Tętno
kopyt stawało się coraz głośniejsze. Zwierzęta musiały się czegoś
przestraszyć. Ale czego? Co jeśli to coś będzie zagrażać nam?! Nie
zdołamy uciec nasze nogi nie były w stanie pędzić jak cztery kończyny
koni. Spojrzałam przerażona na Victora. Kilka metrów przed nami widać
było w całej okazałości wielkiego i silnego, a za nim z tumanów kurzu
wychylały się pozostałe stworzenia. Przez moment patrzyłam na nie i
nagle runęłam na ziemie , a dokładnie mój partner mnie osłaniał własnym
ciałem. Kiedy podniósł się ze mnie i cofnął obrażenia zobaczyłam kurz i
tyle...nic je nie goniło...Dziwne , ale cóż trzeba teraz iść na tereny
watahy nawet jako ludzie. Tam w końcu jest nasza rodzina , może nie
biologiczna ale zżyta .
-Nie ma za co...- burkną
-Yhymm...-mruknęłam zapatrzona- Yyy..Co , co? A tak , dzięki -obudziłam
się - Nic je nie goniło...może lepiej stąd iść ? I to pędem !-
usłyszałam znów tętno kopyt
-Spokojnie to tylko grzmot -zaczął się śmiać
-Ta...i tak pośpieszmy się.
-Jak sobie życzysz
Minuta , kwadrans, godzina...droga...droga i jeszcze raz droga .
Kilometry podróży... Pewnie nas ktoś szuka...Chciałabym biec, lecieć,
ale po co? Żeby się zmęczyć? Chyba raczej żeby wyłożyć się we własnej
norze człowiek czy wilk mam to gdzieś! Tak...wyłożyć się koło Victora na
znajomych terenach.
-Daleko jeszcze ?
-A co już się zmęczyłaś? Mam cie nieś ? Co to ja jestem jakiś środek transportu , czy coś tam...
-Nie...a co , chciałbyś tym być tym środkiem ?-zaśmiałam się - Nie przecież chcesz być mimem !
-Może...A tak szczerze to jesteśmy na początku terenów , dalej jako ludzie...-posmutniał
-Oj tam ! I tak jest dobrze , jesteśmy w końcu razem- uśmiechnęłam się podnosząc na duchu towarzysza.
<Victor? <3 Daje ogłoszenie : szukam nowej weny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz