niedziela, 24 września 2017

Od Herona do kogoś

Chłodny wiatr zaciągnął od północy. Czułem jego zimny dotyk; błądził po moim futrze, muskał je lekko, niby pieszcząc, lecz gdy tylko odnalazł nieosłonięte gęstą sierścią punkty–atakował. Szczypał nieprzyjemnie w nos, kąsał uszy. Potrząsnąłem lekko łbem, jakby próbując go strącić. Zwiewny podmuch zniknął zaraz potem.
Zapowiadała się mroźna jesień.
Przemierzałem las samotnie, niosąc w zębach jeszcze ciepłe ciało zająca. Kierowałem się w stronę Wodospadu Mizu, gdzie planowałem spożyć upolowaną ofiarę i jednocześnie móc odprężyć się w ciepłych wodach akwenu. Po wykonaniu, zajmujących cały poranek, obowiązków stwierdziłem, iż chwila relaksu jak najbardziej mi się należy. Roślinność poczęła się przerzedzać, otwierając przede mną urokliwy obraz Wodospadu Mizu. Kaskada szumiała nieznaną mi melodię, gładząc skały, po których spływała. Woda falowała delikatnie, błyszczała w jasnym, acz nie do końca grzejnym, południowym słońcu. Charakterystyczna wilgotność tego terenu dawała wrażenie zatrzymanej w czasie mżawki. Wiszące w powietrzu drobiny wody lśniły, układając nad stawikiem wielokolorowy łuk.
Uwielbiam to miejsce.
Wolnym krokiem wyszedłem spod osłony lasu. Wygląda na to, że nikogo tu nie ma, co mnie z resztą nie dziwiło; mało który wilk chciałby zażyć kąpieli w chłodny dzień, gdy na niebie ciężkie, szare chmury grożą rzęsistym deszczem. Ogarnąłem teren wzrokiem, upewniając się, czy aby żaden Motyl Ketsueki nie zakłóci mi planowanego posiłku–te małe owady upodobały sobie Wodospad Mizu na tyle, by od czasu do czasu mącić spokój żyjących tu stworzeń. Na szczęście tym razem miałem przyjemność ich nie spotkać. Może poddały się coraz mroźniejszym wiatrom jesieni tak jak inne insekty? Miejmy nadzieję...
Wygodnie ułożyłem się tuż przy linii wody, wyciągnąłem łapy, kładąc na nich upolowany posiłek. Łapczywie oblizałem wargi. Nim jednak zatopiłem kły w delikatnym, zajęczym mięsie, coś zwróciło moją uwagę: niepozorny szelest gdzieś z pobliskich zarośli, inny niż poruszone subtelnym powiewem gałązki. Skierowałem ucho w stronę źródła dźwięku, zastanowiłem się, czy to przypadkiem nie omamy. Szmer powtórzył się znów, wyraźniejszy. Nie wyglądało na to, by tuptał tamtędy jeż, czy truchtała wiewiórka. Odwróciłem głowę w chwili, gdy spomiędzy chaszczy wyłonił się wilczy łeb, przyozdobiony zaplątanymi w sierść liśćmi i badylami.
– Uhh... jęknął osobnik – Głupie rośliny...
Szarpnął się, najwidoczniej próbując oswobodzić kończynę uwięzioną w splątanych niczym kołtun krzewach. Przypatrywałem się temu z lekkim rozbawieniem.
– Może pomóc... – odezwałem się w chwili, gdy postać wyrwała się z roślinnego jarzma.
– Nareszcie – sapnął.
Podniosłem się z ziemi. Szuranie pazurów o kamieniste podłoże zwróciło uwagę obcego, który dopiero teraz wydał się mnie zauważyć. Uważnie przyjrzałem się osobnikowi, nie byłem jednak w stanie rozpoznać w nim żadnego ze znanych mi członków watahy. Być może jeszcze nie zdążyliśmy się zapoznać. Albo był zupełnie obcym przybyszem.
– Witaj – nadałem mojemu głosowi dość przyjazny wyraz, choć postawą nie zdradzałem całkowitego odprężenia – Nazywam się Heron, jestem członkiem Watahy Porannych Gwiazd – skłoniłem się lekko – Mogę wiedzieć, kim jesteś i jakie nosisz imię?
Wyprostowałem się, patrząc na nieznajomego spod lekko przymrużonych powiek.

< Ktoś chętny odpisać? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT