Widok wadery przez chwilę mnie zmartwił. Ale wiecie, jestem medykiem,
orientuję się w temacie wilczych ciąż. Strateżka po prostu przechodziła
przez to, przez co musiały przejść inne przyszłe mamy, a Ja, jako jej
partner i przyszły tata nie miałem zamiaru zostawiać jej na pastwę losu.
-Powinnaś się położyć.-Stwierdziłem ciepło, słysząc jej syknięcie. Renes
uniosła na mnie wzrok. Uśmiechała się, za razem jednak widziałem, że
czuje ból.
-To..-Wydukała, przerwałem jej jednak, w żadnym wypadku nie mając zamiaru jej przemęczać.
-Skurcz.-Odparłem. Przytaknęła, po chwili kładąc się w rogu
jaskini.-Przyniosę Ci coś do jedzenia, co Ty na to?-Kolejne
przytaknięcie wadery jasno oznaczało, że dałaby się posiekać za jakieś
żarełko, a dzieciarnia uderza widelcami w stół. Wyszedłem z jaskini, po
czym ruszyłem do lasu. Wokół pełno było różnorakich roślin. Dobrze dla
partnerki byłoby, gdyby zjadła jakieś jagody. Wzrok moich niebieskich
oczu padł na oświetlony świetlistymi promieniami przebijającymi się zza
gałęzi drzew krzaczek. Dostrzegłem na nim fioletowe punkciki. Zbliżyłem
się i już chwytałem w pyszczek kilka z nich by następnie zanieść je
rodzinie, kiedy usłyszałem trzask. Odwróciłem się. Moim oczom ukazał się
nikt inny, jak jeden z mechanicznych wilków. Tych samych, które dłuższy
czas temu zaatakowały watahę. Zawarczałem,gotowy do walki. Mam tylko
nadzieję, że Res nie zmartwi, jeśli nie wrócę tak szybko, jak
planowałem.
(Renesmee? Co tam w domu słychać?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz