poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Lelou do Karo i Victora

- Pewnie gdybyś się nie zjawił, próbowałaby walczyć z tą istotą do ostatniej kropli krwi- mruknął Victor.
Spojrzałem na basiora, a potem przeniosłem wzrok na waderę, równocześnie zastanawiając się, skąd niby medyk mógł wiedzieć o walce z istotą. Niemniej, musiałem zgodzić się z jego stwierdzeniem: uparta natura Karo już dała mi się we znaki wcześniej, chociaż, z drugiej strony, podziwiałem ją za brawurę. Czasem może nieco nieprzemyślaną, ryzykowną i głupią, stanowiła jednak niezbity dowód odwagi.- Tak, jak mówiłem, witamy śród żywych, wariatko.
Drgnąłem, zwróciwszy ponownie wzrok na wilczycę. Rzeczywiście, błękitne znaki na jej ciele, zaczęły jarzyć się ciepłą, błękitną poświatą, rozświetlając jaskinię i przeganiając panujący w niej mrok. Odetchnąłem z ulgą, widząc otwarte, czerwone ślepia wadery, wpatrujące się w przestrzeń, jakby usiłowała zrozumieć, gdzie obecnie jest.
- Czemu tak na mnie patrzycie?- zapytała po chwili,najwyraźniej zdezorientowana.- Mam coś na pyszczku?
Parsknąłem śmiechem, obserwując, jak wilczyca powoli zaczyna kontaktować z rzeczywistością.
- Nie, nie masz- uznałem.- Po prostu to zadziwiające, że ktoś o tak wielkim talencie do pakowania się w kłopoty, wybiera możliwie najbardziej ryzykownych decyzji i w dodatku chce robić wszystko samodzielnie, może nadal funkcjonować całkiem sprawnie, a tuż po wycieczce niemal na drugą stronę, jak najbardziej poważnie jest w stanie zapytać, czy aby nie ma czegoś na pyszczku! - zdałem sobie sprawę, że ostatnie słowa niemal wykrzyczałem, próbując znaleźć ujście dla kotłujących się we mnie nerwów. Wziąłem głęboki wdech, dodając już nieco spokojniejszym tonem.- Jak żyję, tak Ci mówię, taki okaz trafia się raz na sto lat, powinniśmy zrobić notatki.
- Widzisz, Karo, jesteś przynajmniej wyjątkowa według Leloucha- zachichotał Victor.
Zerknąłem na basiora. Był zaskakująco opanowany, choć nawet wolałem nie wiedzieć, jakie męki musiał przeżywać, kiedy zobaczył swoją córkę całą we krwi. Na jego miejscu, chyba nie byłbym w stanie nawet drgnąć.
- Nie jestem pewnie, czy tak bym to ujął, ale może i racja. Takiej drugiej ryzykującej bez zastanowienia to się chyba na całym globie nie znajdzie.
Wadera prychnęła z irytacją, nadal nieco otumaniona. Stwierdziłem, że i tak nic tu po mnie, swoje zrobiłem.
- To ja już będę się zbierał, zostawiam tu Karo i liczę, że nic jej się nie stanie- mruknąłem z rozbawieniem.- Dobranoc.
- Będzie bezpieczna- obiecał jej ojciec, spoglądając na przysypiającą córkę.- Ty też uważaj na siebie.
Potaknąłem krótko, wydając z siebie coś na kształt "yhym", po czym wolno ruszyłem do swojej jaskini, po drodze uważnie lustrując uważnie teren w poszukiwaniu oznak obecności ewentualnych wrogów, ale poza sową pohukującą w gałęziach wiekowego dębu, nikogo nie dostrzegłem. Kiedy przekroczyłem próg groty, Nami nadal smacznie spała, ja natomiast wygodnie ułożyłem się pod zimnym kamieniem, zamykając oczy.
***
Kiedy natomiast ponownie je otworzyłem, niebo było błękitne, niezmącone ani jedną chmurką, natomiast Słońce, pokonawszy znaczący odcinek swojej codziennej trasy, opromieniało teren rażącym w oczy, złotym blaskiem. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia z jaskini, szukając Nami, ale, oczywiście, nigdzie jej nie było. Normalnie, zerwałbym się  i w tej chwili biegł, szukając wadery, ale dzisiaj stwierdziłem, że najpierw odwiedzę Karo, by zobaczyć, jak się ma, o ile już się obudziła.
Ziewając raz po raz, szedłem w stronę groty rodziców wadery, tam jednak dowiedziałem się, że wróciła już do siebie. Kiedy tam dotarłem, Mortem z kolei wyjaśniła mi, iż jej siostra z samego rana postanowiła urządzić sobie mały spacer. Na moje pytanie, czy aby na pewno powinna chodzić w takim stanie, wadera odparła, iż z łapą Karo już lepiej, natomiast wilczycy nie chciało się leżakować cały dzień w jaskini.
Nie miałem pomysłu na dalsze pytania, dlatego po prostu podziękowałem i odszedłem, po drodze zagadując parę wilków, czy aby nie widzieli wilczycy, ale większość kręciła przecząco łbem, tylko Mavis poradziła mi poszukać w okolicach Wodospadu Mizu.
Pozbawiony innych opcji, ruszyłem biegiem w tamtą stronę, docierając na miejsce w zaledwie kilka minut. Rzeczywiście, Karo tam była: siedziała obok jeziora, najwyraźniej krótko po jakimś dłuższym wysiłku. W pierwszej chwili, chciałem rozpocząć tyradę na godzinę, w której dokładnie wypytałbym waderę, czemu niby poszła na spacer, zamiast odpoczywać i pozwolić kończynie zregenerować się. No i od wczorajszej nocy, zastanawiałem się nad kilkoma sprawami dotyczącymi samicy, uznałem jednak, że to może poczekać.
- Hej, hej, jak tam łapa?- zapytałem jak najspokojniej mogłem, podchodząc.- Jesteś pewna, że możesz w ogóle chodzić?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT