poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Victora cd Renesmee

Spoglądałem w złote oczy Ren, nie do końca pewny, co mam myśleć. Co z tego, że w dzieciństwie znała podobną postać do Astorii? Obróciłem się, aby spojrzeć jeszcze raz na praktykantkę. Była kropla w kroplę starszą wersją postaci z wizji. Ech, cho.lera. Czy jest jakaś wersja tych wydarzeń, która byłaby ma tyle uproszczona, aby mój mózg to pojął?
— Jesteś pewna, czy to ona? — Byłem niemal przekonany o tym, że partnerka wciąż jest zdenerwowana. Mimo to nie mogłem pojąć, dlaczego. Już od dłuższego czasu jestem medykiem w watasze, to też nic w tym nadzwyczajnego, że dostałem uczniaczkę. Ashita po prostu dba o to, aby jej wilki nie były leczone przez niedoświadczone młodziaki. Cóż byłoby w tym złego, aby wysłała na nauki kogoś do mnie? Ot nauka podstaw, nic poza tym.
— Nie wiem, czy byłam kiedyś bardziej o czymś przekonana. — Westchnęła cicho.
— Nawet o szczerej i silnej miłości mieszanej z niechęcią do pewnego białego basiora? — zapytałem, udając oburzonego.
— Który ugania się za praktykantami, co? — warknęła zirytowana. Przewróciłem oczami, emfatycznie przejmując jej złość.
— Nie uganiam się za praktykantkami! — zaprzeczyłem, czując, jak opuszczają mnie siły. — Przedstawiła mi się pod innym imieniem, niż tobie. I co z tego?
Byłem ciekawy, które z nas pierwsze wybuchnie. Potyczka słowna zdawała się być wędrówką przez pole minowe. Jeden, nieostrożny krok, a wszystko buchnie. Po prostu. Będziemy świadkami pięknej, szalonej eksplozji. Rześkie wiosenne powietrze wypełni dym, a słońce nie będzie jedynym źródłem światła i ciepła w okolicy. Wspomoże je ogień, który powoli będzie się rozprzestrzeniał. A przynajmniej tak to będzie wyglądać z psychicznego punktu widzenia. Praktycznie, będzie to zwyczajna małżeńska kłótnia, tyle, że z ostrą wymianą ciosów. Coś, jak rzucanie talerzami.
— To, że to już pierwszy krok, aby pokazać Ci, jaką jest oszustką, ślepaku! — wycedziła wadera.
— Nie polepszasz naszej sytuacji, obrażając mnie — mruknąłem. W którym niby momencie jestem ślepy? Staram się po prostu patrzeć na sprawę trzeźwo, a nie przez pryzmat ukochanej, która również mnie okłamywała. Bardzo pragnąłem poprawić naszą relację, ale nie zamierzałem zostać przy tym pantoflarzem. Co to, to nie. Nauczyłem się już, że osobisty punkt widzenia muszę odradzać od punktu widzenia Reniś.
— Twoje naburmuszone ego tego nie wytrzyma, co? — syknęła. — Vici, proszę, nie kłóćmy się teraz, gdy jesteś w niebezpieczeństwie — dodała cicho, zbliżając się do mnie. Wpatrywałem się w jej jasne futro. Nie byłem jeszcze przyzwyczajony do jej “prawdziwego” wyglądu.
— Niebezpieczeństwie? — Przekręciłem łbem w pytającym geście. Ciekawe, czy wyszłem przy tym jak ktoś zaciekawiony, czy bardziej jak ostatni idiota.

<Renesmee?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT