poniedziałek, 9 maja 2016

Od Tul do Lelou

Płynęliśmy w powietrzu coraz wolniej, coraz bardziej obniżając lot. W ciszy wylądowaliśmy na wilgotnej od wieczornej rosy trawie.
- Ja również dziękuję - uśmiechnęłam się do niego kiedy mnie puścił i odeszłam kawałek - miło czasami oderwać się tak od wszystkiego.
- To prawda - westchnął głęboko - no to do widzenia - pomachał mi i znów wzbił się w powietrze.
Głośno wypuściłam powietrze z płuc i ruszyłam przed siebie z nadzieją znalezienia jakiejś nory. Rozświetliłam sobie lekko drogę i wolnym krokiem omijałam niewielkie drzewka jak na złość rosnące na drodze.
Zauważyłam, że Lelou krąży nad lasem. Może sprawdza czy wszystko jest ok? Nie wiem.
Moją uwagę zwróciła dziura w ziemi pod potężnym dębem. Zajrzałam do środka i w duchu się uśmiechnęłam. Opuszczona gawra niedźwiedzi i to ogromna. Zmieściłyby się co najmniej trzy dorosłe wilki. Położyłam się na suchej ziemi i szybko zasnęłam.
Rano obudził mnie chłód, wręcz nienaturalny jak na tą porę roku. Powoli otworzyłam oczy i ziewnęłam. Coś tub było nie tak jak być powinno. Spróbowałam się wyciągnąć ale kończyny były jakieś takie... dziwne, nierówne i nieforemne.
Wciąż zaspana, leżąc podniosłam jedną z przednich łap do pyska. Albo jak się po chwili przekonałam, twarzy, bo z niemałym zdumieniem i przerażeniem stwierdziłam, że moja łapa, a raczej dłoń, należy do człowieka. Nad wyraz szybko się rozbudziłam i wrzasnęłam. O co chodzi?! Wyszłam pośpiesznie z gawry i przejrzałam się w pobliskim stawiku. Wyglądałam jak dosyć blada kobieta z długimi prawie do bioder włosami koloru mojej wilczej grzywy. Moje oczy były bardzo podobne do tych w poprzedniej formie - spore podłużne migdały, lekko skośne. Smukła twarz zdobiły barwne piegi. Większość w odcieniach brązu i pomarańczu, ale zdążyły się też różowawe i granatowe. Wszystkie przypominały kolory mojej sierści. 
Miałam jak zwykle bardzo drobną budowę, w zasadzie płaską bez wyraźnie zaznaczonej talii i innych wypukłości. Ot taka deseczka.
Powiał chłodny wiatr a ja przypomniałam sobie, że przecież ludzie nie mają futra. Tak, najpierw trzeba się odziać a potem dopiero pomyśleć co z ów fantem począć.
Weszłam głębiej w las nawet nie wierząc w to że coś zdajdę. A jednak. Podniosłam z ziemi spory płat wyrobionej miękkiej skóry, prawdopodobnie porzucony przez elfy lub innych człowieczych mieszkańców lasu. Owinęłam się nim i wróciłam do nory.
Nagle usłyszałam kroki.
- Hej, Tul! Wszystko gra? - poznałam głos Leloucha. Nie! Nic w tej chwili nie grało! 

< Lelou? Taki tam zastrzyk weny xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT