Byłam zachwycona widokiem który roztaczał się przed mną. Piękne kolorowe
kwiat, malutkie źródełko, otwarta przestrzeń z widokiem na zachodzące
słońce...Tylko dlaczego Victor był zdziwiony moim zachwytem? Wadera w
oddali widząc nas ruszyła w naszym kierunku. Kolor jej futra przypominał
niebo, a oczy, ciemne niczym noc dodawały jej powagi. Wyglądała mi
bardzo poważną i wybredną osobę o wysokich standardach.
-O mamy towarzystwo!- zawołałam kiedy była bliżej
Vici mruknął coś pod nosem i niespokojnie przestąpił z nogi na nogę.
Czyżby znał ową wilczyce? Po jego nerwowych ruchach wyczułam że
najchętniej by stąd odszedł. Udałam jednak że tego nie widzę. Nie można
przecież całe życie siedzieć w domu i spacerować po okolicy...Tyle
nowych miejsc czeka na nas. Wyszłam waderze na spotkanie. Mój partner od
razu wyrównał kroku.
-Dzień dobry...- zaczęłam rozmowę z waderą
-Mamo...to jest Renesmee- przerwał mi Victor
A teraz proszę pauze bo będzie duże WHAT?! , mamo?! . Ja żem będę
rozmawiać z teściową? To rodzice Vctora żyją? Na Razme! Czego ja jeszcze
nie wiem o swoim partnerze? Oj, jak moje córki znajdą partnerów to
wypytam o wszystko i opowiem dzieje rodu normalnie...A teraz wracając
do...yyy...mamy? To czy ja nie powinnam się wykąpać, posprzątać dom i
zrobić kolacje? Jeszcze indyka z pieca wyjąć i nakryć do stołu.... Nic z
tego nie zrobiłam a goście już przyszli łehehe! Nie mogę płakać bo
makijaż mi się rozmarze...Ok, ogarnijmy się. Wracamy do teściowej.
-Jest moją partnerką.- basior kontynuował rozmowę. Hi hi...ciekawe czy
powie jej że jest już babcią...Biedaczek chyba nie miał z nią za dobrych
relacji.- Mamy trzy córki...
-Victorze...- wadera pochyliła się nad nim z wściekłością i zaskoczeniem
na twarzy- Czemu mówisz mi teraz o tym?! Akurat wybrałeś sobie taką
partnerkę?! Nie było innych?!- wrzasnęła mu do ucha
-Ehemm...Miło panią poznać.- powiedziałam starając się ratować sytuacje,
udałam że nie dosłyszałam jej krzyków. Odkąd zamieszkaliśmy razem na
basiora krzyczeć mogłam tylko ja....-Przeszła pani pewnie długą drogę by
tu dotrzeć może Victor zaprowadzi panią nad wspaniałe miejsce w naszej
watasze, a ja przygotuje kolacje i zawołam córki? - i posprzątam w
domu...pomyślałam.
-Och...Tak, chętnie. - wyprostowała się, jej twarz od razu spoważniała. Po chwili jednak posłała synowi wściekłe spojrzenie.
-Dobrze...to ja was zostawiam samych. -podniosłam głowę i odeszłam
Przemiła osoba...Wzeszłam za krzaki by nie widzieli jak biegnę do domu.
Przecież partnerce Victora nie przystoi tak koślawo truchtać...
***parę minut później***
Wpadłam do domu córek. Były wszystkie, choć Karo właśnie wychodziła.
-Kochane, babcia przyjechała....będzie na wytwornej kolacji u mnie i u
taty w domu. Trzeba wszystko przygotować! Pomożecie mi prawda?
********
Po godzinie go sprzątania, ratowanie potrawy Tami byłam brudna,
zakurzona i padnięta. Jaskinia była wystrojona. Na stole stało mięso z
jelenia przyprawione ziołami z dodatkiem owoców.
-Przyszedł czas na kąpiel -oznajmiłam radośnie
Wszystkie zanurzyłyśmy się w chłodnej wodzie. Po chwili pluskania trzeba
było już wyjść i się szykować. Chyba z milion razy przeczesałam swoje
włosy jak i córek. Wpięłam dzieciom kwiaty koło ucha. Sama zaś założyłam
bransoletkę ze stokrotek. Zobaczyłam na horyzoncie zmęczonego Victora i
starszą waderę która coś właśnie mu opowiadała. Rzuciłam okiem na
wszystko...chyba jest dobrze.
<Vici? Wybacz że czekałeś prawie miesiąc....ale jak ładnie dom posprzątałam! Co to będzie...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz