czwartek, 3 listopada 2016

Od Vincenta do Mavis

Spoglądałem na oddalającą się Mavis i Elfiasa, czując przy tym ukłucie niepokoju. Nie byłem pewnym, czym jest spowodowane. Tym, że niespodziewanie moja mama zechciała porozmawiać w cztery oczy, czy może lękałem się o przyjaciółkę samotnie kroczącą w pustce, wśród dusz martwych stworzeń... zaraz, przecież nie była sama. Był z nią Elfias, który o wiele lepiej potrafi sobie poradzić w tej nicości. Poza tym, co niby miało zagrażać nam w takim miejscu? Westchnąłem ciężko. Sylwetka Mavi majaczyła kilkanaście dobrych metrów stąd, zatem warunki do prywatnej rozmowy zdawać by się mogło idealne. Spojrzałem zatem na mamę, oczekując od niej wyjaśnienia.
-Czy coś się stało? - zapytałem, gdy mój pytający wzrok nie doczekał się odpowiedzi. - Dlaczego chciałaś porozmawiać sam na sam?
-Nie chciałam być niemiła. - uszy wadery lekko opadły, choć w mym głosie nie było pretensji. - Po prostu... potrzebuje mieć cię przez chwilę tylko dla siebie.
Mówiąc to przytuliła mnie uściskiem pełnym matczynej miłości i tęsknoty, którą tylko czułym gestem mogła uśmierzyć. Nie zaskoczył mnie ten czyn, sam bowiem miałem ochotę przylgnąć do jej ciepłego futra i poczuć się jak kiedyś, jak ledwie pełznący szczeniak, nieświadomy trudów i niesprawiedliwości tego świata. Miałem jednak wrażenie, że to nie wszystko. Że okazanie miłości swojemu dziecku to tylko wstęp lub przykrywka przed tym, co miało nastąpić.
Poczułem jak łapa mamy ostrożnie zagłębia się w sierść na mojej piersi; wadera ujęła mój talizman-Bryzia-po czym uwolniła mnie z uścisku i dokładnie przyjrzała się motylkowi stworzonemu z magicznych kamieni. Blask odeń bijący rozświetlał oczy wilczycy, dając zgubne nadzieję, że to jej ślepia-ciepłe i żywe-same z siebie lśnią. Przełknąłem w sobie gorzką prawdę. To tylko złuda.
-Musiałem go zabrać. – przerwałem ciszę. – Jako pamiątkę po tobie, po naszym życiu. Zawsze dobrze mi się kojarzył.
-To cudownie, że jest z tobą – pysk mamy ozdobił uśmiech, choć oczy nadal bacznie lustrowały wisiorek a w ich głębi dostrzegalna była nostalgia. – Dostałam go od mamy, gdy skończyłam drugi rok życia…
Tu urwała niespodziewanie. Przeniosła wzrok z Bryzia-Motylka na mnie i trwała tak przez krótką chwilę, milcząc. Poczułem dreszcz przebiegający mi po grzbiecie. Teraz jest ten moment.
-Mamo… wiesz jak bardzo cię kocham i jak bardzo tęskno mi do ciebie. – zacząłem mówiąc to, co dyktowało mi serce. – Ale… jest coś jeszcze, co skłoniło mnie do spotkania z tobą. Wiesz, co mam na myśli, prawda?
Wadera puściła wolno Bryzia, który delikatnie wylądował na mojej piersi.
-Oczywiście. – skinęła głową, kierując wzrok w pustkę po nami. – To było dla mnie jasne. Twoje życie było tak różne od życia wszystkich innych szczeniąt… -wyprostowała się, oblizała nieznacznie wargi, jak zawsze, gdy odczuwała rosnące napięcie – Zasługujesz, aby dowiedzieć się wszystkiego.
Od zawsze wiedziałem, że dzieje naszej przeszłości nie były kolorowe. Wiele myślałem nad tym, co mogło się wydarzyć, gdy byłem nieświadomy otaczającego mnie świata. Wojny, zdrady, przekleństwa… tak długo snułem wszelakie teorie, lecz żadnej nie byłem w stanie potwierdzić; pozostawałem w niepewności i goryczy, choć nadal trzymałem się nadziei, że na to wszystko zostanie mi udzielona odpowiedź.
-Nie ważne co mi powiesz, wiedz, że zawsze będę cię kochał, zawsze będę twoim synem. – rzekłem z najszczerszą pewnością. – Bez względu na prawdę.
Uśmiechnęła się, jednak ten gest nie przekonał mnie, o tym jakoby wszystko było w porządku.
-Ja również cię kocham, mocniej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Ale… ja nie mogę ci tego wszystkiego wyjaśnić.
Moje brwi poderwały się do góry z zdumienia. Patrzyłem na mamę szeroko otwartymi oczami i choć chłodny wiatr szczypał w ślepia to nie miałem mocy by ukryć zdziwienie. Przez chwilę słowa mamy w ogóle do mnie nie dotarły. Musiałem powtórzyć je sobie jeszcze raz, by zrozumieć sens wypowiedzi. „Nie mogę”?
-J-jak to? – wydukałem.
Mama pozostała spokojna:
-To naprawdę… długa historia, którą ciężko jest pojąć, gdy usłyszy się ją w ciągu. Twój czas w tym miejscu jest ograniczony, nie chcę go tracić na wspominanie tych wszystkich lat. W większości bolesnych. Nie o to tutaj chodzi. Chcę tę chwilę spędzić z tobą. To jest dla mnie najważniejsze.
„Nie mogę”. Nie wierzyłem w to, co słyszę. Po tych wszystkich latach niepewności, po tym wszystkim, co przeszedłem, by stanąć tu i w końcu poznać wszystkie odpowiedzi na moje odwieczne pytania… otrzymuje po prostu „nie mogę”.
-Ja… mi również zależy, by znów móc być z tobą, chociaż przez tę kilka chwil, ale… mamo… - Nie potrafiłem spleść w słowa tego, co chciałem powiedzieć. – Rozumiesz przecież, jak ważne są dla mnie te informacje!
-Wiem. I nie miałabym sumienia odsyłać cię z niczym. Zatem – ponownie chwyciła Bryzia i przypatrzyła mu się dokładnie. – pora dać ci klucz, będący kluczem do wszystkiego, co jest dla ciebie zagadką.
Nie rozumiałem, co wadera do mnie mówi. Wlepiłem ślepia w motyla starając się przeanalizować to, co właśnie usłyszałem. „Nie mogę”. „Zasługujesz, aby dowiedzieć się wszystkiego”. „Klucz”.
-Mamo?
Wilczyca przymknęła oczy, po czym ostrożnie szturchnęła talizman nosem. Bryź rozbłysnął tysiącem świateł, a z jednego z nich uformował się prawdziwy motyl. Owad zatrzepotał skrzydłami, zachwiał się na srogim wietrze. Mama wyciągnęła ku niemu łapę, a on z wdzięcznością osiadł na kończynie rodzicielki.
-Zdolnością Bryzia nie jest tylko wyczarowywanie pięknych motyli, Vinnie. – jęła tłumaczyć płynnie i z cierpliwością. – W rzeczywistości żadne z tych skrzydlatych istot nie jest prawdziwe, materialne. Każdy z nich jest wspomnieniem. – zatrzymała się w tym miejscu dając mi czas na przyjęcie tego, czego się dowiedziałem. Dla mnie jednak to było stanowczo za mało, by wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. – Każdy motyl przedstawia jeden moment życia właściciela – kontynuowała tym samym tonem. – który można przywołać i „odtworzyć” w dowolnej chwili. Jednak – siłą woli mama zmieniła motyla w wstęgę światła, która popłynęła do Bryzia i zniknęła. –możliwe jest tylko jedno takie „odtworzenie” na dzień.
Teraz wszystko zrozumiałem. Przez ten cały czas miałem odpowiedź przy sobie, przy mojej piersi. Każdy urywek z życia mamy, z mojego życia, każde słowo, gest, myśl. Jak można mieć przy sobie tak potężny przedmiot i nie wiedzieć, jaką ma wagę? Ostrożnie musnąłem koniuszkiem pazura gładką powierzchnie talizmanu. Lśniący kamyk pozostał nienaruszony. Jest taki niepozorny…
-Kiedy chcesz przywołać któreś ze wspomnień, po prostu poproś. – podpowiedziała mama. – Będziesz wiedział, które jest właściwe.
-Jest tam wszystko? – nie mogłem uwierzyć w moc tak małego bibelotu.
-Wszystko.
Każda cząstka mnie kazała tu i teraz przywołać te najważniejsze dla mnie odpowiedzi. Miałem przed sobą to, na co czekałem tyle czasu. Nareszcie ta niepewność i okropne uczucie niewypełnionej pustki zostaną zapełnione prawdą, nie ważne jaką, byle prawdą. Wszystko we mnie drżało i krzyczało: „No dalej, no dalej, no dalej!”. Ale nic nie zrobiłem. Po prostu patrzyłem na Bryzia i powoli pojmowałem jego potęgę. Pokusa była ogromna, ale nie na tyle silna, bym zajął się tym, co mogę zrobić później; talizman nie ucieknie. Gdy przedzierałem się przez Piekło przyświecały mi dwa cele: zobaczyć mamę i poznać prawdę. Teraz, gdy odpowiedzi spoczywają na mojej piersi nie pozostaje mi nic innego jak zająć się tym, co jest tak ulotne.
-Nie zamierzasz go użyć? – mamę zdziwiła moja bezczynność.
-Nie. – odparłem i tyle wystarczyło, by obdarzyła mnie uśmiechem tak ciepłym, że odpędzało chłód wszechogarniającej nas pustki. – Nie teraz. Nie teraz, gdy mogę tak po prostu z tobą być. –odwróciłem się, szukając wzrokiem Mavi. Beżowe futro wadery odznaczało się spośród bladych dusz zamieszkujących pustkę. – Kiedy mogę być z wszystkimi, którzy są dla mnie tak ważni.
Mama stanęła obok mnie. Razem wpatrywaliśmy się w tą dwójkę, dobrze wiedząc, jak przepełnione emocjami jest to spotkanie. W końcu stanąć u boku tak ważnej osoby utraconej sprzed laty… delikatnie oparłem się o bark mamy. Wadera czule musnęła mnie za uchem. Naprawdę nie chciałem się ponownie rozstawać.
-Tam na górze na was czekają. – mama jakby odczytała moje myśli.
Westchnąłem ciężko. Niechętnie odsunąłem się on niej, trawiąc tę informację. Nie mogę tu zostać, a i mama nie może wrócić na powierzchnie. Rozstanie jest nieuniknione.
-Idziemy do niej? – zapytała
Przytaknąłem tylko. Zgodnie ruszyliśmy w stronę wadery i jej opiekuna. Krocząc przez bezkresną pustkę zdawałem się nie zauważać tego, gdzie właśnie się znajdujemy. Lodowe powiewy, pojękujące wokół dusze zdawały się nie istnieć.
-Mavi. – stanąłem przy przyjaciółce, a gdy ona obdarowała mnie spojrzeniem złotych oczu uśmiechnąłem się nieco niepewnie.
Tak wiele się wydarzyło, tak wiele pragnień zostało spełnionych. W końcu poznam swą przeszłość i choćby miała być ona mroczna i okrutna to nie lękam się niej. Przywołując w pamięci twarze moich przyjaciół, mojej watahy, mojej rodziny nie śmiem stwierdzić, jakoby przyszłość malowała się w ciemnych barwach. Spojrzałem na uśmiechniętą mamę; była taka, jak ją zapamiętałem i jaką będę pamiętać zawsze. Dotknąłem łapą mój talizman, świadom tej całej wiedzy, którą skrywa oraz pewny, iż każdą dobrą chwilę przechowa w sobie na wieki.
-Mavi. – powtórzyłem, skupiając się teraz tylko i wyłącznie na niej. Patrząc na wilczycę czułem jakby każda dobra cząstka wszechświata gościła wewnątrz mnie, wypełniając te wszystkie dziury, które kiedyś wydarło nieszczęście. Jest najbliższą mi osobą, kimś, komu zawszę będę wdzięczny za to wszystko, co dla mnie uczynił. – To… ja czuje, że to co teraz powiem to stanowczo za mało, by pokazać ci, jak bardzo jestem wdzięczny, ale… - wciąłem głęboki wdech. Oczami wyobraźnie niemal widziałem polanę zroszoną światłem księżyca: miejsce, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. - Mavi. Dziękuję. Za wszystko.
Po czym mocno wtuliłem się w przyjaciółkę, mając nadzieję, że tym gestem przekażę jej więcej niż są w stanie przekazać słowa.

<Mavi? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT