Przez moment obserwowałem, jak Rene idzie w swoją stronę. Bałem się, że
wadera zraniła jej uczucia, z drugiej jednak strony nie zależało mi
bardzo na opinii matki. Nawet jej nie znała, jakim prawem śmiała ją
oceniać? Nie wiem, może gdybym żył w tak martwym miejscu też byłbym
marudny, ale..w końcu mojej partnerce się tu podobało. Byłem pewny, że
jej oczy zarejestrowały coś innego od moich. Powoli kontury zarysu
wilczycy znikały, aż w końcu i kasztanową plamę zabrała dal. Miałem
dziwne wrażenie, że tracę pewność siebie, kiedy już faktycznie jej nie
widziałem. Oby dotarła sama do domu. Echh, nie jest dzieckiem, na pewno
dotrze. Na pewno..
-Nie martw się, nie zabłądzi, a nawet jeśli..-Gwałtownie odwróciłem
wzrok w stronę wilczycy piorunując ją wzrokiem. Ta tylko prychnęła,
przerywając wypowiedź. Chyba wiem, po kim córka odziedziczyła część
charakteru. Jeśli ta postać naprawdę jest moją rodzicielką, rzecz
jasna.-Po coś tutaj w ogóle przylazł?-Warknęła, obmywając pysk zębami.
-Chcieliśmy udać się na miły spacer.-To, co powiedziałem było po części
prawdą. Res chciała zwiedzić nieznane jej tereny, a ja spojrzeć prawdzie
w oczy. Chociaż nie jestem pewien, czy nadal chciałbym to
zrobić..-Przez miły mam na myśli to, że mogłabyś być
milsza.-Powstrzymałem się, aby nie dodać “ostatnim razem byłaś”.
Wcześniej w ogóle krótko rozmawialiśmy, a do tego dręczyła mnie wraz z
innymi duszami. Ciężko tu mówić o uprzejmości. Poza tym, mimo wszystko
mi pomogła. Nie chciałem ranić jej uczuć, wiedziałem też jednak, że
szybko jej nie odpuszczę tego, w jaki sposób potraktowała Renesmee.
-Nikt nigdy nie napisał nigdzie, że miałabym być miła dla
synowej.-Odparła ze stoickim spokojem, napawającym mnie zarazem coraz to
silniejszą irytacją.-Poza tym, przyjrzałeś się jej? Te oczy..jesteś
pewien, że to nie jakaś wariatka..?
-Posłuchaj mnie.-Starałem się być opanowany. Mój ostatni wybuch zdarzył
się co prawda w innej rzeczywistości, ale wolałbym nie wchodzić do domu
oznajmiając “Kochanie, dzieci, zamordowałem waszą i tak martwą babcię!” a
potem z uśmiechem zasiąść do stołu i zabrać się za jedzenie obiadu.
Odetchnąłem więc, licząc w myślach do dziesięciu.-Nie masz prawa
wypowiadać się na temat Res, skoro nawet jej nie znasz, a jeśli
faktycznie masz zamiar nas dzisiaj odwiedzić, to radziłbym trzymać język
za zębami.-Słowa te bardzo ciężko było wypowiedzieć tonem głosu takim,
jak gdybym złączył się z oceanem spokojnym, nie chciałem jednak
wszczynać kłótni.-Jestem tutaj też z innego powodu..-mruknąłem, trochę
ciszej. Wadera drgnęła, przyglądając mi się. Pod nosem mruknęła coś w
stylu “Zupełnie, jak ojciec..”, ja jednak postanowiłem to
zignorować.-Kim jesteś?-Zapytałem, niczym bachor wyrwany z długiego
transu, który dodatkowo popadł w amnezję. Naprawdę jednak chciałem to
wiedzieć.
-Przecież sam się domyśliłeś.-Powiedziała, patrząc na mnie
dziwnie.-Jestem twoją matką, Victorze.-Zupełnie nie to miałem na myśli,
zadając jej pytanie.-A może raczej Sutoriku..
-Nie o to pytałem.-Sutoriku musiało być imieniem, jakie nadali mi
rodzice. Fakt, że to Maril ochrzciła mnie “Victorem”, kiedy powiedziałem
jej, że skoro ja ją nazwałem, ona może nazwać mnie. Dotychczas nie
posiadałem zupełnie żadnego imienia.-Dlaczego jesteś materialna, skoro
rzekomo byłaś duszą? Kim Ty w ogóle jesteś..? I..kim jestem ja?-wilczyca
zaśmiała się.
-Zadajesz bardzo dużo pytań.-Zauważyła, przekrzywiając głowę z niejakim
rozczuleniem. Może i nie należała do miłych, ale mimo wszystko nadal
byłem jej synem, a ona moją matką. Może i łączyła nas jakaś dziwna
więź?-Ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie.-Dodała, po czym wzięła
głęboki wdech. Wyglądała tak żywo na tle tego miejsca, iż ciężko było
mi patrzeć w jakąkolwiek inną stronę. Czułem, jak ciekawość zżera mnie
od środka, powoli pochłaniając mój mózg. Nie jestem pewien, czy Ashi i
Riki spodobałby się fakt, że je mnie ktoś inny od nich, ta przenośnia
była jednak bardzo kusząca. Wadera wstała, po czym ruszyła głową w bok,
informując mnie tym samym, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyjaśnić
mi to wszystko idąc. Wystąpiłem przed nią, ruszając w kierunku domu, a
ta prędko mnie dogoniła. Ku mojemu zdziwieniu nie zniknęła na granicy
tego miejsca, mimo, że było tak ostatnio. Chciałem zapytać, dlaczego,
ale wolałem najpierw poznać pozostałe odpowiedzi. Ciało matki
połyskiwało w słońcu, niczym rubiny, czasem jednak miałem wrażenie, iż
momentami jest przeźroczyste. -Bo widzisz..
~*~
“Wraz z ojcem nie należeliśmy do żadnej watahy. Błąkaliśmy się po prostu
po świecie. Jeśli chcesz wiedzieć, uciekłam z domu jako dziecko.
Chciałam być niezależna, a moje okolice bardziej przypominały więzienie,
niż ostoję. Alfy traktowały wilki niczym poddanych, rozkładając je po
kątach, a wszelka niesubordynacja była karana w różnoraki sposób. Można
było powiedzieć, że oni byli monarchią, a my zaledwie jakimś plebsem.”W
tym momencie wadera urwała na moment, aby krótko się zaśmiać.”Wiesz,
teraz jak o tym pomyślę, to było całkiem zabawne, chociaż współczuję
wilkom żyjącym w tamtym miejscu, jeśli ich wataha jeszcze istnieje.
Wyobrażasz się, że ród alf rozmnażał się tylko ze sobą na wzajem? Nie
chcieli zbrudzić swojej krwi dopuszczając do siebie inne wilki, to też
zwykle brat zostawał partnerem siostry, a następnie mieli razem dzieci. Z
jednej strony to całkiem zabawne, ale z drugiej trochę przykre. Jeśli
któraś z alf ośmieliła się “spoufalać” z kimkolwiek należącym do naszego
“plebsu” zostawała ona likwidowana. Możesz nazwać mnie egoistką, ale
wręcz cieszyłam się, zostawiając za sobą to miejsce. Jedynym, co mi po
nim zostało miało być moje imię. Miałam wówczas na imię “Biena”, co w
sumie brzmiało podobnie do “Biedna”, nie uważasz? Jakiś czas wędrowałam
samotnie, oswajając się powoli z prawem dżungli. “Zabijasz, albo
giniesz” i te sprawy. W sumie, to i tak podobało mi się to bardziej,
niźli prawo panujące w mojej starej watasze, o ile w ogóle była mowa o
jakimś konkretnym prawie. Była tylko jedna zasada “Alfa ma zawsze
rację”, to też chyba ciężko tu mówić o konstytucji, chociażby i na
upartego. I w sumie, poznałam twojego ojca gdy byłam już w pełni
zaznajomiona z zasadami przetrwania. Otóż, tego dnia dojrzałam
dorodnego, soczystego cielaka jelenia. Wyobraź sobie, jaki to był
soczysty kąsek na tak pustych terenach..”Oblizała się na samą myśl,
zupełnie w taki sposób, jakby przed nią stał jeleń, nie natomiast syn
którego nie widziała około pięciu lat. Może powinienem się bać?”Wybacz,
rozmarzyłam się. Tak czy inaczej ja i twój ojciec zaczailiśmy się na to
samo zwierze i wybrnęliśmy z ukrycia w tym samym czasie, równocześnie
oboje dowiadując się o swoim istnieniu. Byłam wściekła, gdyż przez niego
jeleń uciekł, Gizuo jednak był bardzo opanowany, a bynajmniej przez
pierwsze pięć minut, gdy też na niego krzyczałam. Potem sam wrzasnął, że
mam niezły tupet, i że on też był głodny, a do polowania miał takie
samo prawo, jak i ja. Twój ojciec miał bardzo szczęśliwe życie, wiesz?
Kiedy go poznałam był rozwydrzonym dupkiem, który myślał, że wszystko mu
wolno. Bardzo przypominał mi wtedy moją dawną “rodzinę”, i szczerze nie
mogłam na niego patrzeć, ani tym bardziej go słuchać. Znaczy, nie
mogłabym, samotność jednak źle działa na wilki. Gizu od zawsze dostawał
to, czego chciał, nie znosił sprzeciwu. Był oczkiem w głowie swoich
rodziców, i często to wykorzystywał. Ci natomiast należeli do rodu
wrogiemu temu, z którego pochodziłam. W sumie mało mnie to obchodziło,
zasada jednak panowała tam podobna, basior miał zostać partnerem swojej
siostry, kiedy ta dorośnie. Mimo wszystko nie mogłam się powstrzymać,
aby nie ciągnąć z nim kłótni. Wyżyłam na tym idiocie całą swoją
frustrację, panującą od ucieczki, a ten tylko się zaśmiał, wyobrażasz
sobie? Później zapytał mnie, co jeszcze robię na jego terytorium, w końcu zasłaniam mu słońce. Pewnie się nie zdziwisz, jeśli
powiem, iż go zaatakowałam? Rozłożyłam barana na łopatki..a ten, zamiast
mnie przeprosić, lub okazać jakikolwiek szacunek, zapytał mnie o imię.
Ze zdziwieniem przedstawiłam się wtedy jako Gertruda, nie chciałam
bowiem przyjmować niczego powiązanego z dawnym życiem. Może Cię to
rozbawi, jednak po tej walce ja i Gizuo zaczęliśmy się dogadywać.
Przychodziłam od czasu do czasu w to miejsce i niemal zawsze go
spotykałam. Z czasem zrobił się nawet trochę milszy! Ale najbardziej
zdziwiło mnie, kiedy pewnego dnia przywitał mnie z prezentem. Wiesz,
taki samolubny księciunio rzadko kiedy sprawia komukolwiek prezenty, a
szczególnie nie komuś tak prymitywnemu, jak moja osoba. To jego słowa,
nie moje, tyle, że zamiast samolubnego księciunia nazwał się czarującym
dostojnikiem. Miałam czuć się zaszczycona, czy coś w tym stylu. Pewnie
zastanawia Cię, co to był za prezent? Świeżo upolowane ciele, podobne do
tego, które straciliśmy.”Wyszczerzyła zęby, a jej policzki przybrały
lekko fioletowy kolor. Mówiła jednak dalej.”Było po prostu przepyszne!
Tego też dnia twój ojciec oznajmił mi, iż jest we mnie zakochany, i ma
zamiar w ciągu najbliższych nocy opuścić swoją byłą watahę, by nie
musieć wiązać się ze swoją wciąż dorastającą siostrą. Powiedział też, że
ta krzykliwa oferma strasznie go denerwuje. Szczęka mi opadła. Ale,
mimo, że był takim palantem, ja również żywiłam do niego ciepłe uczucia.
I tak zostaliśmy parą, a w kilka nocy później Gizu znalazł mnie na
polanie nieopodal naszego stałego miejsca pobytu i wyznał, że opuścił
swój dom. Oboje byliśmy wolni od wszelkich nakazów i zakazów. Robiliśmy
co chcieliśmy i kiedy chcieliśmy, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. W
końcu, odpowiadaliśmy jedynie za siebie na wzajem, a mimo wszystko sobą
umieliśmy się zająć. Twój ojciec bardzo się zmienił, chociaż nigdy nie
wyzbył się do końca samolubności. Pewnie przewraca się w grobie, gdy o
tym mówię, ale pozwólmy sobie to pominąć.”Puściła mi oczko z dość
ponurym wyrazem twarzy. Westchnąłem. Zaspojlerowała zakończenie w samym
środku historii!”W końcu, z naszego związku powstałeś Ty, i to w dość
szybkim czasie. No, ale mimo to nie było nam dane długo się tobą
cieszyć, Victorze. Nasze watahy nigdy nie odpuściły nam ucieczki spoza
ich terenu, jak się potem okazało, a nas było zbyt mało, aby się bronić.
Pewnego dnia jeden ze szpiegów wytropił nas i powiadomił alfę. W końcu
zaatakowali. Gizu wbiegł w środek ich szeregów i kazał mi uciekać, wraz z
tobą, Vic. Mogę Cię tak nazywać, prawda?”Niepewnie skinąłem głową w
odpowiedzi. Może źle ją oceniłem? Ale w końcu, ona również źle oceniła
Res!”Gdyby Cię wtedy tam nie było, obydwóch nas zabiliby na miejscu,
nigdy bowiem nie byłabym w stanie zostawić go z tym samego..”Jej głos
drżał. Opowiadanie o tym nie mogło być dla niej łatwe, doskonale to
rozumiałem. Chciałem ją jakoś wesprzeć ale z drugiej strony..nie
widziałem jej tyle lat! Gdybym przeszedł koło niej, nawet bym jej nie
rozpoznał. Czy naprawdę mogłem myśleć o niej, jak o matce?”Nie uciekłam
daleko, Vic. Zostawiłam Cię w zaroślach uprzednio całego obtaczając w
błocie, aby nie poznali twojego zapachu, po czym odbiegłam. Byłam pewna,
że kiedyś mnie znajdą, a nie chciałam narażać Cię na niebezpieczeństwo.
Nie widziałam też świata poza Gizu, a byłam wręcz pewna, że ten mój
świat się zapadł. Ja..również walczyłam z przeszłością, Victorze. Bardzo
łatwo przyszło jej, a raczej im mnie jednak pokonać. Poległam, podobnie
jak twój ojciec, ale jednak nie do końca. Bo rozumiesz, moim żywiołem
jest dusza. Można powiedzieć, że utknęłam na tym feralnym świecie na
wieki. Kiedy umarłam, opuściłam swoje ciało i długo wędrowałam w postaci
nie materialnym. Spędzałam dni i noce na ciągłym płaczu, mieszanym z
poszukiwaniem ciebie. Żałowałam, że istniałam, wiesz? Potem trafiłam
tam, pośród te wszystkie kwiaty i poczułam, że to jest moje miejsce. Co
prawda, odkąd tutaj przybyłam raz wydawało się niezwykle żywe, raz
natomiast martwe, ale tutaj moja dusza..zyskiwała na sile. To dlatego
teraz mnie widzisz, Vic. Podczas twojej ostatniej wizyty miałam zbyt
słabą duszę, aby jako w pełni widoczna postać opuścić to miejsce. Teraz
jednak można powiedzieć, że mam nowe ciało. Dość przejrzyste, co nie?”
~*~
Wadera westchnęła głęboko.
-To chyba wszystko, wydaje mi się iż opowiedziałam na każde z twoich
pytań.-Skinąłem powoli głową, patrząc na nią.-Wiem, że za prędko mi tego
nie odpuścisz, ale żywię nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy, po
tym obiedzie.-Odparła.-No, a teraz przynajmniej dane będzie mi zobaczyć,
jaka jest ta twoja “partnerka”.-Ostatnie słowo wypowiedziała z lekkim
obrzydzeniem. Ciekawiło mnie, co jej się tak bardzo nie podobało.
Przechodząc przez teren watahy napotkałem Maennelise, która maiła
właśnie swoją zmianę. Wadera dziwnie spojrzała na Gertrudę.
-Czego szukasz?-Warknęła, przyglądając jej się bacznie.
-Bez obaw. Jest ze mną, wpada na obiadek.-Zapewniłem ciepło.
-Proszę proszę..-Jasna wadera spojrzała na mnie wilkiem.-Nasz medyk jada obiadki z duszami.
-Oczywiście!-Uśmiechnąłem się, prezentując przy tym wszystkie moje
ząbki.-W wolnym czasie prowadzę też dogłębne rozmowy z jeżami-pączkami
szukającymi zaginionego lukru. Nie chcesz się kiedyś wybrać? Miejsce w
pierwszym rzędzie, tylko bez siedzeń.
-Podziękuję.-Mruknęła sucho.-Niech wejdzie. Tylko aby nie narobiła problemów.
-Dzięki, nie narobi.-Spojrzałem bacznie na Gertrudę, szukając
potwierdzenia w jej oczach. Na szczęście takowe odnalazłem. Ruszyliśmy w
stronę mojego domu, a ja przez ten czas opowiadałem jej o tutejszych
terenach.
-Kto w ogóle zarządza tym miejscem?-Zapytała z irytacją.
-Nasze alfy nazywają się Ashita, oraz Zuko. To naprawdę wspaniałe wilki,
słowo daję!-Wolałem jej nie mówić, iż Ash kilka razy dla żartu obiecała
mnie ugotować.
-Skoro tak mówisz..-Mruknęła bez przekonania. Pod naszymi nogami
przebiegła grupka szczeniaków., Uśmiechnąłem się, przypominając tym
samym, kiedy Tami, Mortem i Karo były tak małe.-Twoje córki..-Musiała
pomyśleć o tym samym, gdyż niepewnie zaczęła temat.
-Są dorosłe.-Dokończyłem, przerywając je. Przytaknęła, a ja w oddali
dojrzałem wadery kąpiące się.-Jesteśmy blisko.-Odparłem z uśmiechem. Res
widząc nas spojrzała w stronę, po której jakieś czterdzieści metrów
dalej znajdowała się nasza jaskinia, po czym powiedziała coś do naszych
córek. Cała czwórka ruszyła w naszym kierunku.
-Mamo.-Powiedziałem, trochę spokojniej, gdy spotkaliśmy się w środku
drogi.-To jest Tamara, Karo oraz Mortem.-Wskazałam kolejno na każdą z
sióstr.-Kochane, to wasza babcia, Gertruda.
-Bardzo nam miło.-Uśmiechnęła się Tami.
-Taak, witamy.-Odparła przeciągle Mortem.
-Cze.-Mruknęła od niechcenia Karo.
-Witajcie, ja również cieszę się, że mogę was poznać-Wadera spojrzała
krzywo po całej trójce. Ruszyłem w stronę Rene, aby ją uściskać, po
czym szepnąłem jej na ucho.
-Jestem I winny przeprosiny, za ten cały zamęt, ale chciałem znać
prawdę, a sam nigdy bym się nie odważył tam wrócić. Wiem, że mogłaś się
poczuć lekko zszkowana. Cieszę się, że się zaangażowałaś, naprawdę.
Przepraszam.-Po tych słowach polizałem ją w policzek i ruszyłem w stronę
domu, wraz z czterema pozostałymi waderami.
<Renesmee? Masz troszku czytania za karę :*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz