poniedziałek, 11 września 2017

Od Lelou do Karo

Krzyk, który wcześniej kaleczył gardło niczym kawałek ostrej, nierozważnie połkniętej kości, znalazł wreszcie ujście - zawyłem długo i przeciągle, niemal dławiąc się, gdy wziąłem świszczący wdech. Zacisnąłem mocno powieki,  łzy, perlące się w kącikach oczu, spłynęły w dół, niknąc gdzieś między sierścią. Ile czasu minęło, od kiedy ostatni raz płakałem? Ile minęło od szczenięcych dni, pełnych ciepła i sielanki, gdy ostatni raz uroniłem łzę? Teraz zdawało mi się, że cała wieczność - tępo wpatrzony w ciała bliskich mi osób, bezradny i niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Kiedyś, po jednym z koszmarów, całą noc przesiedziałem, zastanawiając się, co zrobiłbym, gdybym odkrył, że moich bliskich spotkała tak wielka krzywda. Widziałem wtedy siebie raczej w roli opanowanego zimną furią mściciela, który odnajduje zabójcę, by ukarać go za popełnione zbrodnie. Wtedy moje rozmyślania przerwała Nami, zaniepokojona, czemu w środku śnieżycy siedzę przy wyjściu jaskini - bała się, że zamarznę.
Teraz, jak stwierdziłem oddałbym wiele za możliwość zmiany w lodowy posąg, który niczym strażnik i mogiła, na wieczność pilnowałby bliskich.
Zdusiłem głuchy szloch, przygnieciony absurdalnością własnych rozważań i całą... sytuacją. Nie mogłem zrozumieć, czemu teraz patrzę na to tak... z dystansem? Jakby mój umysł nie mógł poradzić sobie z natłokiem tego wszystkiego i postanowił "zatamować" uczucia, pozostawiając mnie samego z tą głuchą ciszą.
Puk.
Odskoczyłem raptownie, czując, jak coś ubodło mnie w bok. Podniosłem łeb, czujnie badając nosem powietrze.
- Kim jesteś?! - krzyknąłem, absolutnie przekonany, że za atakiem stała jakaś istota. Kto wie, może to był nawet morderca.
Odpowiedziała mi jednak cisza. Zamiast tego, powtórzyło się szturchnięcie, tym razem mocniejsze, bardziej... hm, ponaglające?
Nagle poczułem, jak coś gwałtownie mnie wciąga. Zatoczyłem się, utraciwszy równowagę, a obraz przed moimi oczami pękł na tysiąc kawałków jak rozbita szyba.
- Lelou! - usłyszałem. Głos wyraźny, tak dobrze mi znany, a który, jak przez kilka straszliwych minut przekonany, nigdy więcej nie usłyszę...
***
Otworzyłem niemrawo oczy, wyczerpany. Zacząłem jednak wolno sunąć wzrokiem po okolicy, rejestrując wciąż rozmyty obraz. Musiałem o wiele dłużej skupiać się na pojedynczych obiektach, by przypisać im jakąś konkretną nazwę.
- Lelou! - usłyszałem znowu.
Nigdy bym nie pomyślał, że tyle energii doda mi wypowiedzenie jednego słowa, nawet przez jedną z najważniejszych dla mnie istot na świecie. Zerwałem się na równe łapy, odnajdując właścicielkę głosu. Karo stała ledwo parę kroków ode mnie, wyraźnie nieco zmęczona, ale cała i zdrowa. Zaraz obok niej dostrzegłem Nami, która, wyraźnie zmartwiona, patrzyła na mnie.
- Wszystko... z wami w porządku? - zapytałem ostrożnie. Czy to sprzed chwili... to był sen?
Tak. Tylko sen...

< Karo? Wybacz ogółem za jakoś opka, wena coś wyparowała... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT