niedziela, 6 listopada 2016

Od Lelou do Karo

Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech... Tylko spokojnie, do jasnej chol.ery!
Zerknąłem kątem oka na Karo, przede wszystkim jednak wpatrywałem się w horyzont, mimo że właściwie nie przedstawiał niczego interesującego, chociaż napawał mnie pewnym niepokojem: linia Zatoki Północnej nadal była zdecydowanie zbyt daleko.
Spojrzałem ponownie na waderę, jednak to równało się równocześnie z obserwowaniem Asriela, a odkąd minutę temu stwór się obudził... sam nie wiem czemu, ale ledwo powstrzymywałem w sobie chęć utopienia go w morzu. Zaczynał być naprawdę irytujący. A co najlepsze, mieliśmy mu pomóc, sami się przy tym narażając! Karo jeszcze nie do końca wyleczyła swoją łapę i taki długi spacer z całą pewnością nie będzie jej służył, tym bardziej z takim obciążeniem.
- Bardzo się cieszę, że się obudziłeś, callumpie- warknąłem oschle, sam się sobie dziwiąc, skąd u mnie takie zachowanie.- Bo może będziesz w stanie sam przejść kawałek zamiast wysługiwać się nami.
Stwór spojrzał na mnie i cichutko zakwilił jak małe szczenię.
- Lelou, może lepiej nie- zaprotestowała wilczyca.- Jeszcze nas będzie opóźniał.
Uśmiechnąłem się lekko w jej stronę, jednak zaraz ten grymas na moim pysku zamarł, kiedy spojrzałem na Asriela, nadal wygodnie siedzącego na grzbiecie mojej przyjaciółki.
- O jego tempo raczej nie trzeba się martwić, popędzę go trochę w razie czego- obiecałem jej, następnie zwracając się do podmiotu naszych rozmów.- Złazisz czy mam ci w tym pomóc?
Stworzenie zachlipało, ale zsunęło się z grzbietu Karo, odsuwając się ode mnie. Towarzyszka rzuciła w moją stronę przeciągłe spojrzenie, ale ja unikałem jej wzroku. Jasne, nie chciałem być taki... szorstki?, ale kiedy patrzyłem na Asriela, natychmiast opuszczały mnie jakiekolwiek ciepłe uczucia. Nie budził we mnie współczucia, jakie zapewne mu się należało, tylko odrazę i wstręt. Miałem do niego pretensje, że pojawił się na terenach watahy, że przez niego czarna wilczyca mogła być narażona na niebezpieczeństwo, że przez tę całą durną pomoc, Nami tak bardzo się zmęczyła. Chciałem szybko odprowadzić go tam gdzie chce i zostawić, choćby nas prosił i prosił.
Szliśmy w milczeniu, tylko ja co jakiś czas warczałem na Asriela, popędzając go, kiedy nieco zwalniał. Szczerze mówiąc, nie była to do końca jego wina, różnorodność łap z całą pewnością nie ułatwiała marszu, a już szczególnie delikatna, ludzka kończyna tuż obok potężnej, smoczej nogi.
Słońce już niemal dotykało morza: na początku lekko, jednak w końcu było zanurzone niemal do połowy. Na miejsce natomiast dotarliśmy, kiedy schowana już były ponad jego dwie trzecie.
- No- mruknąłem z przekąsem, rozglądając się po okolicy.- To jak, teraz wystarczy znaleźć jaskinię i wysłać naszego drogiego przyjaciela w drogę, co?
To nic, że cały teren usiany był zagłębieniami. Trąciłem lekko waderę, chcąc dać jej znać, że lepiej szybko zabrać się do roboty.
- Wszystko dobrze?- szepnąłem w jej stronę, a mój wzrok automatycznie powędrował w stronę jej uszkodzonej kończyny.- Łapa bardzo Ci dokucza?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT