środa, 24 sierpnia 2016

Od Victora c.d. Renesmee

Przez moment obserwowałem, jak Rene idzie w swoją stronę. Bałem się, że wadera zraniła jej uczucia, z drugiej jednak strony nie zależało mi bardzo na opinii matki. Nawet jej nie znała, jakim prawem śmiała ją oceniać? Nie wiem, może gdybym żył w tak martwym miejscu też byłbym marudny, ale..w końcu mojej partnerce się tu podobało. Byłem pewny, że jej oczy zarejestrowały coś innego od moich. Powoli kontury zarysu wilczycy znikały, aż w końcu i kasztanową plamę zabrała dal. Miałem dziwne wrażenie, że tracę pewność siebie, kiedy już faktycznie jej nie widziałem. Oby dotarła sama do domu. Echh, nie jest dzieckiem, na pewno dotrze. Na pewno..
-Nie martw się, nie zabłądzi, a nawet jeśli..-Gwałtownie odwróciłem wzrok w stronę wilczycy piorunując ją wzrokiem. Ta tylko prychnęła, przerywając wypowiedź. Chyba wiem, po kim córka odziedziczyła część charakteru. Jeśli ta postać naprawdę jest moją rodzicielką, rzecz jasna.-Po coś tutaj w ogóle przylazł?-Warknęła, obmywając pysk zębami.
-Chcieliśmy udać się na miły spacer.-To, co powiedziałem było po części prawdą. Res chciała zwiedzić nieznane jej tereny, a ja spojrzeć prawdzie w oczy. Chociaż nie jestem pewien, czy nadal chciałbym to zrobić..-Przez miły mam na myśli to, że mogłabyś być milsza.-Powstrzymałem się, aby nie dodać “ostatnim razem byłaś”. Wcześniej w ogóle krótko rozmawialiśmy, a do tego dręczyła mnie wraz z innymi duszami. Ciężko tu mówić o uprzejmości. Poza tym, mimo wszystko mi pomogła. Nie chciałem ranić jej uczuć, wiedziałem też jednak, że szybko jej nie odpuszczę tego, w jaki sposób potraktowała Renesmee.
-Nikt nigdy nie napisał nigdzie, że miałabym być miła dla synowej.-Odparła ze stoickim spokojem, napawającym mnie zarazem coraz to silniejszą irytacją.-Poza tym, przyjrzałeś się jej? Te oczy..jesteś pewien, że to nie jakaś wariatka..?
-Posłuchaj mnie.-Starałem się być opanowany. Mój ostatni wybuch zdarzył się co prawda w innej rzeczywistości, ale wolałbym nie wchodzić do domu oznajmiając “Kochanie, dzieci, zamordowałem waszą i tak martwą babcię!” a potem z uśmiechem zasiąść do stołu i zabrać się za jedzenie obiadu. Odetchnąłem więc, licząc w myślach do dziesięciu.-Nie masz prawa wypowiadać się na temat Res, skoro nawet jej nie znasz, a jeśli faktycznie masz zamiar nas dzisiaj odwiedzić, to radziłbym trzymać język za zębami.-Słowa te bardzo ciężko było wypowiedzieć tonem głosu takim, jak gdybym złączył się z oceanem spokojnym, nie chciałem jednak wszczynać kłótni.-Jestem tutaj też z innego powodu..-mruknąłem, trochę ciszej. Wadera drgnęła, przyglądając mi się. Pod nosem mruknęła coś w stylu “Zupełnie, jak ojciec..”, ja jednak postanowiłem to zignorować.-Kim jesteś?-Zapytałem, niczym bachor wyrwany z długiego transu, który dodatkowo popadł w amnezję. Naprawdę jednak chciałem to wiedzieć.
-Przecież sam się domyśliłeś.-Powiedziała, patrząc na mnie dziwnie.-Jestem twoją matką, Victorze.-Zupełnie nie to miałem na myśli, zadając jej pytanie.-A może raczej Sutoriku..
-Nie o to pytałem.-Sutoriku musiało być imieniem, jakie nadali mi rodzice. Fakt, że to Maril ochrzciła mnie “Victorem”, kiedy powiedziałem jej, że skoro ja ją nazwałem, ona może nazwać mnie. Dotychczas nie posiadałem zupełnie żadnego imienia.-Dlaczego jesteś materialna, skoro rzekomo byłaś duszą? Kim Ty w ogóle jesteś..? I..kim jestem ja?-wilczyca zaśmiała się.
-Zadajesz bardzo dużo pytań.-Zauważyła, przekrzywiając głowę z niejakim rozczuleniem. Może i nie należała do miłych, ale mimo wszystko nadal byłem jej synem, a ona moją matką. Może i łączyła nas jakaś dziwna więź?-Ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie.-Dodała, po czym wzięła głęboki wdech. Wyglądała tak żywo na tle tego miejsca, iż ciężko było mi patrzeć w jakąkolwiek inną stronę. Czułem, jak ciekawość zżera mnie od środka, powoli pochłaniając mój mózg. Nie jestem pewien, czy Ashi i Riki spodobałby się fakt, że je mnie ktoś inny od nich, ta przenośnia była jednak bardzo kusząca. Wadera wstała, po czym ruszyła głową w bok, informując mnie tym samym, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyjaśnić mi to wszystko idąc. Wystąpiłem przed nią, ruszając w kierunku domu, a ta prędko mnie dogoniła. Ku mojemu zdziwieniu nie zniknęła na granicy tego miejsca, mimo, że było tak ostatnio. Chciałem zapytać, dlaczego, ale wolałem najpierw poznać pozostałe odpowiedzi. Ciało matki połyskiwało w słońcu, niczym rubiny, czasem jednak miałem wrażenie, iż momentami jest przeźroczyste. -Bo widzisz..

~*~

“Wraz z ojcem nie należeliśmy do żadnej watahy. Błąkaliśmy się po prostu po świecie. Jeśli chcesz wiedzieć, uciekłam z domu jako dziecko. Chciałam być niezależna, a moje okolice bardziej przypominały więzienie, niż ostoję. Alfy traktowały wilki niczym poddanych, rozkładając je po kątach, a wszelka niesubordynacja była karana w różnoraki sposób. Można było powiedzieć, że oni byli monarchią, a my zaledwie jakimś plebsem.”W tym momencie wadera urwała na moment, aby krótko się zaśmiać.”Wiesz, teraz jak o tym pomyślę, to było całkiem zabawne, chociaż współczuję wilkom żyjącym w tamtym miejscu, jeśli ich wataha jeszcze istnieje. Wyobrażasz się, że ród alf rozmnażał się tylko ze sobą na wzajem? Nie chcieli zbrudzić swojej krwi dopuszczając do siebie inne wilki, to też zwykle brat zostawał partnerem siostry, a następnie mieli razem dzieci. Z jednej strony to całkiem zabawne, ale z drugiej trochę przykre. Jeśli któraś z alf ośmieliła się “spoufalać” z kimkolwiek należącym do naszego “plebsu” zostawała ona likwidowana. Możesz nazwać mnie egoistką, ale wręcz cieszyłam się, zostawiając za sobą to miejsce. Jedynym, co mi po nim zostało miało być moje imię. Miałam wówczas na imię “Biena”, co w sumie brzmiało podobnie do “Biedna”, nie uważasz? Jakiś czas wędrowałam samotnie, oswajając się powoli z prawem dżungli. “Zabijasz, albo giniesz” i te sprawy. W sumie, to i tak podobało mi się to bardziej, niźli prawo panujące w mojej starej watasze, o ile w ogóle była mowa o jakimś konkretnym prawie. Była tylko jedna zasada “Alfa ma zawsze rację”, to też chyba ciężko tu mówić o konstytucji, chociażby i na upartego. I w sumie, poznałam twojego ojca gdy byłam już w pełni zaznajomiona z zasadami przetrwania. Otóż, tego dnia dojrzałam dorodnego, soczystego cielaka jelenia. Wyobraź sobie, jaki to był soczysty kąsek na tak pustych terenach..”Oblizała się na samą myśl, zupełnie w taki sposób, jakby przed nią stał jeleń, nie natomiast syn którego nie widziała około pięciu lat. Może powinienem się bać?”Wybacz, rozmarzyłam się. Tak czy inaczej ja i twój ojciec zaczailiśmy się na to samo zwierze i wybrnęliśmy z ukrycia w tym samym czasie, równocześnie oboje dowiadując się o swoim istnieniu. Byłam wściekła, gdyż przez niego jeleń uciekł, Gizuo jednak był bardzo opanowany, a bynajmniej przez pierwsze pięć minut, gdy też na niego krzyczałam. Potem sam wrzasnął, że mam niezły tupet, i że on też był głodny, a do polowania miał takie samo prawo, jak i ja. Twój ojciec miał bardzo szczęśliwe życie, wiesz? Kiedy go poznałam był rozwydrzonym dupkiem, który myślał, że wszystko mu wolno. Bardzo przypominał mi wtedy moją dawną “rodzinę”, i szczerze nie mogłam na niego patrzeć, ani tym bardziej go słuchać. Znaczy, nie mogłabym, samotność jednak źle działa na wilki. Gizu od zawsze dostawał to, czego chciał, nie znosił sprzeciwu. Był oczkiem w głowie swoich rodziców, i często to wykorzystywał. Ci natomiast należeli do rodu wrogiemu temu, z którego pochodziłam. W sumie mało mnie to obchodziło, zasada jednak panowała tam podobna, basior miał zostać partnerem swojej siostry, kiedy ta dorośnie. Mimo wszystko nie mogłam się powstrzymać, aby nie ciągnąć z nim kłótni. Wyżyłam na tym idiocie całą swoją frustrację, panującą od ucieczki, a ten tylko się zaśmiał, wyobrażasz sobie? Później zapytał mnie, co jeszcze robię na jego terytorium, w końcu zasłaniam mu słońce. Pewnie się nie zdziwisz, jeśli powiem, iż go zaatakowałam? Rozłożyłam barana na łopatki..a ten, zamiast mnie przeprosić, lub okazać jakikolwiek szacunek, zapytał mnie o imię. Ze zdziwieniem przedstawiłam się wtedy jako Gertruda, nie chciałam bowiem przyjmować niczego powiązanego z dawnym życiem. Może Cię to rozbawi, jednak po tej walce ja i Gizuo zaczęliśmy się dogadywać. Przychodziłam od czasu do czasu w to miejsce i niemal zawsze go spotykałam. Z czasem zrobił się nawet trochę milszy! Ale najbardziej zdziwiło mnie, kiedy pewnego dnia przywitał mnie z prezentem. Wiesz, taki samolubny księciunio rzadko kiedy sprawia komukolwiek prezenty, a szczególnie nie komuś tak prymitywnemu, jak moja osoba. To jego słowa, nie moje, tyle, że zamiast samolubnego księciunia nazwał się czarującym dostojnikiem. Miałam czuć się zaszczycona, czy coś w tym stylu. Pewnie zastanawia Cię, co to był za prezent? Świeżo upolowane ciele, podobne do tego, które straciliśmy.”Wyszczerzyła zęby, a jej policzki przybrały lekko fioletowy kolor. Mówiła jednak dalej.”Było po prostu przepyszne! Tego też dnia twój ojciec oznajmił mi, iż jest we mnie zakochany, i ma zamiar w ciągu najbliższych nocy opuścić swoją byłą watahę, by nie musieć wiązać się ze swoją wciąż dorastającą siostrą. Powiedział też, że ta krzykliwa oferma strasznie go denerwuje. Szczęka mi opadła. Ale, mimo, że był takim palantem, ja również żywiłam do niego ciepłe uczucia. I tak zostaliśmy parą, a w kilka nocy później Gizu znalazł mnie na polanie nieopodal naszego stałego miejsca pobytu i wyznał, że opuścił swój dom. Oboje byliśmy wolni od wszelkich nakazów i zakazów. Robiliśmy co chcieliśmy i kiedy chcieliśmy, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. W końcu, odpowiadaliśmy jedynie za siebie na wzajem, a mimo wszystko sobą umieliśmy się zająć. Twój ojciec bardzo się zmienił, chociaż nigdy nie wyzbył się do końca samolubności. Pewnie przewraca się w grobie, gdy o tym mówię, ale pozwólmy sobie to pominąć.”Puściła mi oczko z dość ponurym wyrazem twarzy. Westchnąłem. Zaspojlerowała zakończenie w samym środku historii!”W końcu, z naszego związku powstałeś Ty, i to w dość szybkim czasie. No, ale mimo to nie było nam dane długo się tobą cieszyć, Victorze. Nasze watahy nigdy nie odpuściły nam ucieczki spoza ich terenu, jak się potem okazało, a nas było zbyt mało, aby się bronić. Pewnego dnia jeden ze szpiegów wytropił nas i powiadomił alfę. W końcu zaatakowali. Gizu wbiegł w środek ich szeregów i kazał mi uciekać, wraz z tobą, Vic. Mogę Cię tak nazywać, prawda?”Niepewnie skinąłem głową w odpowiedzi. Może źle ją oceniłem? Ale w końcu, ona również źle oceniła Res!”Gdyby Cię wtedy tam nie było, obydwóch nas zabiliby na miejscu, nigdy bowiem nie byłabym w stanie zostawić go z tym samego..”Jej głos drżał. Opowiadanie o tym nie mogło być dla niej łatwe, doskonale to rozumiałem. Chciałem ją jakoś wesprzeć ale z drugiej strony..nie widziałem jej tyle lat! Gdybym przeszedł koło niej, nawet bym jej nie rozpoznał. Czy naprawdę mogłem myśleć o niej, jak o matce?”Nie uciekłam daleko, Vic. Zostawiłam Cię w zaroślach uprzednio całego obtaczając w błocie, aby nie poznali twojego zapachu, po czym odbiegłam. Byłam pewna, że kiedyś mnie znajdą, a nie chciałam narażać Cię na niebezpieczeństwo. Nie widziałam też świata poza Gizu, a byłam wręcz pewna, że ten mój świat się zapadł. Ja..również walczyłam z przeszłością, Victorze. Bardzo łatwo przyszło jej, a raczej im mnie jednak pokonać. Poległam, podobnie jak twój ojciec, ale jednak nie do końca. Bo rozumiesz, moim żywiołem jest dusza. Można powiedzieć, że utknęłam na tym feralnym świecie na wieki. Kiedy umarłam, opuściłam swoje ciało i długo wędrowałam w postaci nie materialnym. Spędzałam dni i noce na ciągłym płaczu, mieszanym z poszukiwaniem ciebie. Żałowałam, że istniałam, wiesz? Potem trafiłam tam, pośród te wszystkie kwiaty i poczułam, że to jest moje miejsce. Co prawda, odkąd tutaj przybyłam raz wydawało się niezwykle żywe, raz natomiast martwe, ale tutaj moja dusza..zyskiwała na sile. To dlatego teraz mnie widzisz, Vic. Podczas twojej ostatniej wizyty miałam zbyt słabą duszę, aby jako w pełni widoczna postać opuścić to miejsce. Teraz jednak można powiedzieć, że mam nowe ciało. Dość przejrzyste, co nie?”
~*~

Wadera westchnęła głęboko.
-To chyba wszystko, wydaje mi się iż opowiedziałam na każde z twoich pytań.-Skinąłem powoli głową, patrząc na nią.-Wiem, że za prędko mi tego nie odpuścisz, ale żywię nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy, po tym obiedzie.-Odparła.-No, a teraz przynajmniej dane będzie mi zobaczyć, jaka jest ta twoja “partnerka”.-Ostatnie słowo wypowiedziała z lekkim obrzydzeniem. Ciekawiło mnie, co jej się tak bardzo nie podobało. Przechodząc przez teren watahy napotkałem Maennelise, która maiła właśnie swoją zmianę. Wadera dziwnie spojrzała na Gertrudę.
-Czego szukasz?-Warknęła, przyglądając jej się bacznie.
-Bez obaw. Jest ze mną, wpada na obiadek.-Zapewniłem ciepło.
-Proszę proszę..-Jasna wadera spojrzała na mnie wilkiem.-Nasz medyk jada obiadki z duszami.
-Oczywiście!-Uśmiechnąłem się, prezentując przy tym wszystkie moje ząbki.-W wolnym czasie prowadzę też dogłębne rozmowy z jeżami-pączkami szukającymi zaginionego lukru. Nie chcesz się kiedyś wybrać? Miejsce w pierwszym rzędzie, tylko bez siedzeń.
-Podziękuję.-Mruknęła sucho.-Niech wejdzie. Tylko aby nie narobiła problemów.
-Dzięki, nie narobi.-Spojrzałem bacznie na Gertrudę, szukając potwierdzenia w jej oczach. Na szczęście takowe odnalazłem. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja przez ten czas opowiadałem jej o tutejszych terenach.
-Kto w ogóle zarządza tym miejscem?-Zapytała z irytacją.
-Nasze alfy nazywają się Ashita, oraz Zuko. To naprawdę wspaniałe wilki, słowo daję!-Wolałem jej nie mówić, iż Ash kilka razy dla żartu obiecała mnie ugotować.
-Skoro tak mówisz..-Mruknęła bez przekonania. Pod naszymi nogami przebiegła grupka szczeniaków., Uśmiechnąłem się, przypominając tym samym, kiedy Tami, Mortem i Karo były tak małe.-Twoje córki..-Musiała pomyśleć o tym samym, gdyż niepewnie zaczęła temat.
-Są dorosłe.-Dokończyłem, przerywając je. Przytaknęła, a ja w oddali dojrzałem wadery kąpiące się.-Jesteśmy blisko.-Odparłem z uśmiechem. Res widząc nas spojrzała w stronę, po której jakieś czterdzieści metrów dalej znajdowała się nasza jaskinia, po czym powiedziała coś do naszych córek. Cała czwórka ruszyła w naszym kierunku.
-Mamo.-Powiedziałem, trochę spokojniej, gdy spotkaliśmy się w środku drogi.-To jest Tamara, Karo oraz Mortem.-Wskazałam kolejno na każdą z sióstr.-Kochane, to wasza babcia, Gertruda.
-Bardzo nam miło.-Uśmiechnęła się Tami.
-Taak, witamy.-Odparła przeciągle Mortem.
-Cze.-Mruknęła od niechcenia Karo.
-Witajcie, ja również cieszę się, że mogę was poznać-Wadera spojrzała krzywo po całej trójce. Ruszyłem w stronę Rene, aby ją uściskać, po czym szepnąłem jej na ucho.
-Jestem I winny przeprosiny, za ten cały zamęt, ale chciałem znać prawdę, a sam nigdy bym się nie odważył tam wrócić. Wiem, że mogłaś się poczuć lekko zszkowana. Cieszę się, że się zaangażowałaś, naprawdę. Przepraszam.-Po tych słowach polizałem ją w policzek i ruszyłem w stronę domu, wraz z czterema pozostałymi waderami.
<Renesmee? Masz troszku czytania za karę :*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT