wtorek, 1 listopada 2016

Od Nevry do Mortem

Dnie i noce zdawały się ciągnąć niemiłosiernie, a mój wewnętrzny kanibal krzyczał na mnie, błagając o kawałek innego wilka. Kręciłem tylko przecząco głową, idąc dalej, od czasu do czasu coś polując, choć i to robiłem bezcelowo. Brałem bowiem może dwa, czy trzy gryzy ofiary, i natychmiast traciłem apetyt. Wbrew własnej woli ciągle myślałem o Andrze. Nawet, jeśli nie jadłem żadnego wilka, a zwykłą sarnę czułem się tak, jakbym ponownie zagłębiał się w ciele brata.
Taki głodny..
Rozejrzałem się, próbując wyrwać myśli, zastanowić, gdzie w ogóle jestem, czy moja była rodzina zauważyłą moje zniknięcie, i czy będą mnie szukać, a jeśli tak, to czy aby nie uciekłem za blisko. Gdzie tam. Nie obchodzi ich to, a gdyby mnie znaleźli, po prostu zostałbym przez nich zjedzony. Tak się w końcu robi ze zdrajcami, prawda? Po co marnować dobre mięso?
Wracając, teren, na którym się znalazłem nie reprezentował sobą zupełnie niczego. Był to całkiem rozległy las. Właściwie, mogło w nim być dużo wilków.
Wil-ków..
Przez moment czułem ból przeszywający po kolei każdą moją kończynę, i niczym puzzle sklejający kolejne elementy mojego ciała. Miałem wrażenie, że rosnę, rosnę jak nigdy wcześniej, chociaż bywałem już w fazie, jaką przybierałem w tym właśnie momencie. Kierując się jedynie instynktem biegłem przed siebie, rozgramiając wszystko, co stało mi na drodze.
-Hej!-Usłyszałem cichy, delikatny głos. Wilk? Nie, nie mogę sobie pozwolić na kontakty z innym wilkiem muszę nad sobą panować.
-Zatrzymaj się, wielkoludzie!-Drugi z głosów brzmiał stanowczo i beztrosko za razem, ja jednak brnąłem dalej, najszybciej, jak umiałem, nie odwracając się nawet. Dobiegłem nad nieznany mi wodospad, i upadłem przy nim, chcąc się rozejrzeć, czy posiadaczki owych głosów za mną nie biegną. Oczywiście, że biegły. Była to fioletowa wadera z zielonym warkoczem i druga, biało-brązowo-czarna. Dwa, biegające kawałki soczystego mięsa. Niemal natychmiast poderwałem się i pobiegłem dalej, kiedy coś różowego śmignęło mi przed oczami.
-Mortem, nie!-Żywszy z głosów wykrzyknął w stronę różowej barwy, A ja nawet nie zdążyłem się opamiętać. Była za blisko. Zagłębiłem zęby w różowym futrze, docierając do ciała, i tym samym czując, jak się kurczę z powrotem do wilka. Jej skóra, była taka miękka i przyjemna dla zębów. Finezja!
Moment, NIE!
-Co Ty odpierdalasz?-Warknęła oburzona wadera, odskakując. Zaklnąłem głośno, opuszczając głowę. Znowu to zrobiłem.

<Mortem? Pyyszna szynka <3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT