-Emm...ta szkoła to do bani. Same maluch. Ja lubię starszych-mówiłam sama do siebie oddalając się od reszty
-Przemyślałaś to?- odzywa się piórko
-Czy ja myślę? Chyba nie...-wpada na drzewo- Na pewno nie.
Szłam gdzieś...tylko gdzie to gdześ? Hm...Moim gdziesiem mianuje to
jezioro. Podeszłam do tafli wody i ...chup! Trąciłam swoje odbicie. I
jeszcze raz! O ! A masz! Eh...nudy. Przydałoby się jakiego dorosłego
spotkać . Ale dorosłego tak nie do końca, żeby uczył mnie i bawił się ze
mną. Mama...podobna jest do to tego dorosłego, tyle że to mama. Wtedy
coś nie spokojnie poruszyło się w krzakach. Zając?! Nastawiłam uszy.
Zając! Strasznie nerwowo tupał. Chyba nie wytrzymał stresu i uciekł. No ,
to mamy kazje zapoować. Ruszyłam pędem za zwierzyną. Szybku był tez
mieszkaniec lasu. Wybiegłam na polanę. Akurat miałam takiego farta że
jakiś ptak sprzątnoł mi jedzonko z przed nosa. Ironia losu. Siadłam
zawiedziona. Wtedy poczułam zapach. Zobaczymy w menu co to może
być...kura? Nie..Sarna? Tak...Żywam? Umiera...Zakąsek godny yyy...no
mnie , oczywiście. Ruszyłam za nosem. Piękna rozerwana padlina bez
właściciela czekała na mnie. Jestem takim ułomem że nie pomyślałam czemu
jest rozpruta...Zaczełam jeść i za sobą usłyszałam:
-Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele?
-Nie wiem . Wluczjąc procenty i twoje zyski to możliwe że trochę tak.
-odparłam udając mądrą jednak w mojej głowie było pytanie : " co ja
powiedziałam?"
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz