środa, 17 sierpnia 2016

Od Victora do ktosia

Dzisiejszy dzień nie owocował w niczym godnym uwagi, oprócz okropnego gorąca. Nawet ukryty w cieniu swojej jaskini, wraz z Ren, miałem wrażenie, że smażę się wraz z kotletami na grillu, a że nie byłem jakoś bardzo tłusty, wrażenie to potęgowało faktem, iż czasem czułem, jakby i cała moja biologia wewnętrzna była na bieżąco podsmażana. Partnerka natomiast zdawała się przyjmować owy ukrop z pokorą, jakby w ogóle jej nie przeszkadzał. Nie rozumiałem, jak mogła być tak spokojna! Siedzieliśmy cały dzień w domu.
W. Domu.
Jasny gwint! Początkowo chodziłem od jednego końca jaskini do drugiego, starając się czymkolwiek zająć łapy, ale w końcu z kapitulacją położyłem się obok Reniś, patrząc jak wadera wcina miękkie pozostałości upolowanego jeszcze nad ranem, białego zająca. Znaczy się, póki nie zagłębiła w nim swoich kłów był biały. Kły właściwie też były do tego momentu białe.
-Mała odmiana dobrze ci zrobi.-Powiedziała, przechylając zaplamiony krwią swojego posiłku pyszczek w moją stronę. Jej błyszczące niebieskie oczy wydawały się niezwykle ciepłe, co na ten moment dawało mi powód do zastanawiania się, czy nie wybuchnąć przypadkiem teatralnym śmiechem. Bogowie, dajcie mi tu Karo, albo Annabell niech ktoś oziębi tę letnią atmosferę! Ani jednak córka, ani pani generał nie pojawiły się przez następne kilka sekund. Westchnąłem ciężko, delikatnie wspierając głowę na tułowiu Res.
-Jak na razie mała odmiana sprawia, że dostaję cieplarnianego pierdolca..-Mruknąłem zrezygnowany, na co wadera zaśmiała się uroczo. Niektórzy twierdzą, że uczucia przemijają po jakimś czasie. Mogłem temu bezwarunkowo zaprzeczyć, przez cały ten czas nadal pałałem słabością, do chociażby szczegółów wyglądu, czy charakteru mojej partnerki.
-Skoro tak mówisz.-Odpowiedziała, a ja przez chwilę zastanawiałem się, czy z mimiki mojego pyska nie wyczytała właśnie moich myśli, po chwili jednak przypomniałem sobie, co żem powiedział.-A może coś przekąsisz?-Rzuciła, na co ja pokręciłem przecząco głową, po chwili obserwując, jak pyszczek ukochanej ponownie zanika w ciele zwierzęcia. Był to ostatni widok, jaki dostrzegłem, nim zasnąłem.

~*~

Kiedy się obudziłem było już trochę chłodniej, był bowiem wieczór. Jaskinia była pusta, co w ogóle mnie nie zdziwiło. Renesmee pewnie poszła zaczerpnąć kąpieli, lub coś w tym stylu, doskonale wiedziałem, że nie wysiedziałaby całego tego czasu w domu, mimo stoickiego spokoju, jaki w porównaniu ze mną okazywała. Natychmiast zerwałem się z miejsca, odzyskując pełny pasek życiowej energii oraz many, po czym energicznie ruszyłem w stronę wyjścia, z zachwytem rozkoszując się każdą chwilą kojącego chłodu. Cóż, ruszyłem to bardzo dobre słowo, gdyż na moment zatrzymał mnie widok kulejącej sylwetki, zmierzającej w stronę mojej jaskini. Bez wahania ruszyłem w tamtym kierunku.

<Ktoś, coś, jakoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT