poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Od Lelou do Karo

Dosłownie ochrypłem od skrzeków, którymi wciąż i wciąż próbowałem ogłuszyć wrogów. Jednak byli albo wyjątkowo odporni na tego rodzaju ataki, albo mieli kiepsko wykształcony słuch, bowiem efekt moich starań działał jedynie przez niecałą minutę, a to i tak na dość małą grupę, po czym cienie atakowały z jeszcze większą furią. Korzyść była taka, że kiedy były otumanione, wystarczyło nawet słabe machnięcie skrzydłem, wbicie dzioba do połowy ich klatki piersiowej, przejechanie pazurem czy wbicie dutki, na przykład, w taką skroń, by kolejny wróg rozpłynął się w lepką, czarną maź, która po chwili wsiąkała w podłogę.
Trwałem w bitewnym uniesieniu, odnajdując przyjemność w walce pierwszy raz od...właściwie, nawet nie pamiętam. Brakowało mi tego niepowtarzalnego zastrzyku adrenaliny, wzmożonej czujności i ekscytacji każdą kolejną chwilą, która może przynieść zarówno wygraną, jak i śmierć. I tak właściwie siekałem kolejnych wrogów, nie czując nawet kolejnych zadawanych ran, kiedy spojrzałem w stronę, gdzie ostatni raz była Karo. Wadera pognała w stronę Kyrii, najwyraźniej chcąc osobiście powstrzymać tą staruchę. No jak zwykle, najlepsze kąski mnie omijają, ale w sumie, nie mogłem narzekać na brak wrażeń. Wypuściłem kilka piór, celując dutkami prosto w potylice cieni kierujących się w stronę wilczycy. Ciemna substancja spłynęła po schodach, brukając nieskazitelne dotąd płytki. No cóż, miałem nadzieję, że samicy nic nie będzie, chciałem jak najszybciej pokonać tych uzurpatorów ludzi, aby jej jak najprędzej pomóc, choć podejrzewałem, że jakoś sobie poradzi...
Dopóty nie zauważyłem jej spadającej z ogromną prędkością, trzymającą do tego Kyrię, najwidoczniej planując rozbić jej głowę o płytki albo coś równie niebezpiecznego. Czas jakby zatrzymał się w miejscu, a ja z rosnącym przerażeniem oglądałem tą scenę. Co ona sobie wyobraża, że z niej jakiś kamikadze?!
Moje ciało zareagowało czysto instynktownie. Rozłożyłem skrzydła najszerzej, jak tylko umiałem i odbiłem się od ziemi tak mocno, że część cieni, pod wpływem nagłego podmuchu powietrza, upadła na ziemię. Leciałem w stronę wadery i Kyrii, łapiąc wilczycę dosłownie na trzy sekundy przed upadkiem. Kobieta, trzymająca ją za szyję, ciążyła mi niemiłosiernie, ale zacząłem gwałtownie kołysać "bagażem" w przód i w tył, aż w końcu puściła, rzucając jeszcze wiązanką przekleństw. Patrzyliśmy, jak upada na ziemię, a jej kark głową wygina się pod nienaturalnym kątem w stosunku do pozostałej części kręgosłupa. Odetchnąłem z niejaką ulgą, kiedy pozostałe cienie jakby zapomniały, po co walczyły. Ich białe imitacje ust na powrót wróciły do ot otępiałego wyrazu, po czym wszyscy jak jeden mąż wrócili do tańców. Kyria rozpłynęła się w białej mazi, która po chwili wyparowała. Zamachnąłem się kilka razy skrzydłami, odstawiając Karo na podłogę. Jedna z barierek była wyłamana. Zmarszczyłem pysk, patrząc na zirytowaną minę wadery. Przybliżyłem swój łeb do jej pyszczka, aż nie zaczęło dzielić nas zaledwie kilka centrymetrów, z niejaką furią wyrzucając z siebie to, co czułem, odkąd zobaczyłem, jak spada:
- Czyś ty zwariowała, do jasnej chol.ery?! Coś ty sobie myślała w ogóle, wiesz, jaka to była wysokość?! Nie skakałaś do wody, pomyśl trochę i łaskawie przestań się tak narażać, bo coś sobie w końcu zrobisz! Wiesz, jak ja się martwiłem, myślałem, że już będę musiał przepraszać całą twoją rodzinkę! Mogłaś grać na czas. Mogłaś uciec. Mogłaś być bezpieczna, a ty nadal swoje, czy ty się choć trochę zastanawiasz, że dla niektórych coś znaczysz, czy masz wszystko w głębokim poważaniu, co?!- patrzyłem prosto w jej czerwone ślepia, próbując opanować nadal obecny we mnie niepokój i złość. Nieco spokojniejszym tonem, dodałem po chwili.- To jak, możesz mi to wytłumaczyć?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT