piątek, 1 września 2017

Od Lelou do Karo

Zerknąłem raz jeszcze na uwijających się po całej jaskini zielarzy, uzdrowicieli i medyków - nie zatrzymywali się ani na chwilę, a to mieszając zioła, a to obwiązują rany świeżymi bandażami, dezynfekują rany, prowadzą przyciszoną rozmowę z pacjentami czy też mamroczą pod nosem zaklęcia. Z całą pewnością potrzebowali odpoczynku - biorąc jednak pod uwagę stan stworzeń, nieprędko będą mogli zasnąć. Tym bardziej ucieszyłem się, że ja i Karo coś dla nich upolowaliśmy - należało im się za ciężką pracę, tym bardziej, że to my sprowadziliśmy ranne istoty na teren watahy. Miałem nadzieję, że jak największa część prędko odzyska zdrowie... choć równocześnie, patrząc na sporą część, odnosiłem paskudne, nieodparte przeczucie, że niektóre już wkrótce pożegnają się z tym światem na zawsze. Karo miała rację. Ten świat nie był sprawiedliwy.
Westchnąłem cicho, przyśpieszając kroku, gdy razem z partnerką wracaliśmy do jaskini. Niemal równocześnie z nami do środka weszła moja siostra, wyraźnie zmęczona, ale i zadowolona - czemu zresztą się nie dziwiłem, miała podejście do szczeniąt jak mało kto, no i lubiła siedzieć z malcami.
- Karo, Leloś... - powitała nas z nieśmiałym uśmiechem. - Dobrze, że już jesteście.
Spojrzała na nas pytająco, najwyraźniej nie widząc do końca, jakie dobrać słowa i brzmienie pytaniom, jakie chciała nam zadać. Przez chwilę udawałem, że zajęty jestem podziwianiem rozłożystego dębu, jaki wyrósł tuż obok naszej groty, zaraz jednak dotarło do mnie, że ignorowanie siostry nie jest moją mocną stroną.
- Byliśmy też na polowaniu - mruknąłem, ziewając cicho. - Zebrała się... spora część watahy. Pochowaliśmy je przy Mizu no Yume, a potem nad Litore mama i ja powiedzieliśmy parę słów... znaczy, głównie mama.
Wadera skinęła lekko pyszczkiem, patrząc na mnie ze zrozumieniem - doskonale wiedziała, że nie posiadałem daru wymowy i przy tego typu sprawach, ograniczałem słowa do minimum. Cóż zresztą miałem wtedy powiedzieć? Wątpiłem, aby szczegółowe opowiadanie wszystkim przybyłym szczegółów świata Asriela i tragicznych warunków, w jakich musiały żyć zwierzęta, było konieczne. Co minęło, niech nie wraca, nawet w mowie. Miałem szczerą nadzieję, że nigdy już nie usłyszę o callumpie, a nasz niedoszły obiad - latający królik z Tysiącletniej Puszczy - zrobi z nim porządek.
- A jak z tobą? - zapytała Karo, najwyraźniej chcąc skierować rozmowę na nieco inne tory. - Pożegnanie skończyło się już dłuższy czas temu, czemu dopiero wracasz?
Siostra uśmiechnęła się nieśmiało.
- Było jeszcze parę rzeczy do zrobienia, a gdy już wracałam, porozmawiałam też chwilę, potem...
- Z żadnym basiorem, mam nadzieję? - przerwałem, patrząc z obawą na Nami.
- Leloś! - fuknęła, najwyraźniej zirytowana. - Mam prawo rozmawiać, z kim chcę.
- Ale nie każdy ma prawo z tobą - odparłem lodowato. - Nami, ja się po prostu martwię...
- Poza tym, spójrz na siebie - przypomniała, wyraźnie coraz bardziej zirytowana.
- Ja to nie ty! - stwierdziłem, czując, że mi również udziela się złość. - Więc możesz powiedzieć po prostu, z kim gadałaś?!
- To wyłącznie moja sprawa! - podniosła głos, podkreślając każde słowo.
- Jestem twoim bratem, mam prawo wiedzieć! - zaprzeczyłem.
Nami przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie, wyraźnie zdenerwowana.
- Idę na spacer - zdecydowała w końcu, wbiegając w las.
- Czekaj! - krzyknąłem jeszcze, ale zdążyła już zniknąć w krzakach.
Przez chwilę miałem ochotę pobiec za wilczycą - mogła przecież zrobić sobie krzywdę! Zaraz jednak stwierdziłem, że powinienem też wypytać,z  którym to basiorem mogła tak dyskutować - choć nadal żywiłem nadzieję, że był to może jedna z wader. Tymczasem spojrzałem jednak na Karo, biorąc głęboki wdech.
- Ja już nie wiem, co zrobić - mruknąłem, zrezygnowany. - Wchodzimy?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT