Prychnęłam, słysząc słowa basiora, jednocześnie ani na moment nie
spuściłam wzroku z tej, eee..Pryii? Tak, chyba tak miała na imię.
~Kyrii, Karo.-Podpowiedziała cicho Molly. Jej głos zdawał się drżeć. Nie
wierzę, przestraszyła się tej nędznej karykatury porcelanowej lalki?!
~To nieistotne!-Warknęłam, lekko sflustrowana. “Zwiewaj jak najprędzej,
jasne?” Za kogo on mnie brał?! Nie byłam już małym szczenięciem, na
które trzeba było uważać na każdym kroku nawet, jeśli nie byłam jakoś
świetnie zbudowana. A tymi słowami towarzysz jedynie sprowokował mnie do
pokazania, że nie mam zamiaru zwiewać z podkulonym ogonem. Mocno
przejechałam pazurami po parkiecie, wywołując przy tym kaleczące w uszy
zgrzytanie. Obca skrzywiła się jeszcze bardziej, niż wcześniej,
-Wynoście się stąd!-Syknęła ze złością.-Jeszcze trochę i sama was wyprowadzę!-Zagroziła. Zaśmiałam się, słysząc to.
-Ja śnię, czy próbujesz nas zastraszyć?-Zapytałam z szerokim
uśmieszkiem.-No dalej, wyprowadź nas stąd, czuję, że mi się to
spodoba!-Nasza rozmówczyni zdawała się ponownie przybierać swoją
mroczniejszą formę.
-Zobaczymy, czy będziesz tak chichotać jak już z tobą
skończę!-Wycedziła. Miałam wrażenie, że cała porcelanowa skóra Kiry
spływa na podłoże, tworząc wokół niej kałużę przypominającą stop metalu.
~Kyrii. Ona ma na imię Kyria.-Moja towarzyszka nadal usilnie trzymała
przy swoim, jak by to był najistotniejszy element całej tej sytuacji.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, domyśliłam się jednak, że był
to dla niej punkt zaczepienia. Przez to mogła chociaż na moment nie
myśleć o tym, jaką aurę rozsiewała ta kobieta.
~Jak dla mnie może się nawet nazywać Barbie..-Mruknęłam na tę uwagę.
~To się w ogóle nie łączy!-Zauważyła Molly. Miałam już wycedzić, że się
nie zna, jednak stwierdziłam iż to nie jest dobry moment na wyłączanie
się z sytuacji.
-To może chociaż zaczniesz to “kończenie”, starucho?-Lelou chyba bardzo
przypasowało nazywanie jej staruchą. Cóż, trzeba przyznać, że mogła mieć
ze trzy sefki na karku.-Bo jak na razie to tylko ględzisz i ględzisz,
nie robiąc nic poza tym.-Odpowiedź kobiety była prosta i wymowna, a w
czyn miała przemienić się błyskawicznie.
-Zabić! Chcę dostać futro z tych szczurów!-Wszystkie cienie jednocześnie
ruszyły w naszym kierunku a mnie zaczęło zastanawiać, jaki sens miało
nazwanie nas szczurami. Takowe słowo lepiej by już brzmiało z ust
doktora krew i flaki, do Barbie jednak nie pasowało w ogóle.
~Skup się!-Jęknęła Molly. Skinęłam sztywno głową, a wokół mojej sylwetki
zjawiło się trzynaście ostrych jak zęby rekina kawałków lustra.
-Zajmij się tymi z twojej strony.-Powiedzieliśmy niemal równocześnie z
Lelou. W następnej sekundzie oddawałam się już czemuś, co dawało mi
jeszcze większą przyjemność od tańca.
Achh, walka..
Można powiedzieć, że atakowałam trzy osoby na raz. Kawałkami lustra
rozcinałam szarżującą na mnie kobietę, vectorem ukręcałam kark dostojnie
odzianemu mężczyźnie z lewej tym samym również skacząc z pazurami na
pana po prawej. Może i cienie miały mało punktów życia (na co wskazywał
fakt, że można było je zniszczyć jednym uderzeniem), jednak nie zmieniało
to faktów że ciągle przychodzili coraz to nowsi goście całej tej
morderczej potańcówki raptem z czasów Wiktoriańskich,
-Widzicie?-Dało się usłyszeć złowieszczy głos głównej antagonistki
całego boju, roznoszący się po całej sali.-Nie powinniście w ogóle tutaj
wchodzić! Teraz zniszczę was i całą tą “watahę”, o której
mówiliście.-Położyła ogromny nacisk na słowo “wataha”, jak gdyby śmiała
sie z nas. Co za zuchwałe babsko! Nie dość, że chowa się za swoimi
marnymi podwładnymi, to jeszcze próbuje nas zastraszyć? O nie, nie, moja
droga, zaraz poznasz strach..
Płynnym obrotem strzepnęłam vectorami wszystkie otaczające mnie cienie,
na co te uderzyły w kolejne, niczym klocki domino eliminując jeden
drugiego. Takowe domino dosięgnęło jednak za ledwie trzech rzędów.
Obróciłam się, patrząc na Lelou. Zamiast pyska miał dziób, jego łapy
natomiast przemieniły się w szpony, porastały go też pióra. Wbił się w
jednego z wrogów, a następnie zwinnie wyrwał dziób z jego upadającego
ciała, by rzucić się na kolejnego. Świetnie sobie radził, ale wrogów
tylko przybywało i przybywało. Trzeba było to zakończyć, nim się
zmęczymy. Kolejnym kręgiem przebiłam się przez kilka rzędów cieni, tym
razem masakrując je ogonem niczym biczem. Cały czas szukałam naszej
słodkiej porcelanowej wariatki. W końcu dojrzałam ją, dumnie stojącą
przy schodach ze zwycięską miną.
Jej niedoczekanie!
-Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz będzie po problemie!-Krzyknęłam do
Lelou, przygotowując go tym samym na to, co miało się wydarzyć w
przeciągu następnych kilku sekund.
-Chyba nie zrobisz nic głupiego?-Basior akurat przygniatał szponami
cienistą kobietę. “Nie, zrobię coś głupszego!” pomyślałam, rozpływając
się w powietrzu. Z tejże formy ruszyłam w stronę niczego nie
spodziewającej się białogłowej (heh, w sumie, to czarnogłowej!), by
następnie zmaterializować się w mocarnym skoku, niczym pies cieszący się
na widok właściciela i wręcz chcący przygnieść go swoją miłością.
W tym wypadku funkcjonował jednak ten jeden krok pomiędzy miłością, a
nienawiścia. Zgadnijcie, które z tych uczuć musiała odczuwać każda z
nas.
Bingo!
Runęłyśmy w dół, przez jedną z barierek, kobieta korzystając z okazji
zacisnęła ręce na mojej szyi, Ja wbijałam pazury w jej klatkę piersiową,
próbując ponownie przywołać kawałki luster. Tupot kroków nad nami mógł
sugerować, że niektore z cieni popędziły w kierunku upadającej
władczyni. Myślałam, że jest tu niżej, jednak lot zdawał się wydłużać.
Nim obie uderzyłyśmy w ziemię pomyślałam, że jeśli nawet przeżyję
następne dziesięc sekund, a potem ta dziaduwa nie zrobi sobie ze mnie
dywanika pod kominek, to Lelou mnie zabije. Chyba nie o taką ucieczkę mu
chodziło.
Oby tylko stara franca rozbiła sobie głowę na jakimś kamieniu!
<Lelou? Jak tam u góry, poznikało ich trochu? xd Spoko, moja też ostatnio nie za dobrze się miewa, co widać wyżej,>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz