Gdy dostrzegłam jak Adidas osuwa się bezwładnie na ziemie w głowie
włączyła mi się momentalnie czerwona lampka, która krzyczała "Coś tu nie
gra! Coś tu nie gra!" Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Nie widziałam
żadnego przeciwnika, który byłby odpowiedzialny za stan basiora. Nikt
też nie ukrywał się w cieniu. Po chwili dreptania dookoła śpiącego
towarzysza dostrzegłam małego kwiatka, którego kielich przypominał
dzban. Szybko odsunęłam się od rośliny. To dzbanecznik!. Miały one pewną
ciekawą umiejętność. By upolować zdobycz używają specjalnego pyłku,
który ma właściwości uspokajające a co najważniejsze usypiające. Pewnie
mój kolega nawąchał się go i usnął. Jednak coś mi tu nie grało. Ten
gatunek nie rósł na tym obszarze. Ta gleba jest dla niego zdecydowanie
za żyzna. Nagle ziemia pod moimi łapami zatrzęsła się pękając i tworząc
szczelinę z której wysunęła się jakaś roślina. Była to identyczna kopia
kwiatu, który uśpił Adiego, tylko że ten był paręset razy większy.
Korzenie dzbanecznika owinęły się wokół mnie podnosząc mą skromną osóbkę
w powietrze. Nim zdążyłam zareagować zostałam wsadzona do kielicha
rośliny, który wypełniony był po brzegi słodkim, lepkim pyłkiem który
obklejał mnie ze wszystkich stron. Jego zapach był taaaakiiii kojący.
Nogi pode mną ugięły się jasno pokazując, że nie mam już żadnej szansy
na ucieczkę. Po chwili kwiat połknął basiora, który wylądował na mnie z
głuchym odgłosem, który został stłumiony przez nasze futra. Ale on
ciężki. Nie mogąc się dłużej opierać usnęłam.
****
Obudziłam się związana jakimiś pnączami, gdy tylko próbowałam się
uwolnić zaciskały się one jeszcze mocniej. Nie mając wyboru rozejrzałam
się. Znajdowaliśmy się w jakiejś podziemnej grocie. Każdy centymetr
kwadratowy pokryty był pnączami, gałązkami i łodygami. Próbowałam
przeciąć roślinę jednak ta była obojętna na moje ataki. Co jest!? To nie
może być zwyczajna roślina. Gdy zamknęłam oczy wyczułam energię, która
wydobywa się z pnączy. To twór magiczny. Zatem naszym przeciwnikiem nie
jest zmutowana roślina a jakiś wilk albo inna magiczna istota. Nie
wyczuwałam obecności Adidasa. Gdzie go zabrali? Moje rozmyślanie nad
losem jaki nas spotkał przerwało pojawienie się jakiegoś wilka. Obcy
podszedł do mnie i siadając przede mną oznajmił łagodnym głosem:
-Widzę, że się już obudziłaś. Jest...
-Nie obchodzi mnie kim jesteś! Masz mnie natychmiast wypuścić!-Warknęłam
obnażając kły. Nie zrobiło to wrażenia na moim rozmówcy który jak gdyby
nigdy nic kontynuował wypowiedź którą mu przerwałam:
-Jestem Plant. Kontroluje rośliny. Pewnie zastanawiasz się gdzie jest
twój towarzysz albo po co cię tu przyprowadziłem. Otóż z chęcią ci na to
odpowiem. Ja wraz z moją partnerką Lilją nie możemy mieć dzieci.
Mieszkamy w tej jaskini od dłuższego czasu i jesteśmy strasznie samotni.
Dlatego wpadliśmy na pomysł, że wy będziecie naszymi pociechami
-Nie widzisz debilu, że jestem dorosła-Mruknęłam lekko zdziwiona jego
motywem. Plant zaśmiał się i wcisnął mi do pyszczka jakąś fiolkę z
gorzką zawartością. Próbowałam wypluć tą miksturę jednak nadaremnie. Gdy
połknęłam to coś poczułam się inaczej. Jakby ubyło mi kilogramów.
Spojrzałam zdziwiona na basiora który z łagodnym uśmiechem oznajmił:
-Teraz jesteś szczeniakiem. To samo stało się z twoim kolegą. A teraz
wypuszczę cię ale nie możesz uciekać-Gdy to oznajmił pnącza owijające
moje łapy rozluźniły się. Przeciągnąwszy się wstałam i spojrzałam na
górującą nade mną sylwetkę basiora. Na razie muszę zdobyć jego zaufanie.
Wtedy bum. Atakujemy i wydostajemy się z Adidasem. Jeśli teraz bym
uciekła złapaliby mnie i uwięzili. A lepiej takich wariatów nie
denerwować. Po dłuższej chwili ciszy spytałam:
-Gdzie mój kolega?
-Zaraz cię do niego zaprowadzę-Idąc plątaniną korytarzy zdziwiłam się
jakie to miejsce jest duże. Przypominało istny labirynt. Oczywiście i
obowiązkowo wszędzie rosły liany, krzewy i inne rośliny które mieniły
się różnymi kolorami rozjaśniając ciemność. Gdy dotarłam do pokoju gdzie
stała zielonkawa wadera zauważyłam małego, białego szczeniaka:
-Adi?-Spytałam wysokim głosikiem nie podobnym do tego mojego
(Adi? Wybacz, że tak długo)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz