Dzisiejszy dzień nie owocował w niczym godnym uwagi, oprócz okropnego
gorąca. Nawet ukryty w cieniu swojej jaskini, wraz z Ren, miałem
wrażenie, że smażę się wraz z kotletami na grillu, a że nie byłem jakoś
bardzo tłusty, wrażenie to potęgowało faktem, iż czasem czułem, jakby i
cała moja biologia wewnętrzna była na bieżąco podsmażana. Partnerka
natomiast zdawała się przyjmować owy ukrop z pokorą, jakby w ogóle jej
nie przeszkadzał. Nie rozumiałem, jak mogła być tak spokojna!
Siedzieliśmy cały dzień w domu.
W. Domu.
Jasny gwint! Początkowo chodziłem od jednego końca jaskini do drugiego,
starając się czymkolwiek zająć łapy, ale w końcu z kapitulacją położyłem
się obok Reniś, patrząc jak wadera wcina miękkie pozostałości
upolowanego jeszcze nad ranem, białego zająca. Znaczy się, póki nie
zagłębiła w nim swoich kłów był biały. Kły właściwie też były do tego
momentu białe.
-Mała odmiana dobrze ci zrobi.-Powiedziała, przechylając zaplamiony
krwią swojego posiłku pyszczek w moją stronę. Jej błyszczące niebieskie
oczy wydawały się niezwykle ciepłe, co na ten moment dawało mi powód do
zastanawiania się, czy nie wybuchnąć przypadkiem teatralnym śmiechem.
Bogowie, dajcie mi tu Karo, albo Annabell niech ktoś oziębi tę letnią
atmosferę! Ani jednak córka, ani pani generał nie pojawiły się przez
następne kilka sekund. Westchnąłem ciężko, delikatnie wspierając głowę
na tułowiu Res.
-Jak na razie mała odmiana sprawia, że dostaję cieplarnianego
pierdolca..-Mruknąłem zrezygnowany, na co wadera zaśmiała się uroczo.
Niektórzy twierdzą, że uczucia przemijają po jakimś czasie. Mogłem temu
bezwarunkowo zaprzeczyć, przez cały ten czas nadal pałałem słabością, do
chociażby szczegółów wyglądu, czy charakteru mojej partnerki.
-Skoro tak mówisz.-Odpowiedziała, a ja przez chwilę zastanawiałem się,
czy z mimiki mojego pyska nie wyczytała właśnie moich myśli, po chwili
jednak przypomniałem sobie, co żem powiedział.-A może coś
przekąsisz?-Rzuciła, na co ja pokręciłem przecząco głową, po chwili
obserwując, jak pyszczek ukochanej ponownie zanika w ciele zwierzęcia.
Był to ostatni widok, jaki dostrzegłem, nim zasnąłem.
~*~
Kiedy się obudziłem było już trochę chłodniej, był bowiem wieczór.
Jaskinia była pusta, co w ogóle mnie nie zdziwiło. Renesmee pewnie
poszła zaczerpnąć kąpieli, lub coś w tym stylu, doskonale wiedziałem, że
nie wysiedziałaby całego tego czasu w domu, mimo stoickiego spokoju,
jaki w porównaniu ze mną okazywała. Natychmiast zerwałem się z miejsca,
odzyskując pełny pasek życiowej energii oraz many, po czym energicznie
ruszyłem w stronę wyjścia, z zachwytem rozkoszując się każdą chwilą
kojącego chłodu. Cóż, ruszyłem to bardzo dobre słowo, gdyż na moment
zatrzymał mnie widok kulejącej sylwetki, zmierzającej w stronę mojej
jaskini. Bez wahania ruszyłem w tamtym kierunku.
<Ktoś, coś, jakoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz