niedziela, 6 listopada 2016

Od Victora c.d. Lii

Potwory, napaść i ucieczka. Było to bardzo zwięzłe streszczenie, nie śmiałem jednak prosić o nic więcej. Sprawą wadery było to, co się wydarzyło, a ja nie powinienem za bardzo zagłębiać się w jej historię.
-Wiesz..-Ziewnąłem przeciągle, przypatrując się nowej znajomej.-Mi również daleko do optymisty.-Powiedziałem spokojnie. Arshia grzała mój bok, a to ciepłe uczucie mieszało się z chłodnym, jesiennym wiatrem, zwiastującym rychłe nadejście chłodniejszych dni. Przez chwilę milczeliśmy, a po tym milczeniu Lia odezwała się.
-Twoje zachowanie wcale tego nie sugeruje.-Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc to.
-Nie wszystko złote, co się świeci, prawda?-Wadera spojrzała na mnie, jakby próbując odczytać moje myśli.-Robię za mało, pragnę za dużo, wszystko w moich oczach mogłoby być lepsze i piękniejsze. Chciałbym pewnego dnia wstać i stwierdzić, że wszystko układa się doskonale, ale nie mogę. Mogę tylko powiedzieć, że może być gorzej. No, ale teraz chyba mówię za dużo, co? Wybacz, już milknę. Nie jesteś może głodna?-Lia spojrzała na mnie, zdziwiona takim nagłym wybiciem z tematu.
-Może, czemu?-Zapytała, podnosząc się z pozycji siedzącej. Uczyniłem to samo.
-Bo ja jestem.-Skierowałem się do brzegu skały, ale zatrzymał mnie głos wadery.
-Jak zamierzasz stąd zejść? Jest całkiem stromo-Urwała w połowie wypowiedzi, po czym spojrzała na mnie-..jak ty w ogóle tutaj wlazłeś?-Zaśmiałem się serdecznie, słysząc zdziwiony ton głosu.
-Mam swoje sposoby. Zaczekasz na mnie na dole? No, chyba, że wolisz, aby taki stary pryk jak ja Cię wyprzedził?-Rzuciłem towarzyszce pytające spojrzenie, na co ta odparła.
-Też coś! -I odbijając się od powierzchni skały zleciała w dół. Arshia uczyniła to samo, a ja chwyciłem się łapkami szorstkiej powierzchni skały, i ruszyłem nią w dół, niczym po płaskiej poziomej powierzchni. Powolny krok jednak nudził mnie. Zwolniłem czasoprzestrzeń i z ogromną szybkością wybiegłem w przód. Proszę, może jednak nie jestem taki stary? Wiatr zdawał się delikatnie muskać moje futro, rozczesując je i za razem tworząc liczne kołtuny. Miły chłód przeszywał moje ciało zupełnie jakby wchodząc w nie od środka. Powierzchnia skały wydawała się najdelikatniejszym ciałem stałym, z jakim miałem do czynienia, zaraz po milutkiej skórze Reniś, schowanej pod warstwą mięsiusieńkiego, brązowego futra. Leciałem przed siebie wariackim krokiem, a u dołu zwolniłem i zeskoczyłem, jeszcze nim któraś z moich uskrzydlonych towarzyszek dobiła lądu. Nim Lia zdążyła zadać pytanie uprzedziłem ją.
-To jak, znasz jakieś dobre miejsce do polowania?
<Lia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT