-Żyje ktoś?!-Ziewnąłem przeciągle, ledwo słysząc słowa. Podniosłem się
jednak, lekko zdziwiony tak późnym najsciem.-Po..potrzebujemy
pomocy!-Ruszyłem w kierunku męskiego głosu, zastanawiając się co mogło
się stać o tej porze. Właściwie, na myśl przychodziło mi wiele rzeczy. W
mroku dostrzegłem sylwetkę, znajdującą się w progu.
-Co się stało?-Zapytałem ospale. Teraz jednak dostrzegłem, co też było
powodem, dla którego basior się tutaj zjawił, i musiałem przyznać, że
lekko to mną wstrząsnęło. A bynajmniej lekko w początkowym tego
wstrząśnięcia stadium. Basior, w którym rozpoznałem Leloucha, syna
Ashity oraz Zuko jak i brata Nanami, zalany był krwią i zdawał się
uginać pod jakimś ciężarem. Dopiero teraz dostrzegłem lżejszą niż
zwykle, niebieską poświatę, oświetlającą jego plecy. Gwałtownie
wypuściłem powietrze z nozdrzy, orientując się, że jedyną osobą jaką
udało mi się spotkać, świecącą w ten sposób była najstarszą z moich
córek, Karo. Była martwa? Gdyby była martwa, przyniósłby ją tutaj? Nie
kłopotałby się z tym, prawda? Po prostu by nas wezwał? Nie mogłem
wiedzieć, jak by postąpić, nie byłem z nim w jakiś głębszych relacjach,
Karo też nigdy nie wspominała o basiorze. Ale w sumie, hah, Karo rzadko
kiedy wspominała o czymkolwiek, co by lubiła w stopniu minimalnym. Czego
by nie lubiła również.
-Żyje.-Krótką wiadomość przyjąłem z wielką ulgą. Nie mogłem się jednak
ruszyć. Są tacy, którzy wybuchnęliby teraz złością, ja jednak milczałem.
Przez myśl przeszła mi Maril, której cialo podczas jej śmierci bardzo
przypominało drobne ciało Karo, mimo, że Mari wówczas była szczeniakiem.
Bardzo wyrośnięty, szczeniakiem.-Ale jeśli jej nie pomożesz, to zaraz
może być naprawdę kiepsko.-Dodał, co jakby wybudziło mnie z początkowego
szoku. T-tak, teraz pamiętam, jestem przecież, do cho.lery, medykiem! I
nawet miałem coś w zanadrzu na tym podobne wypadki. Bez zastanowienia
wysiliłem się na wyluzowany głos, zwracając się do basiora.
-Połóż ją gdzieś tutaj.-Wskazałem łapą na miejsce przed nami. Szybko
ruszyłem w zakątek jaskini który nazywałem pieszczotliwie bawialnią.
Było to miejsce, gdzie mieścił się mój składzik, wiecie, opatrunki,
dziwne zabawki, etc. Nawet nie wyobrażacie sobie pilnowania, aby dzieci
się do tego nie zbliżały, gdy wadery były jeszcze młode. Westchnąłem,
wyciągając buteleczkę, gdy nagle dobiegł mnie głos basiora.
-Ma pułapkę myśliwską na łapie.-Przytaknąłem, mimo świadomości, że
Lelouch nie mógł widzieć tego ruchu, po czym rozejrzałem się po
magazynku. Nie było tutaj niczego potrzebnego w tym momencie.
Westchnąłem, zatrzumując czas i wraz z flakonikiem i bandażem podchodząc
do Leloucha i Karo. W mojej wizji basior poruszał się w bardzo powolnym
tępie, to też nim zdążył zrobić kilkanaście kroków w tył ja już
przystawiałem łapy do pułapki na łapie córki. Mój plan polegał na użyciu
mocy, dzięki której zwykłem się wspinać. Produkowała ona jakby małe
przyssawki na moich łapach, umożliwiające tym samym poruszanie się po
pionowej lub pochyłej powierzchni z taką samą łatwością, jakby była ona
pozioma, wręcz w pełni gładka. Chciałem przy pomocy tych przyssawek
otworzyć pułapkę więżącą kończynę Karo. Powoli zaczęłem przystępywać do
planu z nie małym trudem, obserwując, jak ta powoli się rozsuwa, dając
ujście krwi, która w mojej perspektywie i tak wydobywała się niezwykle
powoli. Zerwałem pułalkę z łapy wadery, która w tym momencie wydała się
jeszcze drobniejsza niż za zwyczaj. W sumie, to z Rene byliśmy dość
wysocy, ciężko było mi zrozumieć, po kim córki odziedzyczły niski
wzrost. Może Gizuo był niski? Jakby nie patrzeć pokrywałoby się to z
charakterem ojca..ups! W całym tym zamieszaniu dopiero zdałem sobie
sprawę, iż Gertruda nie opuściła jeszcze naszego domu i w najlepsze
spała w kącie. Ech, skup się, najwyżej staruszka urządzi nam ostry potop
szwedzki złożony z licznych pytań. Otworzyłem flakonik, wylewając jego
zawartość na otwartą ranę. Jeśli smocza krew naprawdę działała tak, jaki
mówiono, powinno to załatwić sprawę, ewentualnie pozostawić drobną
bliznę. Zająłem się owinięciem łapy Karo bandażem, a kiedy skończyłem,
przywróciłem normalny bieg czasu, z ulgą wypuszczając powietrze. Lekko
poczochrałem bujne futro na głowie córki, po czym spojrzałem na jej
towarzysza.
-Raczek nie zajmie długo, nim się obudzi. Flakonik, który zużyłem
posiadał mocne własności tegeneracyjne.-Cała operacja zajęła mi może
chwilę lokalnego czasu, mimo, że tak naprawdę wcale nie wydawała mi się
taka krótka. Jeszcze tylko jedna rzecz mnie nurtowała. Spojrzałem na
pułapkę, skupiając się na niej. Dawno żem nie miał wizji. Po chwili
doskonale wiedziałem, co wydadzyło się w lesie. Odwróciłem się w stronę
basiora.-Muszę Ci podziękować. Karo często bywa zuchwała, ale bardzo
ciężko przychodzi jej pogodzenie się z porażką. Pewnie gdybyś się nie
zjawił próbowała by walczyć z tą istotą do ostatniej kropli
krwi.-Chciałem coś dopowiedzieć, gdy nagle pokój rozświetliła niebieska
aura. Spojrzałem w stronę wadery, mrużącej oczy.-Tak jak mówiłem, witamy
wśród żywych, wariatko.-Uśmiechnąłem się ciepło do wilczycy, która
teraz rozglądała się po całym pomieszczeniu.
-Czemu tak na mnie patrzycie?-Zapytala lekko zbita z tropu.-Mam coś na pyszczku?
<Lelou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz