niedziela, 8 stycznia 2017

Od Vincenta do Nevry

Zwierz nie wydał się przejęty faktem, iż ma przed sobą wilki gotowe w każdej chwili zatopić zęby w jego ciele. Lustrował nas wzrokiem zupełnie spokojnym, niepokojąco pewnym siebie. Dopiero teraz zauważyłem, iż jego tęczówki jarzą się krwistą czerwienią, a źrenica jest pionowa, jak u gada. Przebiegł mnie dreszcz, co baran bystro dostrzegł, bowiem uśmiechnął się niczym kat nad skazanym a w ślepiach jego zatańczyła bestialska iskierka.
Miałem wrażenie, iż spoglądam w oczy diabła.
-Cóż… - stuknął kopytem w ziemię. – Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się, że po tak, hmm, drastycznej dla drapieżcy wizji jakikolwiek wilk będzie miał ochotę uganiać się za zającem. Liczyłem bardziej na widok podkulonych ogonów i pisków towarzyszących panicznej ucieczce.
-Zatem się myliłeś. – mruknąłem groźnie. Stojący obok Nevra poparł mnie warknięciem.
-Tak, nie doceniłem waszej odwagi. – ten fakt ni jak na niego wpłynął. Głos miał nadal spokojny, dumny, beztroski. Patrzył na nas bez przerwy z fascynacją. – Albo przeceniłem inteligencję. – zakpił z nas mrużąc oczy. – Waleczne mam przed sobą duszyczki. Wilki. Jakże wspaniałe to istoty!
Sierść na moim grzbiecie zjeżyła się jakoby kolce. Stojący u mego boku Nevra obnażył kły, kłapiąc szczękami na przybysza. Obydwaj staliśmy, napięci jak sprężyny, gotowi w każdej chwili skoczyć do barana… lub rzucić się do ucieczki w razie, gdyby wizje okazały się rzeczywistością.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! – rzuciłem w stronę wełnistego.
Zwierz został jakby wybudzony z zamyślenia. Zamrugał oczami, ponownie skupiając wzrok na nas. Uśmiechał się przez cały czas. Był on subtelny, kąciki ust ledwie wznosiły się ku górze, mimo to widoczny był niczym neonowa smuga; tak bardzo razi swą zuchwałością.
-Ah tak! Proszę wybacz mi ten nietakt! – nie było w tym ani grama skruchy. Prędzej doszukałem się szyderczej nuty. – Tak, ja stoję za przywabieniem was tutaj. Choć w ogólnym założeniu nie było to miejsce docelowa. Chciałem tylko sprawdzić, że będziecie na tyle śmiali by podjąć działanie, mimo zasianego w as strachu. A skoro już jesteście – nie spuszczając nas z oczu, odwrócił swe ciało w stronę wschodu, kopytem wskazując kierunek. – to nic nie stoi na przeszkodzie, by udać się tam, gdzie rozpocznie się właściwa historia.
-Co…? – Nevra wyglądał na zdezorientowanego i wcale mu się nie dziwię. Ja również nie miałem pojęcie, co ten baran do nas mówi. – O co ci chodzi? Kim ty jesteś?
Zwierz zaśmiał się jak przy dobrym żarcie. Śmiech jego wzbudził we mnie niepokój. Nie było w nim ani krzty wesołości, był sztuczny i pusty. Było to tak przerażająco inne od jego głosu i mimiki, które aż ociekały pychą i politowaniem do nas, tych słabszych.
-Bez pośpiechu, Nevro. – wilk zadrżał, gdy głos wypowiadający jego imię nagle uderzył w niższe tony, jakby z gardła baran przemówiła postać piekielna. – Na wszystko znajdzie się czas. Takie odważne basiory zapewne prędko odnajdą mnie ponowne. – do mych uszu dobiegł odgłos młóconego skrzydłami powietrza. – Lecz na razie przyszedł czas na zabawę.
To powiedziawszy uskoczył w stronę lasu, błyskawicznie niknąć między drzewami jakby się w nie wtopił.

<Nevra?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT