Niechętnie otworzyłem oczy. Czułem się jak po ostrej imprezie na
haju...Czyli że normalny piątek ze znajomymi i pobudka w sobotę...oraz
dochodzenie do siebie w niedziele. Chyba nie ja jeden to znam.
Dobraaa...a teraz gdzie ta impra się skończyła? A-Anuś śpi związana
pnączami obok mnie...Grota, zielsko, ja i Annabell. To nie była impreza i
to z pewnością. Chyba żem znów wpakował nas w kłopoty. Podskoczyłem
słysząc kroki. Starałem się wyplątać ,jednak pnącza coraz mocniej
ściskały moje ciało. Zaczęło brakować mi powietrza. Albo to
rzeczywistość, albo przed snem przesadziłem z marychą...Każdy dźwięk
stawianej łapy stawał się głośniejszy. I oto przed mną stanął brązowo
zielony basior z dwoma krzakami na głowie , czyli à la rogi.
-Witaj mój drogi. Mam na imię Platon – przewróciłem oczami, postanowiłem
nie przerywać rozmówcy. Zapewne był to jakiś psychopata- Możesz zwracać
się do mnie tato. Od teraz będziesz moim synem i Lilji. Mojej
partnerki.- usłyszałem w głowie : A nie mówiłem?!
-Ta...a nie przeszkadza ci mój rozmiar, tatusiu?- powiedziałem naciskając na ostatnie słowo
-Za chwile nie będzie. - uśmiechnął się szyderczo
Basior spróbował mi wcisnąć do pyska miksturę, na co zrobiłem unik. Ten
jednak był szybszy i ponownie podjął próbę napojenia mnie z tej
buteleczki. Tą razom udało mu się. Natychmiast zmalałem. Świat stał się
ogrooomny, a basior niebezpiecznie wysoki. Wziąłem głęboki
oddech...zawsze wyższe wilki mnie stresowały. Jako szczeniak nieraz
dostawałem od nich lanie. Jest dobrze...coś wykombinuje...Nie! Nie jest
dobrze, zawiodłem Ann! Dlaczego zawsze JA zawodzę?! Spuściłem łeb.
Pnącza natychmiast się rozluźniły.
-Chodź ze mną, za chwilę poznasz swoją matkę- powiedział basior
I zaraz narobię wam kłopotów- dokończyłem w myślach. Do robienie
bałaganu miałem wrodzony talent...Chwileczka...Jestem tym szkaradnym
szczeniakiem co kiedyś.... jak ja muszę wyglądać! Za niedługo to się
zmieni- uspokoiłem się. Z zamyślenia wyrwał mnie głos wadery.
-Witaj malutki, jak masz na imię?
-Adidas...- burknąłem- A masz jakieś zabawki?
Najlepsza metoda, to zepsuć coś cennego. Wadera zerknęła na mnie lekko
zdziwiona. Czego oczekiwała? Jestem obrzydliwie uroczym szczeniorkiem.
-Mam...Chodź za mną.
Niepewnie ruszyłem za dziwną, zieloną waderą. Zaprowadziła mnie do jednego z pokoi w tym podziemnym labiryncie.
-To są moje pamiątki z podróży. Bądź ostrożny- powiedziała nerwowo, najwyraźniej przeczuła moje zamiary.
Zamerdałem niby niechcący ogonkiem i booom! Ni ma półki, ni ma pamiątek.
Wszystko spadło z hukiem na ziemię a ja dodatkowo zdeptałem to. No,
teraz to odwaliłem kawał bałaganu.
-Adidas!!!-krzykneła wkurzona
-Mamo, przepraszam, nie wkur***j się....-hi hi, przekleństwo zawsze działa
-Co ty powiedziałeś?! Idziesz ze mną do swojego pokoju i porozmawiamy na temat twojego zachowania!
Przewróciłem oczami. W dzieciństwie czasem mi brakowało tej matczynej
opieki...Ale nie krzyku. Zaprowadziła mnie do sali z kilkoma kolorowymi
kwiatami dywanem i dwoma łóżeczkami. No i jedną jedyną piłeczką z
korzeni. To się nazywa 0 gwiazdkowy luksus...Lilija już otworzyła pysk
by mnie ochrzanić gdy nagle ktoś wszedł do pokoju.
-Adidas?- usłyszałem piskliwy głosik
Gwałtownie się obróciłem. Przed mną stała Biało-czarna wiaderka mojego
rozmiaru...no trochę mniejsza. Ona też została szczeniakiem...tyle że
ona wyglądała lepiej niż ja- puszysta, biała kulka z różowym nosem...
Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć towarzyszce...i co zrobić. Wszyscy
staliśmy w milczeniu.
<Anuś? Weny troszkę przybyło....>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz