środa, 17 sierpnia 2016

Od Lelou do Karo

- Ale mamooo! Ja nie chcę!- rzuciła wadera, zapierając się w miejscu.
Westchnąłem głośno. Naprawdę nie chciałem, żeby się przemęczała, chociaż rozumiałem też jej obawy. Las Śmierci nie był kurortem wypoczynkowym, ale w końcu znajdowaliśmy się niemal na jego obrzeżach - a przynajmniej tak wnioskowałem z długości naszego marszu. Marudny ton głosu Karo, zamiast mnie zirytować, co zapewne w normalnych okolicznościach by uczynił, gdyż nie cierpiałem wręcz narzekania, nieco mnie rozczulił. Postanowiłam naśladować ton głosu wadery. Zdecydowanie chciałem, aby odpoczęła, przynajmniej trochę. Do watahy przecież zdążymy zawsze dojść, prawda?
- Ale córciu!- odparłem jak najwyżej, niemal piszcząc.- Herbatka już czeka, a potem lulu, w twoim wieku musisz kłaść się bardzo wcześnie, rośniesz!
- Nie jestem śpiąca!- upierała się.- Zostawiłam rzeczy w jaskini i chcę szybko wrócić!
- Bo dam ci szlaban!- spróbowałem powiedzieć to ze śladem gniewu, ale w połączeniu z piskliwym głosem, zabrzmiało to, jakby ktoś nadepnął na gumową kaczuszkę.- Idziemy i koniec dyskusji albo zawołam Krwawą Waderę i cię tu zostawię, zobaczysz!
- Ależ śmiało- rzuciła Karo.
Westchnąłem, całkowicie zrezygnowany. Wszystkie wadery są takie uparte?!
- Z wami nie można po prostu dyskutować- mruknąłem, powracając do normalnego głosu.- Przecież od małego postoju nic się nie stanie.
- A jeśli przez to właśnie, świat zaatakują Marsjanie, którzy tylko czekali na chwilę, aż nasza czujność zostanie uśpiona?- gdybała, nie zważając uwagi na moje któreś z kolei westchnięcie wyrażające kapitulację.
- Tylko mi później nie marudź- ostrzegłem.
Skoncentrowałem energię, uwalniając pióra i zmieniając tylne kończyny w ptasie szpony w rekordowym wręcz tempie. Odbiłem się od ziemi, uderzając mocno skrzydłami i pochwyciłem Karo, wznosząc się w górę.
- Nawet nie próbuj się wyrywać, bo tym razem nie zamierzam cię łapać- mruknąłem.- Jeśli tak nie chcesz postoju, proszę bardzo, tak będzie i szybciej- nie wspomniałem, że w każdej chwili możemy spaść. Moja moc była bliska wyczerpania, ale liczyłem, że zdążymy jeszcze dotrzeć do terenu watahy.- Możesz teraz spać i chrapać ile chcesz, o ile tylko nie ogłuchnę.
- Nie prosiłam o podwózkę- burknęła.
- Raczej podlotkę- zasugerowałem.- Nie martw się, dobrze będzie. Chyba.
Teraz z kolei usłyszałem westchnienie Karo, ale poza tym, panowała między nami cisza. Księżyc wisiał wysoko na niebie, otoczony wianuszkiem gwiazd. Po kolei rozpoznawałem gwiazdozbiory. Smok, Kasjopeja, Cefeusz, Mały Wóz... Tej nocy, na granatowej kopule wyraźnie odznaczały się srebrne punkciki, dlatego bez przeszkód mogłem obserwować nawet te mało widoczne ciała niebieskie...
I właśnie wtedy, moją uwagę przykuł ruch. Trwający sekundę, może nawet mniej, ale i tak doskonale widoczny. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, dopóty nie zrozumiałem dokładniej, jakiegoż to rzadkiego zjawiska jestem świadkiem. Potrząsnąłem lekko Karo, a w odpowiedzi usłyszałem mruknięcie, które mogło wyrażać zarówno protest, jeśli nadal nie spała, jak i po prostu to, iż wadera zasnęła.
- Hej, hej, śpiochu!- szepnąłem.- Kontaktujesz nadal czy odleciałaś mi? Otwórz oczęta i poobserwuj trochę! Zapomniałem na śmierć, dzisiaj jest noc spadających gwiazd!- wyszczerzyłem kły w szerokim uśmiechu. Zawsze z niecierpliwością ich wypatrywałem i wzlatywałem w górę, nierzadko na całą noc albo przesiadałem na najwyższych koronach drzew, czasem zabierając ze sobą i Nami. Pierwszy raz towarzyszył mi ktoś inny, z kim, mimo krótkiego czasu, jaki się znaliśmy, umiałem wyrazić radość z powodu pięknego widoku.- O, kolejna! Zdążyłaś pomyśleć życzenie?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT