niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Lelou do Karo

Biegłem w stronę, z której ostatni raz słyszałem krzyk. Wypatrywałem innych wilków, które, zaniepokojone krzykiem, mogłyby wyjść z jaskiń, aby zobaczyć, co przerywa im sen. Wokół jednak panowały pustki, oprócz głuchych uderzeń i szmerów, jakie wydawały moje łapy przy kontakcie z podłożem i szeleszczącą trawą, nie słyszałem żadnych dźwięków, które mogłyby być oznaką dla nadchodzącej pomocy. No, chyba że gra świerszczy, ale jakoś wątpiłem w ich skuteczność przeciwko czemukolwiek większemu od borsuka, choćby stanęła teraz przede mną armia tych stawonogów, wyposażona w polerujące, błyszczące nowością miecze wielkości źdźbła trawy, które niemal przygniatałyby te malutkie insekty.
Nagle usłyszałem trzask, przypominający strzelenie z bicza. Głośny, dobiegający z pobliża... niedaleko jaskini rodziny Karo, jak odnotowałem. Warknąłem głośno, przyśpieszając. Jeśli ta wadera znowu się w coś wpakowała, przyznam jej jakąś nagrodę, ledwo wszystko się skończyło i zaraz coś zaczyna. Być może po prostu jakoś niefortunnie upadła... błagałem każdego patrona, aby nie było to nic poważnego, cały czas pokładałem nadzieję, że może chodzi o coś innego, kogoś, kto nie jest Karo ani Nami.
Nie, na pewno wszystko dobrze. Przecież teren watahy jest naprawdę spory, a nasze jaskinie leżą niemal w jego centrum, patrol graniczny, obrońcy i strażnicy nie pozwoliliby nikomu obcemu przejść, w końcu razem tworzą sporą grupę, tym bardziej, że czasem pomagają nam wojownicy. Zakląłem. Dzisiaj udało mi się jakoś dostać wolne na cały dzień, kiedy sporą część poprzedniej nocy patrolowałem obszar, ale przecież, jeśli ktoś posiada odpowiednie umiejętności, zawsze znajdzie jakieś wejście, prawda? Ufałem umiejętnościom moich kompanów z profesji, byliśmy dość zżyci i często współpracowaliśmy z patrolem i strażnikami, ale nie potrafiłem zahamować obaw rosnących we mnie jak drzewo, które ktoś podlał super-nawozem.
Skręciłem ostro, niemal poślizgując się na mokrej trawie. W rozpaczliwiej próbie odzyskania utraconej równowagi i poprzedniego tempa, zacząłem prędko przebierać łapami, jednak pokryte rosą źdźbła znacząco mi to utrudniały. dążyłem jeszcze zaobserwować dwie postacie stojące w oddali, ledwo widoczne w słabym, księżycowym blasku. Jedna z nich, drobniejsza, stała do mnie tyłem, natomiast druga, o zdecydowanie niewilczych kształtach, spojrzała na mnie złośliwe czerwonymi, żarzącymi się ślepiami, tak podobnymi do oczu Karo. Moją pierwszą myślą, była obawa, czy aby wadera nie zmieniła się w jakiegoś dziwnego stwora, natomiast drugą, czy ten zwierz nie zabrał jej gałek... Chociaż zaraz też odrzuciłem ten pomysł. Z rozpędem, nie całkiem naumyślnie, wpadłem na domniemanego wroga, przewalając go swoim ciężarem, spotęgowanym szybkością. Obaj potoczyliśmy się po śliskim podłożu kilka metrów dalej, a ja próbowałem wczepić pazury w jego twardą, chropowatą skórę, jednak te nie mogły znaleźć dogodnego punktu, w którym dałoby się je zanurzyć w poszukiwaniu ujścia dla ciepłej krwi.
W końcu się zatrzymaliśmy. Kłapnąłem szczęką tuż nad czaszką intruza, jednak ten okazał się zwinniejszy, niż mówiła to jego niezgrabna postura. Odtoczył się z prędkością błyskawicy w lewo i podniósł się, podbiegając kaczkowatym chodem w stronę Karo z rozjuszonym wyrazem pyska. Teraz mogłem już widzieć łebek wadery, gdzie, jak z ulgą odnotowałem, nadal umiejscowiona była para szkarłatnych ślepi.
- Oddawaj! Oddawaj!- skrzeczał. Jego sylwetka szympansa dosłownie drżała ze złości i podniecenia, jakby czekał na tą chwilę miesiącami, natomiast wilczy łeb mioteł się z nadmiaru emocji. Kimkolwiek by nie był ten potwór, wątpiłem w jego przyjazne zamiary.- Wiem, że mnie słyszy! Oddawaj ją, niech przychodzi! W tej chwili! Rozumiesz?!
- Mówiłam już- warknęła lodowatym tonem, który zdawał się zamrażać wszystko w pobliżu.- Nic ode mnie nie dostaniesz.
Podniosłem się z ziemi, prostując obolałe łapy. Powiodłem wzrokiem od Karo do...stój! Teraz, kiedy bliżej przyjrzałem się wilczycy, dostrzegłem coś zaciskającego się na jej przedniej kończynie. Pułapka na zwierzęta leśne, dzieło tych ludzi! Ruszyłem pędem w jej stronę, próbując wytworzyć mur pomiędzy nią, a napastnikiem.
- Cokolwiek ci podobno zabrała- warknąłem chłodno- w co wątpię, jest jej według wilczego prawa, małpo, tym bardziej, jeśli to wygrała, więc zmiataj stąd i zabieraj tą swoją pułapkę.
Potwór zachowywał się, jakby nawet nie usłyszał moich słów, jego całą uwagę pochłonęła postać Karo. O cokolwiek się upominał, musiało mieć sporą wartość, chociaż podejrzewałem, że mógł też po prostu stracić rozum. Po pierwsze, twierdził, że jego zguba jest osobą płci żeńskiej, która go słyszy.
Nagle drgnąłem, dochodząc do absurdalnych wniosków. Może wadera ma dzieli się swoim umysłem jeszcze z jakąś istotą? Łączyłoby to kilka faktów: po pierwsze, jej dziwne zachowanie, nieobecne spojrzenie od czasu do czasu i zdania wypowiadane bez związku z sytuacją. Co, jeśli kontaktuje się z nią telepatycznie? I właśnie o to coś upomina się szympans? Albo jeszcze coś innego: stworzenie albo duch, które widzi tylko ona? Pokręciłem stanowczo łbem. Coraz bardziej absurdalne domysły nic mi nie dadzą i jedynie rozproszą. Musze się skupić. I to w tej chwili.
- Wtargnąłeś na teren watahy- zacząłem ponownie.- I atakujesz jednego z jej członków, co daje nam i tak już przysługujące każdemu z wilków, pełne prawo do obrony, włącznie z zabiciem agresora- spojrzałem na Karo z szerokim uśmiechem, chociaż zżerał mnie niepokój, kiedy widziałem, że towarzyszce coraz trudniej jest złapać oddech.- Czyli nikt nas nie będzie winił, jeśli nieco go poturbujemy, prawda?
Zerknąłem na jej łapę. Krew powoli sączyła się i skapywała na ziemię, tworząc rozlewająca się z każdą chwilą na coraz większym obszarze, szkarłatną kałużę. Chciałem jak najprędzej uwolnić ją z tego, ale doskonale też wiedziałem, że wtedy ciecz zacznie wypływać o wiele większym strumieniem i nie wiadomo, czy zdoła otrzymać pomoc na czas, a ani ja, ani ona, nie mieliśmy zbyt dużego pojęcia o medycynie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż pułapka, zacieśniająca się w ciele wadery tak długo, nie przyniesie zbyt dobrych skutków, co dawało nam tylko jedną możliwość - załatwić sprawę szybko.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT