sobota, 12 listopada 2016

Od Toshiro do Klair

Wolałbym już chyba mierzyć się ze smokiem w samotnej potyczce niźli lecieć na grzbiecie którejkolwiek z tych bestii. To było po prostu straszne. Znajdowaliśmy się wysoko, a gdyby nasze ogniste autobusy nagle stwierdziły, że pora zrzucić swoich jeźdźców albo obrać inny kurs - bardzo wątpliwe, abyśmy dali radę cokolwiek zdziałać.
Spojrzałem na Klair: wadera uśmiechała się, stojąc pewnie na szkarłatnych łuskach gada. Zdawało się, że cała ta wycieczka sprawia jej radość, więc nie zamierzałem jej tego psuć, jednak mi ostre podmuchy wiatru prosto w pysk, opadanie i wznoszenie się co chwilę oraz gwałtowne podrygiwania bynajmniej nie sprawiały takiej uciechy. Gdyby to ode mnie zależało, wolałbym pójść piechotą. Zajęłoby to dużo więcej czasu, ale przecież towarzystwo partnerki nie było nużące czy irytujące, chociaż gdybym dostał możliwość wyboru dwóch opcji, czyli pójścia o własnych siłach bądź lotu na grzbietach smoków, zapewne wybrałbym drugą z propozycji: była dużo szybsza, no i bezpieczniejsza - Klair miała w końcu uszkodzona łapę, więc nie powinna się przemęczać.
Chciałem coś powiedzieć, ale byłoby to bez sensu tak czy siak, choćbym wrzeszczał ile sił w płucach: wiatr i tak porwałby moje słowa, zanim te dotarłyby do wadery, tak więc po prostu uśmiechnąłem się nerwowo w jej stronę, mrużąc oczy: jej sylwetka znajdowała się na drodze słońca. Przypominała istotę z innego świata.
Zdołałem się już niemal zrelaksować, nawet znalazłem względnie wygodne miejsce, za jednym z ogromnych kolców smoka, które spokojnie mogłyby mnie przebić na wylot. Usadowiłem się za jednym z takich, gdzie byłem osłonięty od wiatru i pozwoliłem sobie na chwilę przymknięcia oczu. Mój wielki błąd...
Musiałem zasnąć, a przynajmniej tak wywnioskowałem, bo kiedy ponownie otworzyłem oczy, słońce znajdowało się już zupełnie gdzie indziej. Przez chwilę zastanawiało mnie, co takiego mnie zbudziło. Zaraz jednak miałem okazję się dowiedzieć. Usłyszałem głośny, przejmujący ryk dosłownie na sekundę przed tym, zanim coś dużego i zielonego wbiło się w brzuch mojego przewoźnika. Już całkowicie przytomny, błyskawicznie zlustrowałem całą plamę przybyłą nie wiadomo skąd. Trzeci smok.
Rozejrzałem się dookoła. Pełno ogromnych gadów, które rzuciły się na nasze. W wirze walki, ledwo widziałem Aki'ego, czyli błękitnego smoka, którego dosiadła moja partnerka. Bestia szeroko rozprostowała skrzydła i głośno zaryczała, próbując osłonić się przed napastnikami. Jej przeciwnicy otoczyły ją ciasnym kręgiem, zmuszając do cofnięcia się w moją stronę.
Skoczyłem.
Wiem. Głupota. Kiedy tak sobie beztrosko spadałem, nawet dla mnie moje zachowanie było całkowicie bezsensowne. Nawet sobie nic nie wyliczyłem. Skoczyłem czysto impulsywnie, w przypływie adrenaliny. Ale, dzięki niebiosom, wylądowałem (twardo, to prawda, o czym dało mi boleśnie znać moje ciało) szczęśliwie, tuż obok Klair.
- Zwiewamy- rzuciłem krótko. To nie był czas na zbędne akty bohaterstwa.- I tak raczej za wiele tu nie wskóramy.

< Klair? Nie szkodzi ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT