piątek, 27 stycznia 2017

Od Cassandry do Maddie

Maddie! Maddie! Jesteś tam?! Halo! Maddie!- krzyczałam. Wpadłam do jakiejś dziury, wszystko mnie bolało, a na dodatek było tu ciemno jak w grobie. Światło wlatywało jedynie przez dziurę, przez którą wpadłam. Była zbyt mała, abym mogła z niej wylecieć.- Maddie! Maddie!
Usłyszałam trzepot skrzydeł. „Jakiś ptak spłoszył się przez moje krzyki...”- pomyślałam.
Basior, który żartował sobie z mojej znajomej wraz z kompanem podszedł do dziury, w której tkwiłam i spojrzał w dół.
-I co? Łyso ci?- Zaśmiał się krótko. Po chwili jego towarzysz spostrzegł mnie i też zaczęli się śmiać.- A twoja niezdara? Gdzie teraz jest? No gdzie?- pytał kpiąco. W środku gotowało się we mnie ze złości. Miałam ochotę trzepnąć go w pysk łapą. Popatrzył na mnie jeszcze raz, uśmiechnął się złośliwie i odszedł, a za nim jego przyjaciel. Z resztą, czy ktoś taki może mieć przyjaciół?
-Może Maddie po prostu pobiegła po pomoc?- powiedziałam sama do siebie.- A może… zwyczajnie uciekła?
Spuściłam głowę. Co miałam zrobić? Byłam sama, no może z wyjątkiem kilku szczurów czy myszy. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Rozpostarłam skrzydła, tak by dotykały ścian jamy. Nie była zbyt szeroka, najwyżej jakieś dwa i pół metra. Ostrożnie stawiałam kroki. Końcówki mich skrzydeł delikatnie muskały ściany tunelu. I nagle!… Moja przednia łapa zapadła się w połowie w lodowatej wodzie! Wzdrygnęłam się. Trochę poszurałam po ścianach skrzydłami i wywnioskowałam, że przede mną rozciąga się jezioro podziemne, prawdopodobnie duże, ale jego głębokości, wielkości, ani tego, co czaiło się w jego wodach sprawdzać nie chciałam. Zaczęłam się cofać. Po kilku metrach wyczułam rozgałęzienie tunelu. Weszłam tam. Powoli zaczęło mnie denerwować to, że nic nie widzę. Ciągle mrugałam, miałam wrażenie, że jestem ślepa. Już wiem, jak się czują niewidomi.
Szłam i szłam, aż w końcu ujrzałam światełko w tunelu. Dosłownie. Światełko powoli się powiększało, przemieniło się w plamę światła. Zmrużyłam oczy. Po przebywaniu w takich iście egipskich ciemnościach światłowstręt był w sumie przewidywalny. Zaczęłam biec. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tej jaskini. Plama światła okazała się być niedużą dziurą nisko nad ziemią. Z trudem się przez nią przecisnęłam. Od strony zewnętrznej wyglądała jak lisia albo zajęcza nora. Rozejrzałam się. Znalazłam się około trzydziestu metrów od dziury, przez którą wpadłam. „A myślałam, że przebyłam jakiś kilometr!” Zaśmiałam się. Ten wstrętny basior wraz ze swoim koleżką siedział sobie beztrosko pod jakimś drzewem nieopodal! Jeszcze mnie nie zauważyli. To była niepowtarzalna okazja na odegranie się! Zaszłam ich od tyłu, zaczaiłam się i… Skoczyłam! Zerwali się z krzykiem z miejsc i zaczęli uciekać! Zwijałam się ze śmiechu. Nagle koło mnie przysiadł jakiś ptak. Uspokoiłam się, aby go nie spłoszyć. Po chwili przemienił się w… Maddie!
-Niezła akcja, Cassie.- powiedziała i uśmiechnęła się. Ja stałam w milczeniu, osłupiała.


>Czy pani Alyss raczy dokończyć? :-) <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT