sobota, 13 sierpnia 2016

Od Ashity do Steva

Z zachwytem spoglądałam na majestatycznego stwora, nieśpiesznie wznoszącego się w górę. Z ciała Burzołowcy spływały krople wody, odbijając się miękko od powierzchni, natomiast te pozostałe jeszcze, w głównej mierze na piórach, lśniły w blasku wysoko umiejscowionego słońca. Smoczy łeb zwierzęcia zdawał się lśnić mleczną, księżycową poświatą, jasne łuski zlewały się z bielą piór na jego karku i tylnej części czaszki, począwszy mniej więcej od połowy kości ciemieniowej. Jasny worek, który zapewne miał na celu magazynowanie pokarmu, rozciągnął się do wręcz nieprawdopodobnych rozmiarów - miałam wrażenie, iż byłby w stanie bez większych problemów pomieścić w sobie wszystkie wilki z naszej watahy, plus jeszcze kilka młodych drzew. Pióra na szyi stworzenia płynnie przechodziły w smoczą część na jego długim grzbiecie. Łuski zostały zastąpione dopiero przy ogonie, zaś jego zamiennikiem został szeroko rozpostarty, orli ogon o śnieżnobiałych piórach, podobnie sprawa przedstawiała się z ogromnymi skrzydłami. Natomiast łapy były również ptasie, jednak kończyny tylne należały do pelikana, chociaż, rzecz jasna, były o wiele lepiej zbudowane, niż te należące zazwyczaj do tego gatunku, natomiast błony, rozpostarte pomiędzy pazurami, mogłyby z powodzeniem posłużyć za trampolinę dla dorosłego łosia. Przednie łapy, budzące znacznie większy respekt, przypominały bardziej te orle, ostro zakończone szpony zdawały się móc rozszarpać wszystko w pobliżu. Cała budowa Burzołowcy bez wątpienia budziła respekt, chociaż zarazem łagodny wyraz pyska zwierzęcia i jego spokojne, pozbawione wszelakich znamion agresji ruchy, pozwalały na relaksację. Przeszył mnie dreszcz na samą myśl, że, po pierwsze, coś w naszym świecie wymordowało te spokojne i pokojowe stworzenia, a po drugie... iż istniał (albo nadal istnieje) takowe potwór o wystarczającej sile do dokonania tego strasznego czynu.
- Piękny- wyszeptałam tylko. Rzadko kiedy mówiłam takie komplementy o zwierzach wielorybich rozmiarów, w dodatku mogących zabić mnie w każdej chwili, ale na widok promieniującego niezwykle pozytywną aurą Burzołowcy nie mogłam znaleźć innych słów.
Ku mojemu zdumieniu, Suna tylko zachichotała w odpowiedzi na moje stwierdzenie.
- Oczywiście- przyznała po chwili.- Mówiłam, to mój ulubieniec, kształtowałam go przez tysiąc dni i nocy, ale było warto- nawet nie starała się ukryć zadowolenia, wyraźnie pobrzmiewającego w głosie patronki.- Ale dość zachwytów. Lećcie, lećcie prędko, Burzołowca już wyruszył!
Spojrzałam na Steva. Basior już rozpostarł skrzydła o piórach równie śnieżnobiałych, co te należące do naszego nowego przyjaciela. Ugiął łapy i mocno wybił się w górę, a gwałtowny podmuch wiatru zmierzwił moją sierść.
- Dziękuję za pomoc, pani- lekko pochyliłam łeb i również wzniosłam się w przestrzeń, doganiając wilka.
Niebiańskie łąki, huh? Sama ta nazwa wywoływała we mnie przyjemny dreszczyk podniecenia, nie mogłam się wręcz doczekać kolejnych perełek tej krainy, które tylko czekały na odkrycie. Idealne miejsce, niezmącone pędem ku nowym czasom, wygodzie i małostkowym sprawom, gotowych urosnąć do wagi problemów na cały świat. Miałam szczerą nadzieję, iż przynajmniej tutaj wszystko pozostanie nieskalane aż do samego końca.
Delektowałam się więc pięknymi widokami póki mogłam. Las ustąpił miejsca jeziorom, tysiącom zbiornikom wodnych, lśniących w słonecznych promieniach. Złoty piasek łagodnie mienił się, zaś liczne dzikie róże i różnorakie krzewy łagodnie opadały w dół, jakby przeglądając się w krystalicznie czystych taflach.
"Zupełnie z innego świata!" pomyślałam, a przez moje ciało przeszedł kolejny przyjemny dreszcz. Lekko trąciłam Steva, wybuchając głośnym śmiechem. Nie wiedziałam nawet, co mnie tak rozbawiło - sama niesamowitość tej krainy, to poczucie wolności, nieskrępowane żadnymi kajdanami starczyło, aby robiło się lekko na duszy i wypełniało każdego radością.
- Stało się coś?- zapytał.
Zwróciłam wzrok ku Burzołowcy. Zwierzę wolno sunęło przed nami, najwyraźniej nigdzie się nie śpiesząc.
- Nic!- odparłam wesoło, próbując przekrzyczeć wiatr.- Wspaniale tu, prawda? Dawaj, spróbujmy do niego zagadać!
Wskazałam ruchem łba na naszego przewodnika. Wyszczerzyłam kły w szerokim, beztroskim uśmiechu, dawno już nieprzywoływanym. Uczucie zagrożenia i ostrożność odpłynęły daleko, a wspomnienie rozmowy z Musuko zakopałam głęboko w odmętach pamięci. Nic nie było w stanie mnie powstrzymać i chciałam piać na cały świat o tej radości, choćby nie wiem co!

< Steve? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT