z drugiej strony, poprosiłem Klair o to, aby została jedną połową mojego serca, a ona się zgodziła (co zresztą skutecznie ukróciło moje- jak mawiała- 'beztroskie pogawędki z waderami').
Martwiłem się też o swoje wspomnienia. Przeszłość nadal pozostawała za grubą kotarą, przez którą dostrzegałem jedynie niewielkie urywki. Co prawda, to, co obecnie miałem, wystarczyło mi w zupełności. Ale jedyne z niewielu słów matki jakie pamiętałem- te, które nakazywały dobrego poznania swojej przeszłości, aby móc budować przyszłość- nadal odbijały się echem w moim umyśle.
Przez moment, wyobraziłem sobie siebie i Klair otoczonych przez gromadę szczeniąt. W normalny, szczęśliwy dzień. Wizja była przyjemna, a zarazem tak odległa, wręcz dziwna.
- Sam nie wiem- powiedziałem w końcu.- Z jednej strony, bardzo bym chciał, naprawdę. Jestem absolutnie pewien, że świetnie sprawdziłabyś się jako mama. Ale... chyba najpierw wolałbym pozamykać trochę spraw z czasów, zanim tu trafiłem. Muszę się upewnić, czy aby ktoś nadal na mnie nie czeka.
- Wysoko siebie cenisz. Ostatecznie, sporo już tu jesteś- Klair roześmiała się, ale umilkła na widok mojej miny.- Oj tam, rozchmurz się. I nie przekładaj przeszłości nad przyszłość, bo naprawdę dużo przegapisz. Teraźniejszość mija, przyszłość odchodzi, ale przeszłość zawsze pozostanie przeszłością.
- Może i masz racje- głęboko westchnąłem.- No, coś się za poważnie zrobiło. Więc... cóż, po tej naszej pogadance, to... Wiesz, gdybyś chciała, to możemy pomyśleć o...- język mi się plątał, a w jaskini nagle zaczął panować okropny gorąc.
Zerknąłem na Klaruś. Jej roziskrzone oczy, jaśniejsze nawet od gwiazd, patrzyły w moją stronę, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Nachyliłem się w stronę wadery i delikatnie trąciłem ją nosem. Wilczyca oparła się o mój bok i tak leżeliśmy, mocno przytuleni w siebie. Tym razem przyjemnie odczuwałem cisze, która między nami panowała- miała w sobie coś z takiego niezachwianego poczucia, że druga osoba nigdzie nie odejdzie, że jest tuż obok.
- Ze szczeniakami czy bez, i tak cię kocham, Klaruś, nie zapominaj.
- Tak, tak, Tosiek.
Zamruczałem cicho, patrząc na błękitną sierść samicy.
- A ty chciałabyś mieć szczeniaki?- zapytałem, szczerząc kły.

< Klair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT