niedziela, 17 września 2017

Od Riki CD. Toshiro

Czułam, jak wypadam ze swojej małej łódki i zaczynam topić się w morzu sprzecznych myśli. Czułam, jak powoli wciągają mnie one pod wodę, jak powoli tracę oddech, słyszę, jak co chwila szepcząc coś na ucho.
~Po coś w ogóle wyruszała na tą wyprawę? ~Przygód się zachciało? ~Zginiecie, nikt nawet po was nie zapłacze! ~Uważaj, bo znowu ktoś przez Ciebie zginie! ~Jesteście spisani na porażkę! ~Nie udawaj, że jesteś kimś! ~Myślisz, że jesteś silna? Jesteś nikim, tchórzem! Tchórz!
Dosyć.
Zamykam oczy, wyciszam się. Głosy cichną, słyszę tylko to jedno słowo, które dociera do mnie jak za ściany – Tchórz!, wołają. Powoli jednak cichną, raz po raz głuchą ciszę naruszają szepty mówiące wciąż to samo.
Tchórz! Tchórz, tchórz… tchórz.
Nagle cisza. Tylko delikatne, głębinowe odgłosy wypełniają podwodną przestrzeń. Nie jestem tchórzem, powtarzam. Z początku niepewnie szeptam, lecz kiedy słyszę powracające głosy, z większą determinacją wypowiadam jedno, krótkie zdanie – Nie jestem tchórzem. Zaczynam mówić to tak głośno, że wręcz wrzeszczę, przytłaczam szepty swym delikatnym, melodyjnym, acz pewnym głosem. Nie daję im dojść do siebie, nie pozwalam im mówić. Ostatnio raz krzyczę. Cisza. Nieprzerwana niczym cisza i spokój.
- Riki – dochodzi do mnie głos przyjaciela. Otwieram oczy, wracam myślami do tego, co dzieje tu i teraz. Obraz miotających się wilków z kłami na wierzchu nie zadawala mnie, ale nie wzbudza też we mnie leku. Bardziej smutek i żałość. W tych wilczych ślepiach powinna tlić się mądrość, duma, spokój, a teraz? Teraz te wszystkie cechy zostały przytłoczone przez nienawiść i ślepą złość, napędzaną trucizną nieznanej mi rośliny. Choć, kto wie, może kiedyś mi matka o niej mówiła, lecz bym musiała się bliżej jej przyjrzeć. Głośne wiwaty trytonów również nie są dla mnie przeszkodą, jedynie tłem dźwiękowym w całej tej zawiłej sytuacji. Odwracam głowę w stronę Toshira, który przez moment wygląda, jakby nie był pewien do końca tego, czy chce mi mówić to, co wymyślił.
- Oni muszą zwymiotować te trucizny. Z naszą pomocą.
Basior spogląda w górę, a ja analizuję jego słowa. Był to nasz plan, jedyny plan. Nie zamierzałam myśleć nad czymkolwiek lepszym – teraz nie było na to zupełnie czasu. Cóż, wizja zrobienia tego niezbyt układała mi się w głowie, może nawet nieco ten plan mnie obrzydzał, ale teraz nie mogłam tak o tym myśleć. Kiwnęłam delikatnie głową na znak przyjęcia pomysłu mego towarzysza, a następnie oczekiwałam dalszych wyjaśnień. Wilk zniżył łeb i przybliżył psyk do mojego lewego ucha.
- Zrobimy tak. Ty ich ogłuszysz jedną ze swoich mocy, a ja unieruchomię linią czasu. Całą naszą czwórkę wpakuję chwilowo przynajmniej do wymiaru szafki, tam powinny być jakieś zioła, które powodują wymioty, nie zależy mi na grzebaniu w ich gardłach. Potem jakoś zwiejemy, kiedy nie będą się spodziewać naszego powrotu. Szybko wystrzelimy z areny i zwiejemy, może poza środowiskiem wodnym ta magia przestanie na nas działać albo po pewnym czasie. Będziemy musieli szybko wymyślić, jak uwolnić się z areny i to wykonać, jak tylko wrócimy, utrzymam nas tam pewnie maksymalnie kilka godzin. Chyba że masz...
Nim jednak Toshirowi dane było dokończyć, para wilków zdążyła do nas dopłynąć i rozpocząć atak. Pierwsza przerwała nam wadera, która kłapnęła szczękami tuż przy łapie mojego przyjaciela, o mało co go poważnie nie raniąc. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie, co dla mnie niekoniecznie wyszło na dobre. Kątem oka zobaczyłam śnieżnobiałe, wilcze zęby, które zbliżyły się do mojej głowy na niebezpiecznie bliską odległość. Cudem uniknęłam stracenia części ucha, uciekając głową od szczęk. Basior kłapną nimi centralnie obok mnie, poczułam nawet na szyi jego nierówny oddech. Przełknęłam głośno ślinę. Tylko spokojnie. Pod wpływem pędu basior oraz wadera nas minęli, skoro nie dało im się nas zranić. Wymieniłam z Toshirem porozumiewawcze spojrzenia, mówiące, że nie ma co dalej czekać. Wykonamy plan basiora. Wilki były wciąż kierowane trucizną, przez co ich agresja z każdym nieudanym atakiem pogłębiała się. Jak najszybciej mogliśmy, odpłynęliśmy kawałek od wcześniej zajmowanego miejsca. Ustawiliśmy się przodem do naszych agresorów. Dobra, tylko skup się i niczego nie schrzań.
Wiwaty trytonów stały się głośniejsze, kiedy w końcu zaczęło się coś dziać. Otrute wilki patrzyły na nas z wściekłością oraz uśmiechały się pewne swojego łatwego zwycięstwa. Ja stałam się teraz obojętna na wszystko, a moim jedynym celem było uratowanie całej naszej czwórki z tej podwodnej krainy. Najpierw jednak musiałam się zająć ogłuszeniem dwójki delikwentów. Z determinacją w ślepiach, zaczęłam zbierać w sobie energie magiczną. Uspokoiłam puls, wyrównałam oddech, wyciszyłam się, tak, jak to wcześniej zrobiłam. Cicho, już cichutko. Pamiętam, jak mama do mnie tak mówiła, jak jej ciepły głos otulał moje rozdygotane ciało, jak zatracałam się w jej spokojnych słowach przepełnionych czułością. Nie jest to jednak czas na wspominku, skup się Riki. Wszystkie dźwięki docierały do mnie tak, jakbym słyszała je za ściany. Były stłumione, nie wszystkie rozróżniałam, ale też tego nie potrzebowałam. Pomimo, że odgoniłam od siebie wspomnienia, chcąc skoncentrować się na swym zadaniu, to właśnie one mnie wyciszyły, uspokoiły. Skupiłam się teraz na parze naszych pobratymców, którzy znów zaczęli ze wściekłością płynąć w naszym kierunku. Z początku planowałam ogłuszyć ich Ogłuszającym śpiewem, lecz postanowiłam użyć nieco innej mocy. Pomysł z użyciem Objęć metalu może do najrozsądniejszych nie należał, ale też najgorszy nie był.
Trzy… Dwa… Jeden… Kiedy uznałam, że wadera oraz basior są już w odpowiedniej odległości od nas, rozkazałam metalowym mackom wyłonić się z ziemi. Podłoże zatrzęsło się nieco, a po chwili z mojej lewej i prawej strony wyłoniło się po jednym metalowym ramieniu. Para naszych pobratymców zaskoczona tymże zjawiskiem zatrzymała się na moment i wpatrywała się w owe macki. Wykorzystałam ich moment nieuwagi i jednym prostym poleceniem rozkazałam ramionom złapać wilki. Zadanie wykonały natychmiast, owijając się w miarę możliwości delikatnie wokół tułowi agresorów. Zaczęli się rzucać, machali łapani, starali isę wyrwać. Wszelkie próby gryzienia były nieudane, z uwagi na to, że ramiona stworzone są z metalu. Przeraźliwy warkot stał się głośniejszy. Toshiro, który na razie czekał na swoją kolej, przystąpił do działania, unieruchamiając wilki w tak zwanej linii czasu. Kiedy zobaczyłam, że szamotanina ustaje, a nasi pobratymcy zatrzymują się w jednej pozycji, momentalnie rozkazałam metalowym mackom zniknąć, tym samym kończący czar. Metalowe objęcia rozpadły się w proch, przez co szary proszek zaczął pływać w naszej okolicy. Z ulgą zwiesiłam łeb w dół i westchnęłam. Przymknęłam oczy, zadowolona z tego, że udało się obezwładnić parę wilków. Otworzyłam jej jednak szybko, przypominając sobie jeszcze o tym, że Toshiro miał nas przenieść do tego całego wymiaru szafki. Odwróciłam głowę w stronę basiora. Zobaczyłam, jak szepta jakieś słowa. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem, lecz obraz przed mymi oczami zaczął się rozmywać, a po chwili wszystko błysnęła oślepiającym światłem, odbierając mi na chwilę zmysły.
Wszystko wróciło do normy, kiedy chwilę później pod łapami poczułam równe podłożę. Wciąż nic nie widziałam, w głowie mi się kręciło, a w uszach dzwoniło. Przytłoczona tym nieco, zaczęłam mimowolnie kiwać się nie boki. Powoli jednak wszystko ustawało. Pierwszy z kolei wrócił mi wzrok, który umożliwił mi obeznanie się. Zamrugałam kilkakrotnie, a kiedy obraz był już ostry, z zachwytem zaczęłam podziwiać zjawiskowy wymiar szafki Toshira. Nigdy bym sobie tak tego nie wyobraziła. Obecnie stałam na śnieżnobiałej posadce. Zjawiskowa i przyciągając wzrok jednak była wielka, granatowa kopułą, przedstawiająca noce rozgwieżdżone niebo, które bym mogła wiekami oglądać i wciąż by mnie zachwycało. Odskoczyłam do tyłu, kiedy stara książka przeleciała tuż przed moim nosem. Z uwagi na to, że wciąż byłam nieco rozkojarzona, o mało co nie ugięły się pode mną łapy i nie upadłam. Dopiero po tym incydencie przyjrzałam się lepiej rzeczom, które fruwały w powietrzu. Od różnych różności, przez zioła, aż po stare i zapomniane księgi – wszystko to unosiło się nad posadzką, tworząc to miejsce jeszcze bardziej wyjątkowym. Jeszcze milej było tu przebywać, kiedy w końcu zawroty głowy ustały, a kościelne dzwony w końcu mi w uszach nie biły.
- Dlaczego mam wrażenie, że zaraz coś we mnie trafi… – zaczęłam mówić pod nosem, kiedy zmuszona byłam znów uniknąć jakieś niesfornej książki.
- Niewykluczone – usłyszałam głoś Toshira. Odwróciłam głowę w kierunku skąd pochodził. Ujrzałam mego towarzysza, mającego delikatny uśmiech na pyszczku. Poza tym, wciąż był pół rybą.
- … i to będzie twoja wina – zmrużyłam oczy i zaczęłam wpatrywać się w basiora morderczym spojrzeniem.
- Hej, hej, spokojnie – zaśmiał się – Choć, trzeba szybko zająć się tą dwójką. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Wolę nie ryzykować nagłym przeniesieniem nas stąd na arenę.
Prychnęłam z rozbawieniem, lecz po chwili kiwnęłam głową. Tosh miał rację, lepiej to szybko zrobić.
Otrzepałam się z zalegającej na mnie wody, zaczynając od głowy i kończącym na długim i puchatym ogonie. Choć teraz obecnie takowego nie przypominał, sierść przyległa niczym łuski do naszego ciała, a ogony zakończone były parą płetw. Ruszyłam na przyjacielem, który szedł już w kierunku znieruchomiałej dwójki wilków.
- Nie sądziłem, że tak zinterpretujesz słowo „ogłuszyć” – zagaił basior, śmiejąc się cicho.
- Też miałam na to inny plan, ale ten z Objęciami metalu też nie wyszedł najgorzej – powiedziałam oraz cicho się zaśmiałam.
- Co racja, to racja. Poza tym, masz może pomysł, co moglibyśmy im podać, żeby zwymiotowali to? – zapytał basior, odwracając łeb nieco w moja stronę. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, po czym zamyśliłam się na moment. Powróciłam myślami ku mamie, która opowiadała mi o zielarstwie. Coś na pewno o roślinie powodującej wymioty musiała mówić… Bingo!
- Czystnik ostrolistny. Wyglądem kwiatu przypomina kwiat koniczyny białej, lecz jego łodyga jest dużo dłuższa i mocniejsza, a także jak sama nazwa wskazuje – jego liście są postrzępione na brzegach, dzięki czemu zyskały miano ostrolistnych. Mocno podrażniają żołądek, dlatego w obronie przed nimi, organizm wymiotuje. Jest dość pospolitą rośliną, chyba powinieneś ją mieć.
- Znam Czystnika, też o nim myślałem. Na pewno go mam. Najlepiej będzie zmielić ze sobą jego kwiat i liście - powiedział basior.
- No to mamy plan działania – uśmiechnęłam się pogodnie.
- Idź tam do nich, ja zabiorę się już za szukanie Czystnika oraz jakiś misek – rzucił Tosiek. Wystarczyło, że basior podskoczył do góry i już zaczął jakby pływać w powietrzu, wśród różnych przedmiotów. Prychnęłam jedynie na ten widok, po czym ruszyłam dalej. Wystarczyła chwila, bym znalazła się przed znieruchomiałymi postaciami wilków. Na szczęście zastygli w dogodnej dla nas pozycji – obole mieli już otwarte pyski. Pomińmy fakt obnażonych kłów.
Przyjrzałam się raz jeszcze im. Wadera nie wyróżniała się niczym, całą ja pokrywała szara sierść. W sumie o mnie nie można było powiedzieć niczego lepszego – jedynie moja niesforna grzywka została w różowej i czerwonej barwie, reszta ciała byłą cała czarna. Moją uwagę przykuł jednak srebrny łańcuszek, ledwo widzialny z mojej perspektywy. Zaciekawiona podeszłam bliżej wadery i delikatnie przejechałam łapą po naszyjniku, docierając tym samym do niecodziennego wisiorka. Był nim prawdziwy płatek pewnego kwiatu, ale jakiego? Przypominał mi nieco kwiat begonii. Jedna wadera z mojej rodzimej watahy miała umiejętność wzrastania przeróżnych kwiatów. Mojej mamie bardzo spodobały się owe begonie, które kupowała u wilczycy, która zrobiła swego rodzaju kwiaciarnie, a zdobiła nimi jaskinię. Płatek ten był czerwony, jednak najbardziej dziwiło mnie jedno – czemu nie zwiędnął? Na pewno został dawno już zerwany, powinien inaczej wyglądać, a ten wciąż trzyma się cały, jakby dopiero go z kwiatu ktoś zerwał. Odsunęłam się od wilczycy, wyraźnie zdziwiona i zaciekawiona tym, zdecydowałam się jednak na razie tym nie przejmować. Rzuciłam jeszcze okiem na basiora. Miał dość kwadratowy pysk oraz umięśnioną sylwetkę, przeciwieństwie do drobnej postury wadery. Jego sierść miała natomiast mocne, ognite kolory, rzucające się z daleka w oczy. Z cech wyróżniających go, zauważyłam tylko dość mocno nadszarpnięte prawe ucho.
- Jestem – zakomenderował Toshiro swoje przybycie, stając kawałek dalej ode mnie. Odwróciłam głowę w stronę towarzysza. Przed nim stały dwie drewniane miski, z czego w jednej było coś, co było nam potrzebne do zmielenia odpowiednich części Czystnika. Samą roślinę wilk położył przy miskach, której były dwa egzemplarze. Bez zbędnego gadania podeszłam bliżej i zaczęłam odrywać liście od łodygi, a także kwiat, wrzucając to następnie do jednej z misek. Tosh zrobił to samo, dzięki czemu po chwili można było przejść do zmielenia kwiatu oraz liści. Mój przyjaciel zabrał się za to, a ja westchnęłam tylko cicho, oglądając jego poczynania.
- Gotowe – powiedział, kończąc mielić liście w drugiej misce.
- Teraz trzeba im to podać – odrzekłam, patrząc na wciąż nieruchomą parę.
- Ja zajmę się basiorem, ty waderą – rzucił Tosiek, łapiąc zębami jedną z misek. Kiwnęłam głową na znak zgody i zrobił to samo. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko wilków, spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, a następnie zajęliśmy się tym, czym mieliśmy. Może nie paliłam się do zrobienia tego, ale też nie miałam z tym problemu. Kiedy oboje opróżniliśmy zawartość misek, która wylądowała w przełykach wilków, odsunęliśmy się na bezpieczną odległość od wilków.
- Prawdopodobnie będą próbowali nas atakować, dopóki Czystnik nie zacznie działać. Uważaj, by cię nie zraniła – powiedział Tosh, podrzucając miską do góry, która zaraz znów zaczęła latać w powietrzu wśród innych przedmiotów.
- Ty też uważaj na tego basiora, wydaje się naprawdę silny fizycznie – rzekłam, w podobny sposób co mój przyjaciel, pozbywając się miski.
- Nie martw się, ser Tośka nie pokona nic! – rzucił basior z pełnym przekonaniem. Wyprostował się jeszcze, podnosząc dumnie głowę do góry.
- Zapamiętam, ser Tośku, i przypomnę Ci to, jak kiedyś cię pokonam – zaśmiałam się, a basior spiorunował mnie spojrzeniem – Dobra, niech wracając do żywych i miejmy to z głowy.
Toshiro nie powiedział już nic więcej i zabrał się za ściąganie czaru z dwójki naszych pobratymców. Wilki z początku myślały, że wciąż są trzymane przez metalowe ramiona, przez co zaczęło się miotać i głośno warczeć, lecz kiedy zorientowały się, że są wolne, sprawy przybrały inny obrót. Na początku były jeszcze trochę omamione, kasłały, wyraźnie zdziwione, że coś mieli w gardle. Szybko jednak odzyskali zmysły i przenieśli całe swoje skupienie na nas.
- No to zaczynamy zabawę – mruknęłam pod nosem, wzdychając.
Kiedy tylko zobaczyłam te krwiste ślepia wadery, od razu odskoczyłam w bok, unikając jej szarży. Toshiro również zaczął już unikać ataków basiora. Kolejne jej ataki były już bardziej zaplanowane, szybsze, zwinniejsze. Każdy udawało mi się unikać, dzięki temu, że i ja byłam bardzo zwinna i szybka. Tylko raz była bardzo bliska poważnego zranienia mnie w głowę, na szczęście do tego nie doszło. Następny atak wadera jakby urwała w połowie. Skoczyła w moim kierunku, ale nie zamierzała wyciągnąć łapy, by mnie zranić. Stanęła, opuściła łeb i zaczęła głośno sapać.
- Chyba Czystnik zaczął działać! – zawołał do mnie Toshiro, przed którym stał drugi basior, robiący to samo, co wilczyca. Spojrzałam znów na samicę, której zaczęło się zbierać na wymioty. Odwróciłam głowę, nie chcąc oglądać tego nieciekawego widoku. Darujmy sobie szczegóły.
Kolejne głośne kaszlnięcia, szybkie i nierówna nabieranie powietrza w płuca. Ostrożnie odwróciłam wzrok ku wilczycy, która stała na drżących łapach z opuszczonym łbem. Wpatrywała się w jeden punkt przed sobą, a w jej oczach widać było wyraźne przerażenie i niepewność. Uszy położyła po sobie przez swoje zaniepokojenie. Momentalnie pojawiłam się przy jej boku i przyjęłam na swoje barki jej ciężar, kiedy ze zmęczenia nie miała siły by ustać na własnych kończynach.
- Co… – znów głośno kaszlnęła i sapnęła – Gdzie… Czemu…
- Ciii, spokojnie – zaczęłam mówić pół szeptem, słysząc drżący i przestraszony głos – Zaraz ci wszystko wytłumaczę, powoli. Uspokój się w pierw. Tak, już dobrze – powiedziałam cicho, kiedy zobaczyłam, że wadera z większym spokojem łapie oddech. Zaczęłam cicho mruczeć jakaś melodię, mając nadzieje, że pomogę nieco wilczycy dojść do siebie. Była bardzo przestraszona, a trucizna, która wciąż prawdopodobne znajdowała się w jej ciele, dawała jej sprzeczne myśli, może nawet słyszała ciche głosy. Wadera słysząc melodię, zaczęła uspokajać swoje emocje, nawet powoli próbowałam ustać na własnych łapach.
- Sina… – wyszeptała wilczyca.
- Słucham? – odezwałam się, przekrzywiając nieco głowę, nie wiedząc co wadera chce mi przekazać.
- Nazywam się… Sina – odrzekła z wielkim trudem. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Miło mi cię poznać, Sino. Ja nazywam się Riki – dopiero teraz owa Sina odwróciła ostrożnie głowę w moją stronę, dzięki czemu mogłam dostrzec jej piękne, hipnotyzujące, jasnozielone tęczówki. Mogłam jedynie pozazdrościć jej takiego koloru, który czynił jej spojrzenie jakże niewinnym i ciepłym.
- Riki… – powtórzyła szeptem Sina, przyglądając mi się dokładnie. Podobnie jak ona i ja nadal byłam pół rybą.
- Riki! – głos Toshira zwrócił moją jak i wadery uwagę. Basior kroczył spokojnym krokiem w naszym kierunku, a u jego boku szedł drugi wilk, który był zdziwiony wszystkim, co go obecnie otaczało, jak wadera.
- Hej – powiedziałam, uśmiechają się delikatnie do basiora, który został otruty.
- Nazywa się Herman. Ja jestem Toshiro – odezwał się mój towarzysz, przedstawiając nam wpierw obcego wilka, by móc potem przedstawić się waderze.
- To jest Sina, ja zaś mam na imię Riki – powiedziałam, spoglądając ukradkiem na Sinę. Przyglądała się uważnie dwójce basiorów.
Wytłumaczyliśmy uważnie Sinie i Hermanowi, co zaszło. Na całe szczęście wszystko przyjęli ze spokojem. Chyba byli wciąż zbyt oszołomieni, by móc nawet jakkolwiek inaczej zareagować na nasze słowa.
- Musimy teraz wymyślać jakiś plan, który pomoże nam uciec z terytorium trytonów. Obawiam się, że dłużej nas tu nie utrzymam, dlatego musimy szybko coś wymyśleć. Wybaczcie również, że nie macie wystarczająco czasu, by odpocząć i dojść do siebie – powiedział Toshiro, zwracając się w ostatnim zdaniu do dwójki nowopoznanych wilków.
- W porządku – odezwał się po chwili Herman, kiwając powoli głową. Sinie również to nie przeszkadzało.
- Jestem w stanie wytworzyć skrzydła i, mam nadzieje, być szybszą od trytonów, dlatego moglibyście się mnie złapać. Będę jednak chciała się skupić na drodze, dlatego Toshiro mógłby zająć się naszą obroną. Sina i Herman – nic od was nie wymagam, ale jeśli bycie mogli pomóc Toshirowi…
- Zrobimy wszystko, co będziemy mogli, by pomóc – odezwała się Sina pewniejszym głosem, który wcześniej był bardzo drżący. Uśmiechnęłam się delikatnie, ciesząc się ze słów wadery. Kiwnęłam delikatnie głową.
- W takim razie, mógłbyś nas przenieść z powrotem na arenę, Tosh? – spojrzałam na białego basiora, który kiwną głową. Zanim jeszcze do czegokolwiek doszło, wytworzyłam metalowe skrzydła. Ten plan był dla mnie bardzo ryzykowny, gdyż w prawie w każdej chwili skrzydła by mogły zacząć się buntować, a mój grzbiet mógłby ostatecznie zostać pokryty metalem, a skrzydła zostałyby na zawsze. Nie wiem, czy w razie czego istnieje sposób by to odwrócić. I tak dzięki trenowaniu tejże mocy już dłużej mogłam je utrzymać. Na razie miałam nadzieje, że wytrzymają, liczy się dla mnie jeydnie to, byśmy stąd wszyscy uciekli. Sina i Herman chwycili się skrzydeł, zaś Tosh złapał się ogona.
- Gotowi? – zapytał, a kiedy wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, wziął głęboki oddech i zaczął znów wymawiać szeptem nieznane mi słowa. Po chwili wszystko znów rozbłysnęło białym światłem. Znów dzwoniła mi w uszach, znów kręciło się w głowie. W miarę szybko jednak postarałam się dojść do siebie, kiedy poczułam okalającą mnie ze wszystkich stron wodę. Obraz powróciłam w miarę szybko, dzięki czemu od razu wystrzeliłam do góry, machając energicznie skrzydłami. Nagle ocknęły się trytony, które stały nad areną, nie wiedząc co się stało. Kilkoro z nich zaczęło przeszukiwać ją, a kiedy się pojawiliśmy, wręcz od raz zareagowali. Usłyszałam pierwsze strzały, spowodowane prawdopodobnie jedną z mocy trójki moich towarzyszy. Wszystko jednak na razie pozostawało mi obojętne, a moim jedynym celem było znalezienia wyjścia z owej jaskini. Pierwszą przeszkodą okazała się jednak szklanka kopuła. Zacisnęłam zęby, wiedząc, że nie mogę zasłonić się skrzydłami, gdyż trzymają się ich Sina i Herman, więc będę musiała przyjąć na siebie kopułę. Przycisnęłam głowę do klatki piersiowej. Po chwili poczułam, jak szkoła roztrzaskuje się na milion małych kawałków, które lecą w różne kierunki. Poczułam również, jak szkło rozcięło moją skórę tuż pod okiem oraz jak przejechało po całej szerokości ucha. Nie przejęłam się tym jednak, wypłynęłam z areny i szybko rozejrzałam się w około. Zobaczyłam dziurę w jednej ze ścian jaskini, która pozwoliła by nam wszystkim się łatwo wydostać.
- Łapać ich! – rozkaz przywódcy dotarł do mych uszu, co dało mi jeszcze większą determinację. Zaczęłam płynąć w kierunku wyrwy, starając się omijać trytony.
Już niedaleko, już blisko! Głosy znów zaczęły się odzywać w mej głowie, wypełniając mnie nadzieją, że naprawdę już blisko do naszej ucieczki. Naprawdę blisko spokoju, blisko wolności… Było to jednak przelotne złudzenie. Przedzieraliśmy się między wrogami, aż dotarliśmy do dziury. Przekrzywiłam się nieco i już poczułam, jak wypływamy z jaskini. Już tak blisko! Nagle jednak poczułam mocne szarpnięcie, za ogon.
- Toshiro! – usłyszałam głos Hermana. Odwróciłam gwałtownie głowę i zobaczyłam, jak trytony wciągają Tośka z powrotem do jaskini. Próbował się wyrwać, lecz szybko piątka trytonów unieruchomiła go.
- Nie! – krzyknęłam. Kolejna piątka trytonów zaczęła za nami płynąć. Co robić, co robić, Riki, myśl…
- Płyńcie, już! – wykrzyknęłam do Siny i Hermana, zatrzymują się. Przez chwilę nie wiedzieli co robić, lecz kiedy jeszcze głośniej wydałam polecenie, zaczęli płynąć przed siebie – Nie oglądajcie się!
Nie mogłam przecież zostawić Tośka, lecz nie zamierzałam wracać do jaskini z wilkami. Odwróciłam się gwałtownie, wytwarzając od razu Kolce Czarnej Róży, które wystrzeliłam w kierunku zbliżającej się piątki przeciwników. Trafiłam w okolicach ogona, dzięki czemu nie byli w stanie płynąć dalej do przodu i zaczęli opadać na dno. Nie zastanawiając się zbytnio, wleciałam znów do jaskini, a dzięki nabranemu pędowi, metalowe skrzydła odpychały na boki wodne stworzenia. Szybko odszukałam wzrokiem Toshira, który został w tym całym chaosie przyprowadzony do przywódcy klanu. Potężny tryton złapał basiora za szyję i go uniósł, mówiąc coś do niego przez zaciśnięte zęby. Wilk zaczął machać całym ciałem i cicho pojękiwać. Wielka dłoń nieprzyjaciela zaczęła zaciskać się na szyi mego towarzysza.
~A jednak, ktoś przez ciebie zginie!
Kiedy moje wszystkie myśli przysłoniło to jedno zdanie, moja determinacja wzrosła. Równocześnie zaczęłam czuć ból na całym grzbiecie, oraz jak skrzydła nie wykonują do końca tego, co chce, przez co coraz częściej zahaczałam o trytony i traciłam równowagę. Doleć, tylko tam doleć… Wiedziałam, że jeśli zaraz nie odwołam czaru, może być to niezwykle złe w skutkach, ale obecnie liczyło się dla mnie tylko jedna – uratować Toshira. Zacisnęłam zęby i płynęłam dalej, starając się nie myśleć o przeszywającym ciele bólu oraz o tym, że za chwile cały mój grzbiet może pokryje się metalem.
- Mam cię – szepnęłam do siebie, kiedy przywódca klanu był na wyciągnięcie mojej łapy. Uniosłam nieco lewe skrzydło, by nie skrzywdzić Toshira. Prawe zaś uderzyło w głowę trytona, poważnie go raniąc. Wyczułam świeżą krew w wodzie. Przypadkiem zerwałam łapą z szyi trytona jeden z trzech talizmanów, którymi były błękitne kamienie. Nieprzyjaciel puścił mego przyjaciela, ja zaś po uderzeniu trytona, zwinęłam się w kulkę i zapomniałam wręcz o całym świecie, przez ból, który przysłonił całe moje zmysły. Kątem oka dostrzegłam Tośka, który łapczywie zaczął łapa oddech i spojrzał w moim kierunku. Odwołaj skrzydła Riki, odwołaj… Jęknęłam cicho, czują kolejną falę bólu


< Toshiro? Po pierwsze – wiem, dramat i tragedia. Po drugie – ucieczka mocno chaotyczna, nie umiem chyba pisać nagłych akcji ;w; Po trzecie – przepraszam, że tak długo czekałeś i dostałeś coś tak nijakiego T^T Poprawię się z następnym opowiadaniem! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT