sobota, 27 sierpnia 2016

Od Victora c.d. Lelou

-Żyje ktoś?!-Ziewnąłem przeciągle, ledwo słysząc słowa. Podniosłem się jednak, lekko zdziwiony tak późnym najsciem.-Po..potrzebujemy pomocy!-Ruszyłem w kierunku męskiego głosu, zastanawiając się co mogło się stać o tej porze. Właściwie, na myśl przychodziło mi wiele rzeczy. W mroku dostrzegłem sylwetkę, znajdującą się w progu.
-Co się stało?-Zapytałem ospale. Teraz jednak dostrzegłem, co też było powodem, dla którego basior się tutaj zjawił, i musiałem przyznać, że lekko to mną wstrząsnęło. A bynajmniej lekko w początkowym tego wstrząśnięcia stadium. Basior, w którym rozpoznałem Leloucha, syna Ashity oraz Zuko jak i brata Nanami, zalany był krwią i zdawał się uginać pod jakimś ciężarem. Dopiero teraz dostrzegłem lżejszą niż zwykle, niebieską poświatę, oświetlającą jego plecy. Gwałtownie wypuściłem powietrze z nozdrzy, orientując się, że jedyną osobą jaką udało mi się spotkać, świecącą w ten sposób była najstarszą z moich córek, Karo. Była martwa? Gdyby była martwa, przyniósłby ją tutaj? Nie kłopotałby się z tym, prawda? Po prostu by nas wezwał? Nie mogłem wiedzieć, jak by postąpić, nie byłem z nim w jakiś głębszych relacjach, Karo też nigdy nie wspominała o basiorze. Ale w sumie, hah, Karo rzadko kiedy wspominała o czymkolwiek, co by lubiła w stopniu minimalnym. Czego by nie lubiła również.
-Żyje.-Krótką wiadomość przyjąłem z wielką ulgą. Nie mogłem się jednak ruszyć. Są tacy, którzy wybuchnęliby teraz złością, ja jednak milczałem. Przez myśl przeszła mi Maril, której cialo podczas jej śmierci bardzo przypominało drobne ciało Karo, mimo, że Mari wówczas była szczeniakiem. Bardzo wyrośnięty, szczeniakiem.-Ale jeśli jej nie pomożesz, to zaraz może być naprawdę kiepsko.-Dodał, co jakby wybudziło mnie z początkowego szoku. T-tak, teraz pamiętam, jestem przecież, do cho.lery, medykiem! I nawet miałem coś w zanadrzu na tym podobne wypadki. Bez zastanowienia wysiliłem się na wyluzowany głos, zwracając się do basiora.
-Połóż ją gdzieś tutaj.-Wskazałem łapą na miejsce przed nami. Szybko ruszyłem w zakątek jaskini który nazywałem pieszczotliwie bawialnią. Było to miejsce, gdzie mieścił się mój składzik, wiecie, opatrunki, dziwne zabawki, etc. Nawet nie wyobrażacie sobie pilnowania, aby dzieci się do tego nie zbliżały, gdy wadery były jeszcze młode. Westchnąłem, wyciągając buteleczkę, gdy nagle dobiegł mnie głos basiora.
-Ma pułapkę myśliwską na łapie.-Przytaknąłem, mimo świadomości, że Lelouch nie mógł widzieć tego ruchu, po czym rozejrzałem się po magazynku. Nie było tutaj niczego potrzebnego w tym momencie. Westchnąłem, zatrzumując czas i wraz z flakonikiem i bandażem podchodząc do Leloucha i Karo. W mojej wizji basior poruszał się w bardzo powolnym tępie, to też nim zdążył zrobić kilkanaście kroków w tył ja już przystawiałem łapy do pułapki na łapie córki. Mój plan polegał na użyciu mocy, dzięki której zwykłem się wspinać. Produkowała ona jakby małe przyssawki na moich łapach, umożliwiające tym samym poruszanie się po pionowej lub pochyłej powierzchni z taką samą łatwością, jakby była ona pozioma, wręcz w pełni gładka. Chciałem przy pomocy tych przyssawek otworzyć pułapkę więżącą kończynę Karo. Powoli zaczęłem przystępywać do planu z nie małym trudem, obserwując, jak ta powoli się rozsuwa, dając ujście krwi, która w mojej perspektywie i tak wydobywała się niezwykle powoli. Zerwałem pułalkę z łapy wadery, która w tym momencie wydała się jeszcze drobniejsza niż za zwyczaj. W sumie, to z Rene byliśmy dość wysocy, ciężko było mi zrozumieć, po kim córki odziedzyczły niski wzrost. Może Gizuo był niski? Jakby nie patrzeć pokrywałoby się to z charakterem ojca..ups! W całym tym zamieszaniu dopiero zdałem sobie sprawę, iż Gertruda nie opuściła jeszcze naszego domu i w najlepsze spała w kącie. Ech, skup się, najwyżej staruszka urządzi nam ostry potop szwedzki złożony z licznych pytań. Otworzyłem flakonik, wylewając jego zawartość na otwartą ranę. Jeśli smocza krew naprawdę działała tak, jaki mówiono, powinno to załatwić sprawę, ewentualnie pozostawić drobną bliznę. Zająłem się owinięciem łapy Karo bandażem, a kiedy skończyłem, przywróciłem normalny bieg czasu, z ulgą wypuszczając powietrze. Lekko poczochrałem bujne futro na głowie córki, po czym spojrzałem na jej towarzysza.
-Raczek nie zajmie długo, nim się obudzi. Flakonik, który zużyłem posiadał mocne własności tegeneracyjne.-Cała operacja zajęła mi może chwilę lokalnego czasu, mimo, że tak naprawdę wcale nie wydawała mi się taka krótka. Jeszcze tylko jedna rzecz mnie nurtowała. Spojrzałem na pułapkę, skupiając się na niej. Dawno żem nie miał wizji. Po chwili doskonale wiedziałem, co wydadzyło się w lesie. Odwróciłem się w stronę basiora.-Muszę Ci podziękować. Karo często bywa zuchwała, ale bardzo ciężko przychodzi jej pogodzenie się z porażką. Pewnie gdybyś się nie zjawił próbowała by walczyć z tą istotą do ostatniej kropli krwi.-Chciałem coś dopowiedzieć, gdy nagle pokój rozświetliła niebieska aura. Spojrzałem w stronę wadery, mrużącej oczy.-Tak jak mówiłem, witamy wśród żywych, wariatko.-Uśmiechnąłem się ciepło do wilczycy, która teraz rozglądała się po całym pomieszczeniu.
-Czemu tak na mnie patrzycie?-Zapytala lekko zbita z tropu.-Mam coś na pyszczku?
<Lelou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT