piątek, 13 maja 2016

Od Mavis - Przeszłość #1

Łapy uderzają o zlodowaciały grunt. Zimno. Wszędzie śnieg. Zapadła noc. Gdzieś z oddali słychać odgłosy fajerwerków. Wtem na niebie pojawia się księżyc, uśmiechając się złośliwie. On zna przyszłość. Zna też przeszłość. A na teraźniejszość uwielbia patrzeć. Oddech zamienia się w mgiełkę. Łapy nadal stukają o podłoże, ogon kołysze się z niecierpliwością na boki. Już słyszy ich krzyki... zaskoczy ich. Nikt nie dowie się o zbrodni. 
Nagle przystaje. Czarna sierść wyraźnie odbija się na tle śniegu, soczyście zielone oczy lśnią w ciemności nocy. Jeszcze nie śpią?, przemyka mu przez głowę. Przez chwilę traci fason, aby następnie pewnym krokiem skierować się na tyły jaskini. Zaczął padać śnieg. 
Poczeka. Jeszcze mu się nie spieszy. 
To on?, myśli, wpatrując się w ciemność. W odległości kilku metrów pojawia się średniego wzrostu basior o znajomej, ciemnoczerwonej sierści o białawych znaczeniach wzdłuż złotych oczu. Basior wchodzi do jaskini, nic nie podejrzewając. Śnieg prószy coraz mocniej. 
Oblizuje się. Z środka jaskini dochodzą do niego śmiech oraz radosne piski nowo narodzonego szczenięcia. Obrzydlistwo. Jak Felix mógł dopuścić się czegoś takiego? Założyć rodzinę... Jak śmiał!? Musi zginąć, tłumaczy sobie w myślach, nie dopuszczając do siebie starych wspomnień. Pogrzebał je, tak jak zaraz pogrzebie Felixa. W chwili, gdy na jego grzbiecie powstaje skorupa śniegu, rusza naprzód, kierując swe kroki do jaskini. Bez problemu odsuwa głaz zabezpieczający wejście. Ignoranci. 
Widzi, jak Felix zrywa się z ziemi, a Rose wydaje z siebie przeraźliwy krzyk. Głupia... zawsze była zbyt głośna. U jej łap leży spokojnie mały szczeniak, dziwiąc się, dlaczego tata zaprzestał zabawy. Żałosne... denne... a może... smutne?
W chwili, gdy bez żadnych uczuć rzuca się na Felixa, ciemnoczerwony basior rozkazuje swojej partnerce zabrać dzieciaka i uciekać. Pff... przecież tamtą dwójkę też zabije. Co za różnica, czy będą bliżej, czy dalej?
Felix zręcznie uwolnił się z uścisku. Na pysku ciemnoczerwonego już pojawia się triumfalny uśmiech, gdy nagle...
Zielone światło. Błysk. Ułamek sekundy.
Felix pada martwy, nie odczuwszy nawet bólu. Przechodzi nad jego ciałem, celowo nadeptując na jego pysk. Ciała nie mają znaczenia. To tylko ciała.
Wybiega z jaskini tylnym wyjściem, po czym podąża śladami Rose. Śnieżyca rozpętała się na dobre. Biegnie, nie tracąc z oczu tropu. Wie, że wadera nie ma szans. Zginie. I ona też to wie. W pewnym momencie rozlega się głośne ujadanie. Wściekłe, przepełnione żądzą mordu. Zabawna jest, myśli z rozbawieniem, po czym rzuca się do przodu, gotów rozerwać gardło wilczycy. Widzi ją. Jej rudy ogon znikający pomiędzy białymi, świeżymi zaspami. Biegną długo. Wadera rozpaczliwie chce żyć. Lecz jej czas został już policzony. 
Zaskakuje ją. Skacze z zaspy, prosto na nią, przyciskając ją do ziemi. Ten berek nie miał sensu. Wycieczka ze śmiercią? Niemożliwie nierówne szanse. 
Zielone światło. To już koniec. Nie ma po co walczyć.
Schodzi z ciała wadery, uprzednio spluwając jej w pysk. Węszy w powietrzu. O czymś zapomniał? Kontrolna lampka zapala się w głębi mózgownicy. Szczeniak!

C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT