Staliśmy razem na delikatnie mieniącej się mgiełce. Chociaż nie wiem czy
można to nazwać staniem. Może my się wtedy unosiliśmy w jakiś sposób
nad ziemią? Albo to wszystko to nasza iluzja? Nie wiem, ale mam pomysł
jak sprawdzić czy nie śpimy.
- Hej Tosh - zwróciłam się do basiora.
- Słucham?
- Długo jeszcze do zachodu słońca?
- Tylko kilka minut - uśmiechnął się.
- To super, myślisz, że tu w tym świecie istnieje grawitacja? - uniosłam brew.
- Nigdy się nie zastanawiałem. Może. - odparł i dopiero po chwili
załapał o co mi chodzi. Znaczy chyba załapał, bo z lekkim zmartwieniem i
złością spojrzał na mnie. - Chyba nie chcesz zrobić czegoś głupiego,
co?
- Nie no, nieee...- przedłużyłam swoją wypowiedź chcąc podkreślić swoje zamiary.
- Klaruś! Nie rób niczego głupiego, dobrze? - spytał.
- No jasne. Nigdy niczego głupiego bez ciebie - mrugnęłam do niego uśmiechając się.
W tym samym momencie poczułam na sobie ciepło. Zerknęłam w stronę
"nieba", gdzie właśnie zachodziło słońce. Nie wyglądało to tak jak u nas
na ziemi. Tutaj promienie słoneczne grzały nieco lżej, a cały widok
było widać nieco... bliżej. Wielka ognista kula była zarazem blisko, jak
i na tyle daleko by nas nie sparzyć. Uśmiechnęłam się pod nosem i
położyłam na delikatnej mgiełce. Tosh zrobił podobnie kładąc się obok
mnie. Skorzystałam z okazji i oparłam się o niego wtulając się
delikatnie w jego bok. Westchnęłam. Teraz oglądam piękny i
niepowtarzalny zachód słońca z osobą która jest mi tak droga. Czego
chcieć więcej? No może żelków do tego, ale to bez związku! Promienie
słońca delikatnie nas ogrzewały, a sama ognista kula wisząca na pięknym
różowo-błękitnym niebie stwarzała bardzo przyjemną atmosferę. Słońce
powoli zachodziło, a powietrze ochładzało się. W końcu spektakl dobiegł
końca. Nagle ogarnęło mnie zimno. Dokładnie tak jakby Bóg zimy stał
niedaleko nas i dmuchał w naszą stronę jakąś zimną zorzą. Odrobinę się
zatrzęsłam. Basior chyba poczuł jak się trzęsę, ponieważ po chwili
przytulił mnie.
- Zimno co? - spytał obejmując mnie łapami.
- No trochę, kiedy przeżyjemy jakąś przygodę? - spytałam z entuzjazmem.
- Niedługo, mam nadzieję. - odparł z uśmiechem.
- Możemy gdzieś znaleźć jakąś jaskinię i spędzić tam noc? - spytałam rozglądając się po ciemnej acz malowniczej krainie.
- Myślę, że coś powinniśmy znaleźć. Musimy jednak wziąć pod uwagę to, że Bogowie nie sypiają w jaskiniach.
- A nasi sypiają i dobrze im. - odparłam.
- A skąd wiesz? - poczochrał moją grzywkę łapką.
- Z...różnych źródeł... - powiedziałam po chwili. - No dobra chodźmy poszukać jaskini.
Wstałam i rozejrzałam się po okolicy. Nigdzie ani śladu po jaskiniach,
albo chociaż po jakiejś małej grocie gdzie można by w spokoju
przenocować. Toshiro ruszył przodem i uważnie rozglądając się dookoła
prowadził mnie. Nie miałam co prawda lepszego przewodnika, ale Tosh da
sobie radę. A jak nie to najwyżej wezwiemy kogoś i spytamy o powrót.
Spojrzałam na swój naszyjnik zrobiony z kilku błyszczących gwiazd.
Jaśniał nieco bardziej niż jak Tosh mi o dał. Może na jego działanie i
siłę mają wpływ również moje emocje? Cóż nie wiem tego, ale chyba
niedługo się dowiem. Szliśmy tak jeszcze dobre parę minut za nim
znaleźliśmy jakąś niedużą jaskinię. Weszliśmy do środka. Było wilgotno i
ogólnie niezbyt przyjemnie. Położyłam się przy jednej ze ścian. W
powietrzu czuć było wilgoć która unosi się w powietrzu po deszczu.
Basior wyjrzał z jaskini upewniając się, że nic nam nie zagraża i
położył się niedaleko mnie. Przewróciłam oczami i położyłam obok Tośka.
Na dworze [chociaż nie można tego nazwać dworem] wiał lekki wietrzyk, a
niebo zmieniło swoją barwę na ciemny granat. Dziwne, że w świecie Bogów
noc nastaje po dniu tak jak u nas. Może i to jest jakiś wymiar, ale w
jakiś sposób jest połączony z naszym światem. Nie jestem pewna czy
Tosiek wie, że nie możemy zniknąć po rak kolejny na tak długo. Mamy
swoje obowiązki, a po za tym to Tosh po...oświadczynach [xd] stał się
Deltą. Ciekawa jestem czy podoła. Ziewnęłam i oparłam łeb na łapach.
Między nami panowała cisza. Trochę...denerwująca. Postanowiłam ją
przerwać [to umiem najlepiej].
- Em... Tosh? - zagadnęłam cicho.
- Słucham? - basior rozbudził się.
- Cieszysz się? - spytałam po czym utkwiłam wzrok w ziemię.
- ... - wilk nic nie odpowiedział. Uch...
- No z tego, że się zgodziłam. - dodałam po chwili.
- No oczywiście... - odpowiedział niepewnie.
- To już koniec beztroskich pogawędek z waderami. - zaśmiałam się i przekręciłam na bok.
- Tu masz rację. - uśmiechnął się. - Koniec.
- Trzymam za słowo. - spojrzałam w stronę basiora. Uśmiechał się pod nosem. Ach, przerywanie ciszy jest super. - A i wiesz...
- Tak?
- Muszę ci o czymś powiedzieć... - powiedziałam nieśmiało.
- O cz-ym? - przełknął ślinę jakby pomyślał, że zrobił coś źle, albo, że coś przed nim ukrywam.
- No bo... Mavis kazała mi nie zapomnieć o szczeniakach... - powiedziałam.
<Tosh? Ciągle zaskakuję ^^ #MISZCZU >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz